[b]
PLUSY[/b]
Kraków ciągle na mapie Polski. Szukanie pozytywów w kontekście klubu z Krakowa to jak próba rozbicia głową ściany. Naprawdę trudno znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Po latach rozrzutności i kontraktowania uznanych nazwisk pozostały długi. Prezes Paweł Sadzikowski cofa się teraz ze swoimi współpracownikami do punktu wyjścia. Jak w jednej z popularnych gier planszowych "wraca na start". Ale nie poddaje się. Po spadku z Nice 1.LŻ nie porywa się z motyką na słońce tylko stara się wyprowadzić Wandę na prostą, nie likwidując ośrodka. I takiej postawie należy przyklasnąć. Zawodnicy może i poczekają trochę dłużej na zarobione pieniądze, ale przynajmniej mogą mieć nadzieję, że je dostaną. W przypadku bankructwa żużlowcom zostałyby tylko wspomnienia i zdjęcia w albumie ze startów w Krakowie. A przecież Sadzikowski mógłby wzorem kolegów z innych miast "zamknąć" klub, odciąć się od niego i zacząć wszystko od nowa już pod inną nazwą.
Wanda jako odskocznia i promocja do innych klubów. Do Wandy zawitały trzy typy żużlowców. Ci którzy mają za sobą fatalny sezon i nie cieszyli się na rynku transferowym wielkim braniem, a Wanda okazała się dla nich idealnym przytułkiem. Do kolejnej grupy należą obcokrajowcy, którzy w naszej lidze są kompletnymi anonimami i krakowska drużyna może się dla nich stać idealną odskocznią do lepszych zespołów w kolejnych latach. Trzecią kategorię stanowią zawodnicy, którzy jakiś czas temu otrzymali szansę na jazdę w lidze polskiej, ale z różnych powodów się nie sprawdzili. Złapali obniżkę formy i zniknęli z radarów, albo nie wywalczyli sobie miejsca w składzie, lub prezentowali się na tyle słabo, że trenerzy rzadko po nich sięgali.
Teraz trafia im się prawdziwa gratka, by za drugim, a nawet trzecim podejściem w końcu udowodnić swoją wartość. Taki stan rzeczy wynika po prostu z tego, że Wanda oferowała skromne pieniądze nawet jak na warunki drugoligowe. A nie jest tajemnicą, że stawki nawet na najniższym froncie znacznie skoczyły do góry.
MINUSY
Dostarczyciele punktów. Ostatni poziom rozgrywkowy w Polsce zapowiada się ciekawie jak nigdy. W siedmio drużynowej 2. Lidze Żużlowej dysponujemy sześcioma wyrównanymi ekipami zdolnymi walczyć o awans wyżej i Wandę. Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego krakowianie będą przekleństwem księgowych wszystkich klubów. Za sukces podobnie jak w minionych rozgrywkach będzie trzeba uznać już każde pojedyncze zwycięstwo. Ze zrozumieniem będzie trzeba również przyjąć decyzje szefów drużyn, który na mecze z krakowianami będą wysyłać oszczędnościowe zestawienia.
Brak perspektyw. Drużyna z łapanki. Wandzie i nowemu menedżerowi Stanisławowi Burzy życzymy oczywiście jak najlepiej, ale nie liczylibyśmy, że trafi im się jakiś złoty strzał. Pieniądze postawilibyśmy raczej na to, że większości tego narodowego miszmaszu nie zobaczymy jednak za półtora roku na polskich torach. Umowy podpisano praktycznie z reprezentantem każdego krańca świata. Oprócz Polaków w kadrze znajdują się jeszcze m.in. Fin, Australijczyk i dwóch Czechów. I nawet Niemca Wanda chciała. Brakuje tam już tylko dziada z babą.
ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji