Wojciech Stępniewski: Nie ma żadnego spisku antyrybnickiego. Mam dość tej opery mydlanej (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Wojciech Stępniewski wręcza medal Matejowi Zagarowi
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Wojciech Stępniewski wręcza medal Matejowi Zagarowi

- W sprawie Grigorija Łaguty wszyscy jak na razie przyznali rację Ekstralidze. O żadnym spisku antyrybnickim, którzy niektórzy próbują lansować, nie ma mowy - mówi w wywiadzie z naszym portalem prezes Wojciech Stępniewski.

Jarosław Galewski: Prezes Krzysztof Mrozek powiedział ostatnio, że jest mu żal Wojciecha Stępniewskiego. A jak jest z panem? Też panu żal szefa ROW-u?

[b][tag=2623]

Wojciech Stępniewski[/tag], prezes PGE Ekstraligi:[/b] Mam już naprawdę dość tej opery mydlanej i serialu medialnego związanego z dopingiem Grigorija Łaguty. Nie chcemy w tym uczestniczyć. Martwi mnie tylko fakt, że w świadomości kibiców lansuje się jakiś wydumany spisek antyrybnicki. Jak na razie Trybunał PZM, panel dyscyplinarny przy Poladzie w dwóch instancjach, Trybunał Arbitrażowy przy PKOL, Sąd Apelacyjny w Gdańsku przyznały rację Ekstralidze Żużlowej. Czy pan myśli, ze te instytucje też uczestniczyły w spisku przeciwko klubowi z Rybnika? Raz jeszcze na koniec powtarzam: Grigorij Łaguta został złapany na dopingu a jego punkty musiały zostać odjęte, tak jak były sumowane w przypadku wyniku drużyny, kiedy Łaguta uczestniczył w zawodach.

Jednak uchwała, że w PGE Ekstralidze nie mogą jeździć kluby, które podniosą na nią rękę, jest mocno kontrowersyjna.

Jest pan w błędzie. Można być w sporze z Ekstraligą Żużlową, ale w oparciu o przepisy o sądzie polubownym, które przewidują regulaminy PZM. Mamy sąd polubowny w postaci Trybunału PZM, który obowiązuje obie strony potencjalnego konfliktu. Nie jest zatem prawdą, że nie można "kłócić się" z Ekstraligą i w niej jeździć. To, o czym mówię, wynika również wprost z regulaminu licencyjnego, który kluby świadomie akceptują. Konflikt musi się jednak toczyć w Trybunale PZM, a nie Sądzie Najwyższym. Tak samo jest zresztą w innych dyscyplinach sportu. Federacje piłkarskie zrzeszone w FIFA funkcjonują na takich samych zasadach.

A co z Grigorijem Łagutą? Będzie mógł wrócić do PGE Ekstraligi? Pojawiały się już przecież opinie, że może dostać dożywotni zakaz.

Żadnych drastycznych ruchów nie będzie. Każdy ma prawo, żeby wrócić na właściwą drogę. Uznajemy kodeks antydopingowy WADA. Związek może mieć jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy w zakresie sportowym, czyli dotyczącym przykładowo odbierania punktów. Poza tym, respektujemy wyroki POLADA. Skoro Łaguta został zawieszony na dwa lata, to po tym terminie może wrócić i udowodnić, że teraz już jeździ czysto.

Swoją drogą, sezon żużlowy na półmetku, a dyskusja o regulaminie trwa w najlepsze. Jest pan zaskoczony?

O regulaminie nie mówi się ani więcej, ani mniej niż w poprzednich latach. To zawsze ciekawy temat, kiedy nie ma za bardzo nic do powiedzenia. Niech pan weźmie do ręki Tygodnik Żużlowy z lat 90. Nie ma żadnej różnicy. Dyskusja jest tak samo intensywna a nawet mniejsza.

Wielu prezesów mówi, że rezerwowy pod numerami 8 i 16 to bubel regulaminowy. Mają rację?

Ale dlaczego bubel? Moim zdaniem przepis się sprawdził.

Jakie ma pan argumenty?

Daleko ich szukać nie muszę. Pierwszy mecz torunian w Gorzowie. Wypadek Jasona Doyle'a, którego zastępował jadący z numerem ósmym Jack Holder. Tak w ogóle, to nie rozumiem tych narzekań, bo rezerwowy nie jest obowiązkowy. Jeśli komuś ten przepis nie pasuje, to nie musi go po prostu stosować.

A omijanie regulaminu? Miało być dwóch polskich seniorów pod numerami od 1-5, a niektórzy są tylko obecni podczas prezentacji.

Mamy tylko dwie takie sytuacje na osiem klubów.

Ale mamy i może trzeba z tym skończyć?

Nie jestem zdania, że trzeba z tym skończyć. Pierwszy przykład to Toruń, gdzie takiego zamysłu w ogóle nie było. Wymusiła go słabsza postawa Pawła Przedpełskiego. Od początku jasne założenie z Damianem Dróżdżem było w Betard Sparcie. Niektórzy zapominają jednak, że brak rezerwowego niewiele by w jego przypadku zmienił. Gdyby nie było tego przepisu, to zastępowałby go minimum dwa razy Maksym Drabik. Nic takiego się nie stało.

Czyli zmian nie będzie?

Dajmy sobie czas i oceńmy to po upływie minimum trzech lat. Przypominam również, że ten zapis został wprowadzony z premedytacją i po konsultacjach z klubami. Koronny argument był taki, że musimy dbać nie tylko o własne podwórko, ale również o światowy żużel. Potrzebujemy napływu nowych zawodników. Woffinden, Sajfutdinow, Ward, Holder, Lindren to żużlowcy, którzy zaczynali kariery również w oparciu o fakt, że w Polsce jeździli jako juniorzy zagraniczni. Mieli dostęp do najsilniejszej żużlowej ligi świata z odpowiednimi budżetami. To z tego powodu ich kariery nabrały tempa. Nie mówię, że stali się świetnymi zawodnikami tylko dzięki polskiej lidze, ale na pewno miało to olbrzymi wpływ. Bez pieniędzy naszych klubów nie znaczyliby na świecie nic. Przepis o rezerwowym to nic innego jak furtka dla takich jeźdźców jak Max Fricke, Jack Holder czy Brady Kurtz. Za lat pięć mogą być fundamentami PGE Ekstraligi. Jeśli ktoś myśli, że będziemy jeździć wyłącznie Polakami, to jest w błędzie. Nie uciekamy od dyskusji w gronie klubów i PZM.

Na kolejnej stronie dalsza część rozmowy. Wojciech Stępniewski opowiada w niej między innymi o kwestiach sportowych czy powrocie KSM.
[nextpage]Chciałbym zapytać również o kwestie torowe. Czy Marek Cieślak ma rację, kiedy mówi, że wróciła moda na orkę?

Nie nazwałbym tego orką, bo ten termin przypomina mi lata 90. lub początek tego wieku. Pojawiły się jednak słuszne sygnały, że ktoś próbuje przekraczać granice. Na chwilę obecną ich już jednak nie ma. W tym wszystkim chodzi tak naprawdę o polską mentalność dotyczącą przygotowywania torów.

To znaczy?

Ciągle słyszę narzekania, ze komisarz pozbawił drużynę gospodarzy atutu toru. Od lat to słychać w polskim żużlu. O jakim atucie jest mowa? Czy w siatkówce też inaczej pastuje się swoją część parkietu, aby mieć atut, a w koszykówce niżej zawiesza kosz przeciwnika? Atutem gospodarzy jest fakt, że mają doping własnych kibiców i znają geometrię toru. Proszę mi wierzyć, ale do Ekstraligi zgłaszają się zawodnicy z klubów, które czasami przekraczają granicę bezpieczeństwa w przygotowaniu toru i mówią nam dokładnie jak sprawa wygląda.

Zmienia się również filozofia w zakresie odpowiedzialności za przewinienia torowe. Warto w tym momencie wspomnieć wywiad, którego udzielił przewodniczący KOL Zbigniew Owsiany. Komisja kosztem kar finansowych wobec klubów, chce zawieszać osoby odpowiedzialne za przygotowanie torów.

I niektórzy prezesi mówią, że zawieszany jest trener lub menedżer, który nie ma na to wpływu, bo toromistrz i polewaczkowy wykonują polecenia sędziego i komisarza.

Chce Pan mi powiedzieć, że trener czy menedżer nie wiedzą jak jest konserwowany tor? To żarty chyba. To trenerzy i menedżerowie sterują i przygotowaniem toru i jego konserwacją w trakcie meczu, a nie sędziowie czy komisarze. Toromistrz czy polewaczkowy są wykonawcami woli trenerów. Taka jest rzeczywistość. I ja nie mam nic przeciwko tym faktom, tylko nie udawajmy, że trener nie wie, ile okrążeń zrobi polewaczka. W swoich zasobach mamy setki materiałów świadczących o tym, kto stoi za przygotowaniem toru i jego konserwacją. Komisarz i sędzia są od tego, aby reagować w przypadku przekraczania granicy bezpieczeństwa. Taki był i nadal jest fundament powołania instytucji komisarza.

Czyli zmian w tym zakresie nie będzie?

Na pewno nie. Szkoda jednak, że są w Polsce ośrodki, gdzie od kilku lat gra się w ciuciubabkę, jak sprytnie oszukać komisarza lub sędziego. Z tym będziemy walczyć w sposób zdecydowany.

To zapytam jeszcze co z KSM? Wróci czy nie wróci?

Nie ma już tematu KSM. Przynajmniej na razie. Był chwilowo, ale rozważaliśmy go, o ile sto procent klubów ekstraligowych będzie chciało tego rozwiązania. Chciała większość, a to za mało, żebyśmy zwrócili się w tej sprawie do do PZM.

Na koniec jeszcze kwestie sportowe. Jest pan zadowolony z tego sezonu?

Na bardziej analityczne oceny przyjdzie czas, bo na razie jesteśmy tak naprawdę na półmetku. Teraz możemy powiedzieć, że sprzyja nam aura. Nie pamiętam sezonu, w którym 40 meczów pojechało zgodnie z planem. Rytm rozgrywek jest utrzymany, a to ma wpływ na frekwencję, która wzrosła w porównaniu do ubiegłego roku. Wychodzi zatem na to, że warto inwestować w środki, które sprzyjają rozgrywaniu spotkań. Mam na myśli między innymi plandeki. W ostatnich latach mogły uratować wiele spotkań.

A kwestie sportowe? Liga ciekawsza niż roku temu?

Walka o play-off trwa, a jeszcze ciekawiej jest chyba na dole tabeli. To pokazuje, że eksperckie przewidywania nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości. Get Well miał walczyć o medale, a ma tylko matematyczne szanse, żeby wjechać do play-off. Unia Tarnów miała spaść z hukiem z ligi, a może się za chwilę utrzymać. Wszystko jeszcze przed nami. I dobrze.

ZOBACZ WIDEO Ryszard Czarnecki: PGE IMME ma szansę mieć stałe i ważne miejsce w kalendarzu

Źródło artykułu: