Maciej Kmiecik: W Tarnowie zaliczyłeś pierwszy mecz po kontuzji. Odczuwałeś jeszcze jej skutki czy jesteś już w pełni zdrowy?
Karol Ząbik: Doskwierał mi niestety jeszcze ból. Starałem się jednak walczyć z całych sił. W pierwszym biegu pomyliłem się z ustawieniami motocykla. Później było już lepiej. Szkoda tylko, że tak sromotnie przegraliśmy końcówkę spotkania. Do połowy mecz był bardzo wyrównany i wynik mieliśmy pod kontrolą. Przegrywaliśmy co prawda, ale nie było blamażu.
Ale chyba przyznasz, że końcowy wynik nie oddaje do końca tego, co działo się na torze?
- Do połowy wynik był naprawdę bardzo dobry. Walczyliśmy do końca, ale w ostatnich wyścigach gospodarze byli zdecydowanie górą. Zespół z Tarnowa jest już poza zasięgiem w rundzie zasadniczej. My z kolei musimy skupić się na walce z pozostałymi rywalami, z którymi na pewno jesteśmy w stanie wygrywać.
Niestety jednak nie zawsze potraficie udowodnić to na torze. Cztery porażki w pięciu meczach to bilans znacznie poniżej oczekiwań kibiców i działaczy w Ostrowie...
- Ciężko mi oceniać kolegów. Mogę wypowiadać się na swój temat. Mi osobiście brakuje zgrania ze sprzętem. Ciągle coś zmieniam, szukam optymalnych ustawień. Momentami znajduję już odpowiednią szybkość na torze, ale niestety później przychodzi jeden wyścig czy cały mecz, w którym zupełnie nie idzie. Po końcówce niedzielnego meczu w Tarnowie mogę tylko powiedzieć, że chyba jestem już blisko znalezienia właściwych ustawień moich motocykli.
Wracasz do Anglii czy jeszcze kilka dni będziesz odpoczywał i dochodził do pełni sił?
- W poniedziałek mam mecz w Elite League. Wracam więc do Anglii. Nie dostałem natomiast powołania na mecz wtorkowy mecz w Szwecji. Trzeba gdzieś jeździć, bo tylko w ten sposób można budować formę.
Jakie masz plany jeśli chodzi o Twój polski zespół? Niektórzy twierdzą, że jesteście zlepkiem indywidualności, a nie drużyną z prawdziwego zdarzenia. Zgodzisz się z tą opinią?
- Wydaje mi się, że musimy chyba jeszcze więcej ze sobą przebywać, więcej rozmawiać, trenować. Przydałby się może w Ostrowie jakiś obóz dochodzeniowy, w trakcie którego oprócz treningów na torze, znajdzie się czas - przykładowo - na wspólną grę w kręgle, spędzenie czasu wolnego razem, tak byśmy poczuli się może nie od razu jak przyjaciele, ale chociaż jako dobrzy koledzy. Ciągle gdzieś jesteśmy w rozjazdach, przyjeżdżamy na mecze i treningi. Może dlatego stanowimy zlepek indywidualności, a nie drużynę.
Chris Harris jest największym rozczarowaniem waszej drużyny. Masz okazję obserwować Anglika także na Wyspach Brytyjskich. Czego Twoim zdaniem brakuje "Bomberowi", żeby być jeśli nie liderem, to chociaż solidnym punktem drużyny Klubu Motorowego Ostrów?
- Nie lubię oceniać kolegów. Z tego co widzę, Chris Harris ma podobny problem, co ja w zeszłym roku. Od początku sezonu nie może odnaleźć formy, a liczne słabe występy jeszcze kumulują frustrację i dołują żużlowca. Kolejny gorszy występ nie pomaga, a wręcz tylko pogrąża sportowca.
Przed wami dłuższa przerwa i mecz w Grudziądzu, który trzeba wygrać, żeby nie znaleźć się na dnie pierwszoligowej tabeli. Jesteście w stanie to zrobić?
- Nie widzę innego założenia, jak tylko jechać do Grudziądza po zwycięstwo. Każdy powinien wiedzieć, jakich warunków spodziewać się w Grudziądzu.
Ale przecież jest tam nowa nawierzchnia przewieziona ze starego toru w Toruniu...
- Tym bardziej dla mnie nie powinna ona stanowić żadnej zagadki. Myślę, że będę mógł podpowiedzieć kolegom z drużyny, jakie przełożenia dobrać do tej nawierzchni. Zresztą, przed każdym meczem przyjeżdżamy minimum 2 godziny przed rozpoczęciem, wychodzimy na tor i powinniśmy wiedzieć, jakie ustawienia motocykli dobrać.
W praktyce nie zawsze jednak wam to wychodzi...
-Taki jest urok speedway'a. Nie wszyscy mogą wygrywać. To jest sport, ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Wierzę, że jednak w końcu dla nas zła karta się też odwróci.