Za wszystkim stał prezes ROW-u, Krzysztof Mrozek, który był wściekły po meczu i zwołał pilną naradę. Dopiero po dłuższej chwili zawodnicy wyszli z szatni i udali się do kibiców, którzy czekali przy bandzie okalającej tor. Próżno było tam jednak szukać Andrzeja Lebiediewa. Pozostali żużlowcy rybnickiego klubu byli zaś mocno przybici. Można więc wywnioskować, że na naradzie nie oszczędził swoich zawodników Mrozek.
Mrozek wyścigi obserwował w okolicy maszyny startowej. Podczas przerw znajdował się z kolei w boksach swoich zawodników. Już podczas narad widać było, że prezes ROW-u był bardzo zdenerwowany dyspozycją niektórych ze swoich żużlowców. - Jadą jak panienki. Na ten moment ROW Rybnik równa się żeńska koszykówka. Wszystko jest jak bozia przykazała, a oni jadą jak panienki - mówił Mrozek w wywiadzie udzielonym dla Eleven Sports.
Napięta atmosfera udzieliła się również innym. Po jednym z biegów asystent kierownika ROW-u miał mocno pokłócić się z Markiem Courtneyem, mechanikiem rybniczan. Rozdzielać ich musieli Mrozek i Dymek. Całą sytuację pokazały kamery stacji Eleven. - Nic godnego uwagi. Musieliśmy wyjaśnić pewną sprawę. Za sprawą telewizji delikatna różnica zdań nabrała zbytecznego rozgłosu - powiedziano nam w klubie.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Jan Szczęsny: Gdyby Nawałka postawił na Fabiańskiego, trochę skrzywdziłby Wojtka