Grzegorz Walasek: Nie czytam o sobie pozytywnych artykułów. Dam powody do dobrego pisania o mnie

Materiały prasowe / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Grzegorz Walasek
Materiały prasowe / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Grzegorz Walasek

Grzegorz Walasek przejścia do klubu z Nice 1.LŻ nie traktuje jako sportowej degradacji. - Wciąż jestem głodny sukcesów. Chcę sprawiać radość kibicom, sponsorom, prezesom i trenerowi – mówi 42-latek, który chce dać powody do dobrego pisania o nim.

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Kiedy zdobywał pan Łańcuch Herbowy miasta Ostrowa Wielkopolskiego, przeszło panu przez myśl, że za kilka tygodni będzie pan reprezentantem ostrowskiego klubu?

Grzegorz Walasek: Brałem pod uwagę różne opcje, także tę o startach w Ostrowie. Nie ukrywam, że Turniej o Łańcuch Herbowy okazał się bardzo istotny.

Dlaczego?

Łańcuch Herbowy pokazał mi jednak to, że muszę pójść w innym kierunku ze sprzętem. To mi dało dużo do myślenia. Ten występ udowodnił, że potrafię pojechać jeszcze na niektórych twardych torach, które nie zawsze mi pasowały. Być może moje zwycięstwo w Łańcuchu Herbowym było także bodźcem dla trenera, prezesa i firmy panów Garcarków, że jeszcze można w takiego "młodego" zawodnika zainwestować.

ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Nie wyobrażam sobie klubu bez prezesa Mrozka. On zna się na żużlu, a takich ludzi brakuje

[b]

Słowem zwycięstwo w Łańcuchu Herbowym okazało się ważne w kilku aspektach?[/b]

Owszem. Z jednej strony bardzo chciałem wygrać ten turniej. Bywałem w nim drugi, trzeci, ale nigdy nie udało mi się zwyciężyć i zdobyć głównego trofeum, a teraz wygrałem. Z drugiej strony, jak wspomniałem wcześniej, to zwycięstwo miało pewnie wpływ na to, że zostałem zawodnikiem ostrowskiego klubu.

Przejście do Nice 1. LŻ nie traktuje pan chyba jako sportowej degradacji?

Absolutnie nie. Nie uważam, żeby było to coś gorszącego. Ważne jest to, żebym się dobrze czuł, a dzięki mojej jeździe, ktoś inny był też zadowolony. To jest taki mój główny cel. Za to zaufanie, którym mnie obdarzono chcę odwdzięczyć się dobrą jazdą.

Czyli nawet dla tak doświadczonego i utytułowanego żużlowca starty w pierwszej lidze mogą być wyzwaniem?

Cały czas. Pierwsza liga nie będzie słaba. Tutaj naprawdę nie ma się czego wstydzić, bo rywalizować będziemy z bardzo mocnymi żużlowcami.

Był plan pozostania w PGE Ekstralidze?

Oczywiście. Na początku miałem właśnie taki plan. Polityka klubów ekstraligowych jest z reguły taka, że nie chcą rezerwowych i nie zależy im na posiadaniu szóstego zawodnika w kadrze. Jeżeli miałem czekać znowu do wiosny i liczyć, że komuś się coś wydarzy, czy przyjdzie mi rywalizować z zawodnikami, którzy już teraz podpisali kontrakty w PGE Ekstralidze, to uznałem, że lepszym rozwiązaniem jest od razu zejście do niższej ligi. Doszedłem do wniosku, że korzystniejsze jest podpisanie kontraktu tam, gdzie mnie chcą, a nie - tak jak to bywało w ostatnich latach - czekanie do wiosny i rywalizowanie o swoją szansę. Nie zawsze to dobrze wychodzi dla zawodnika.

Znajomość z trenerem Mariuszem Staszewskim pomogła panu w wyborze akurat tego beniaminka Nice 1. LŻ?

Tak. Mariusz szczerze ze mną rozmawiał i to miało też wpływ na moją decyzję. Niektórzy prezesi podczas negocjacji obiecują nie wiadomo co, a później realia są trochę inne. Mariusz jeździł na żużlu i wie, jak ten sport wygląda od podszewki. Podkreślał, że mnie jako kolegi, nie chce wsadzić na przysłowiową minę. Z Mariuszem znamy się sporo lat i szczera rozmowa była kluczowa. Prezesa Strzelczyka też poznałem wcześniej i moje odczucia w stosunku do tych osób są pozytywne. To też przeważyło na tym, że właśnie tutaj podpisałem kontrakt.

Czuje się pan sportowcem spełnionym czy jeszcze jest głód sukcesów?

Głód ciągle jest. Wystarczyło nam mnie spojrzeć po zwycięstwie w Turnieju o Łańcuch Herbowy. Widać było jak dużą frajdę mi to sprawiło. Jeszcze chciałbym zaistnieć. Sukcesów było całkiem sporo, ale czuję się na siłach, by nadal pojeździć na niezłym poziomie. Co prawda, nie czytam dobrych artykułów o sobie, ale chciałbym, aby dziennikarze mogli jeszcze o mnie pozytywnie pisać. Liczę, że w przyszłym sezonie dam powody do dobrego pisania o mojej jeździe. Jestem w Ostrowie po to, by sprawić wam wszystkim radość.

Kariera żużlowców w ostatnich latach wydłużyła się. Kiedyś nic nie ujmując, żużlowcy po czterdziestce wybierali się na sportową emeryturę, a pan tutaj snuje takie plany...

A co mam robić? Waga jest ok. Forma też. Kości czasami bolą. Jeszcze nie czas, by ze sceny zejść. Jeszcze ładnych kilka lat pojeżdżę. Uwierzcie mi, że będzie super.

Źródło artykułu: