Zaczynał od sprzedaży ogrodowych krasnali. Dorobił się fortuny, chce zdobyć mistrzostwo

PAP / Tomasz Gzell / Na zdjęciu: Stanisław Bieńkowski
PAP / Tomasz Gzell / Na zdjęciu: Stanisław Bieńkowski

Według Forbesa wypadł z setki najbogatszych Polaków. Jednak wciąż ma ogromny, szacowany na blisko pół miliarda złotych majątek. Kiedy otwierał biznes, sprzedawał ogrodowe krasnale, dziś skupuje żużlowe gwiazdy.

Stanisław Bieńkowski to jeden z trzech udziałowców żużlowej spółki Falubaz Zielona Góra. Dotąd był w cieniu dwóch pozostałych: Roberta Dowhana i Zdzisława Tymczyszyna. Jednak ostatnie ruchy w klubie - ludzie Bieńkowskiego rosną w siłę, prezesem klubu został niedawno jego prawnik Adam Goliński - wskazują na to, że teraz to szef giełdowej spółki Stelmet jest głównym rozgrywającym w drużynie, która niewątpliwie jest jedną z największych marek PGE Ekstraligi.

O Bieńkowskim zrobiło się głośno po sierpniowym przewrocie na szczytach władzy w Falubazie. To wówczas funkcję prezesa przestał pełnić Tymczyszyn. Pojawiły się też spekulacje, że rządzący dotąd klubem z tylnego siedzenia Dowhan traci wpływy. Zdania w tej sprawie są podzielone. Faktem jest, że gwarantem kontraktów Nickiego Pedersena i Martina Vaculika (mieli przyjść za 3,5 miliona złotych) jest Bieńkowski. Miał on polecić ich ściągnięcie, bo nienawidzi przegrywać.

O milionerze, który chce wygrać ligę z Falubazem, wiadomo niewiele. On sam rzadko się pokazuje. Widać, że nie lubi się eksponować, ale nie wiadomo właściwie dlaczego. Może to z powodu tego, że ma za sobą milicyjną przeszłość. Z Biuletynu Informacji Publicznej IPN wynika, że w kwietniu 1979 roku brał udział w kursie dla nowo przyjętych funkcjonariuszy SB, a od września 1980 do czerwca 1981 roku był na Stacjonarnym Studium Podyplomowym. W latach 79-81 był inspektorem II Wydziału KW MO w Zielonej Górze. Od sierpnia 83 do czerwca 85 był starszym inspektorem II Wydziału na WUSW w Poznaniu.

Początki działalności biznesowej Bieńkowskiego to rok 1985. Widać, że ma pojęcie o prowadzeniu działalności, bo obecnie jest liderem na rynku galanterii ogrodowej. W Forbesie czytamy, że biznes rozkręcili mu Niemcy, którzy masowo przyjeżdżali do przygranicznych rejonów Polski po elementy wyposażenia przydomowych ogródków. Sprzedawał słynne już krasnale, ale też płotki i pergole. Sprzedaż zagraniczna do dziś stanowi 98 procent obrotu firmy.

ZOBACZ WIDEO Bilety na SGP w Warszawie - jak i gdzie kupić?

Najtrudniejszy moment jego firma przeżywała w 2008 roku. Wszystko z powodu kryzysu i operacji przeprowadzonych przez ówczesnego wiceprezesa Grupy Stelmet, który w pięciu bankach pootwierał opcje walutowe na kwotę 130 milionów złotych. Niedozwolone transakcje walutowe w połączeniu z kryzysem spowodowały olbrzymie straty. W czerwcu 2009 roku Stelmet miał ponad pół miliarda długu. Do plajty nie doszło, bo Bieńkowskiemu udało się wynegocjować korzystne warunki z wierzycielami. Negocjował z siedmioma bankami równocześnie. W końcu jednak, w ciągu 2 lat, zredukował długoterminowe zadłużenie z 372 na 178 milionów.

Do Bieńkowskiego należy nie tylko Grupa Stelmet, ale i MRGARDEN, czyli spółka będąca sponsorem GKM-u Grudziądz. Zaangażowanie w ten drugi klub jest jednak mniejsze, szacowane na pół miliona. Sponsoruje też koszykarski Stelmet Enea BC Zielona Góra, jedną z najlepszych drużyn w Polsce. Najważniejszy jest jednak Falubaz. W klubie twierdzą, że żużel kocha, ale się na nim nie zna. Rok temu, kiedy walczący o tytuł mistrza świata Jason Doyle był w słabszej formie, kazał wezwać go na dywanik. Długo trzeba było mu tłumaczyć, że ma inne obowiązki, że jeździ w Speedway Grand Prix i trudno będzie go ściągnąć.

Pasją Bieńkowskiego, poza żużlem, a może przede wszystkim, jest lotnictwo. Biznesmen jest pilotem należącym do zielonogórskiego aeroklubu, ma oczywiście swój samolot. Kiedy ma czas, lata. Ludzie mówią, że gdy widzą niebieską maszynę w powietrzu, to wiedzą, że to leci Bieńkowski.

Jaki jest prywatnie? Niektórzy mówią, że potrafi być obcesowy i nieuprzejmy. Z drugiej strony dba o pracowników. Krążą legendy, że lata temu, kiedy musiał się z kimś rozstać, zawsze robił to przy lampce koniaku. Jest cenionym pracodawcą. Ludzie, którzy dostają pracę w Stelmecie, czują się, jakby złapali Pana Boga za nogi. Nic dziwnego, że Bieńkowski jest najbardziej wpływowym człowiekiem w Zielonej Górze. Ci, którzy znają realia w mieście, mówią wprost, że on nim trzęsie. Z pewnością dobrze zna prezydenta Janusza Kubickiego.

Gdy Falubaz szykował się do zakupów na sezon 2019, Bieńkowski miał powiedzieć: kupujcie, kogo chcecie, byle stworzyć drużynę na mistrza. Nie lubi przegrywać. Pedersen z Vaculikiem mają sprawić, że nie będzie musiał przeżywać takich upokorzeń, jak w tym roku w Grudziądzu, gdzie zielonogórzanie dostali 55:35 i zaczęli na poważnie drżeć o ligowy byt. Ekstraligę obronili rzutem na taśmę. Za rok mają bić się o złoto. Zresztą eksperci, oceniając skład zbudowany przez Falubaz, mówią, że Bieńkowski zagrał va banque według zasady: zastaw się, a postaw się.

Źródło artykułu: