Ireneusz Maciej Zmora: Nie zgadzam się z karą dla Chomskiego. Cieślak chyba nawrócił się pod Jasną Górą (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Ireneusz Zmora i mistrzowska feta Stali Gorzów
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Ireneusz Zmora i mistrzowska feta Stali Gorzów

Ireneusz Maciej Zmora broni trenera Stanisława Chomskiego, który otrzymał karę za mecz Cash Broker Stali z forBET Włókniarzem. Prezes gorzowskiego klubu uważa, że regulamin jest pod tym względem nieuczciwy i proponuje zmiany.

, WP SportoweFakty: Władysław Komarnicki powiedział ostatnio, że celem minimum dla Cash Broker Stali w tym sezonie powinien być srebrny medal. Podziela pan ten pogląd?

[b][tag=13232]

Ireneusz Maciej Zmora[/tag], prezes Cash Broker Stali Gorzów:[/b] W klubie nic się nie zmieniło. Celem, który postawiliśmy sobie jeszcze przed startem sezonu, jest awans do fazy play-off. Jesteśmy na dobrej drodze, żeby go zrealizować, ale ciągle brakuje jeszcze punktów. Skupiamy się na tym, żeby zdobyć ich jak najwięcej.

Stal ma w tym roku mocno pod górkę ze względu na kontuzje. Z drugiej jednak strony można powiedzieć, że okazały się one dla klubu zbawienne. Gdyby nie problemy z Vaculikiem, nie byłoby Walaska i większych możliwości taktycznych związanych z numerami 8 i 16.

Rzeczywiście, poszerzenie kadry o Grzegorza Walaska można odbierać jako wzmocnienie zespołu. A co do możliwości taktycznych i stosowania rezerwowego pod numerami 8 i 16, to nasze stanowisko jest znane już od dawna. Jesteśmy do tego nastawieni negatywnie. Uważamy ten przepis w obecnym kształcie jest niefortunny i nic nie wskazuje na to, że będziemy korzystać z jego "dobrojdziejstw".

ZOBACZ WIDEO Warunki na torze w Gdańsku coraz bardziej sprzyjają walce. Będzie dużo emocji na PGE IMME?

Dlaczego?

Uważamy, że to bubel regulaminowy. Przepis jest również pomyłką od strony sportowej. Przykłady Get Well i Betard Sparty pokazują, że obecność dodatkowego zawodnika wywołuje ogromną presję na pozostałych członkach drużyny. To rozwala atmosferę w zespole i odbija się negatywnie na występach żużlowców. Wystarczy spojrzeć Toruń, gdzie ze z powodu rywalizacji Pawła Przedpełskiego i Nielsa Kristiana Iversena oraz oczekującego na starty Jacka Holdera mieliśmy konflikty. We Wrocławiu doszło z kolei do "poświęcenia" Damiana Dróżdża po to, żeby mógł jeździć Max Fricke. Jak już powiedziałem, wątpliwości budzi również strona formalna.

W jakim sensie?

Dziwię się Andrzejowi Witkowskiemu pełniącemu funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej Ekstraligi Żużlowego oraz Michałowi Sikorze obecnemu prezesowi PZM, że akceptują jawne omijanie przepisu o obowiązku posiadania dwóch Polaków w drużynie pod numerami 1 - 5. Ten zapis regulaminu stoi w sprzeczności z ideą, która przyświeca polskiemu żużlowi już od wielu lat. Dodam jednocześnie, że nie obwiniam w żaden sposób klubów z Wrocławia i Torunia, że wykorzystują ten zapis, bo w końcu na to pozwala regulamin.

Czyli z tego przepisu należy zrezygnować?

Nie trzeba od tego przepisu całkowicie odchodzić. Moim zdaniem wystarczy go odpowiednio zmodyfikować.

Jak?

Musimy skończyć z fikcją. Jeśli chcemy nadal stawiać na dwóch Polaków w pierwszej piątce, to trzeba nałożyć obowiązek, żeby każdy z nich odjechał w meczu minimum dwa wyścigi. Wtedy ukrócimy proceder, który ma miejsce w tym sezonie. Poza tym, musimy się zastanowić nad spójnością regulacji, bo pod tym względem również mamy pewne sprzeczności.

Czego dotyczą te sprzeczności?

Z jednej strony jest olbrzymi nacisk na szkolenie polskich zawodników. Poprzeczka dla klubów jest zawieszona bardzo wysoko, a z drugiej nie stwarzamy im możliwości do jazdy. Zmierzam do tego, że zawodnik, który trafia pod numery 8 i 16 i jest juniorem, powinien mieć takie same prawa jak żużlowiec pod numerami 6,7 oraz 14 i 15. A tak nie jest.

Zostawmy regulamin. Ostatnio nie mówi się już o stanie gorzowskiego toru. Opanowaliście sytuację?

Sytuacja z torem gorzowskim jest opanowana od dawna. Wiele się na ten temat w pewnym momencie mówiło, ale to był efekt niepojętej psychozy.

Psychozy?

Dokładnie. Nie wiem, z czego się ona wzięła, ale takie są fakty. Moim zdaniem nie było podstaw, by ją wywoływać. U niektórych osób panuje jednak dziwne napięcie. Rozumiem, że trenerzy przyjeżdżają na wyjazdy i kwestionują stan torów, bo to element gry, odbieranie atutu gospodarzom. U nas to wszystko poszło jednak o krok dalej. Poza kwestionowaniem toru miała miejsce jeszcze wspomniana psychoza.

Fakty są jednak takie, że ludzie z Gorzowa zostali ukarani za mecz z forBET Włókniarzem. Oberwało się między innymi trenerowi Chomskiemu.

Jednak nie odejdziemy od przepisów, bo w tym przypadku znowu kłania się regulamin, który zawiera istotny błąd. Nakładamy na trenera i menedżera odpowiedzialność za utrzymanie odpowiedniego stanu toru podczas całych zawodów. Tymczasem obie te osoby podczas trwania zawodów przebywają z drużyną w parku maszyn. Nawierzchnią zajmuje się obsługa, czyli toromistrz i polewaczkowy, którzy wykonują polecenia komisarza oraz sędziego. Odpowiedzialność spoczywa jednak jednak na trenerze i menedżerze. Właśnie m.in. z tego powodu trener Chomski dostał karę, z którą się absolutnie nie zgadzam. To karkołomny i nieuczciwy zapis. Poza tym trzeba jeszcze pamiętać o miarkowaniu kar, a tu w mojej ocenie Komisja Orzekająca Ligi posunęła się za daleko.

Więc jak powinien pana zdaniem brzmieć ten punkt regulaminu?

Odpowiedzialność za to, co dzieje się na torze, powinna spoczywać na osobach, które bezpośrednio się tym zajmują. Ludzie, którzy są w zupełnie innym miejscu, nie są w stanie sprawować nad tym nadzoru.

Nie jest żadną tajemnicą, że temat torów wywołał Marek Cieślak, który powiedział, że w PGE Ekstralidze wróciła moda na orkę. Ostatnio trener w rozmowie z Przeglądem Sportowym dodał, że niektórzy ciągle mają inklinacje do nieczystych zagrań, a Włókniarz postawił jako wzór do naśladowania, bo nie dość, że wygrał ostatnio mecz, to jeszcze zadowolił kibiców w całej Polsce. Co pan o tym sądzi?

Kiedy czytam takie słowa Marka Cieślaka, to dochodzę do wniosku, że wpływ Jasnej Góry czyni cuda. Mamy chyba do czynienia z cudownym uzdrowieniem i nawróceniem jednocześnie. Historia pana Cieślaka zawiera wiele barwnych wydarzeń. Nie mamy chyba tyle czasu, żeby je wymieniać, ale w internecie nic nie ginie. Każdy zainteresowany jest w stanie je bez problemu odszukać. Warto to skonfrontować z tym, co obecnie opowiada trener Włókniarza.

Źródło artykułu: