Gorąca atmosfera była w Toruniu wyczuwalna już na długo przed rozpoczęciem spotkania. Miejscowi potrzebowali punktów, ale jadąca niczym walec leszczyńska Fogo Unia w tym sezonie jest na razie nie do pokonania. Jacek Frątczak totalnie już się pogubił i nie wie nawet, jak przygotować tor, by był on sprzymierzeńcem gospodarzy. - Boję się, co on wymyślił. Oby nie przekombinował - rzucił starszy pan w kolejce po bilety. Jego obawy się potwierdziły.
Właściciel klubu Przemysław Termiński pytał, czy może leszczynianie przyjechali do Torunia na sparing. Przynajmniej wynik i styl jazdy zawodników by na to właśnie wskazywał. - Dzięki, Jacek. Jak to się dzieje, że goście jadą u nas jak u siebie? - zapytał wierny kibic w szaliku. - K***a, to jest jakiś koszmar - dodał, po czym schował głowę w dłoniach.
Z każdym biegiem Get Well był coraz bardziej nieporadny i sfrustrowany. Drużyna Piotra Barona z kolei jechała na luzie, czasem chyba już nie na sto procent. - Jest remis, brawo! To już jakiś sukces - śmiali się przez łzy dwaj młodzi kibice. Ich radość jednak została brutalnie przerwana, gdy para gości triumfując 5:1 miała już 14 punktów na plusie. To był koniec. Trzeba było skupić się na walce o zachowanie twarzy i resztek honoru.
- I on śmie mieć pretensje? On?! - to z kolei pod adresem Nielsa Kristiana Iversena. Elegancki mężczyzna po 50-tce również nie wytrzymał. Gdy zobaczył roszczeniowego Duńczyka zagubionego jak dziecko we mgle, puściły mu nerwy. 34-latek narzeka, że wycofuje się go z biegów, ale nie daje absolutnie powodów, by tego nie robić. Mało tego, jedzie coraz gorzej. Tłumaczenia profesjonalisty "potrzebuję objeżdżenia" brzmią jak kompromitacja.
Wyścig 14. przelał czarę goryczy. - Co się odwlecze, to nie uciecze. Tym razem spadną. "Pi****lę, wychodzę stąd" - wściekł się cytowany wcześniej wierny kibic. I nie rzucał słów na wiatr. Wyszedł. Ostatniego biegu już nie obejrzał, bo poszedł na piwo. - Masz rację - wsparł go kolega i dołączył do niego. Obaj w smutku odwrócili się w stroną przeciwną do toru, bo goście w 14. wyścigu dołożyli jeszcze jedno 5:1.
Działo się też po zakończeniu meczu. Jeden z kibiców wybiegł na tor do żużlowców Get Well i zaczął wymachiwać rękami przed twarzą Frątczaka. - Co wy robicie? Apator, co wy robicie? - krzyczeli najwierniejsi z pierwszego łuku. Należy dodać, że w tej sytuacji ośmieszyła się miejscowa ochrona, która najpierw nie zatrzymała mężczyzny biegnącego do zawodników, a potem jeszcze pozwoliła mu najspokojniej w świecie uciec.
- Igor, dlaczego cię nie wystawili? Powiedz mi chłopie - mówił do Igora Kopcia-Sobczyńskiego zrozpaczony młody chłopak. - Wytłumacz mi do cholery, czemu wy tak jedziecie? - dodał. W obronie juniora stanęła odważna kobieta . - Odwal się od niego, ok? Przecież on nie jechał - słusznie zauważyła.
Powiedzieć, że w Toruniu jest zła atmosfera to jak określić seryjnego mordercę "hultajem". Ona jest koszmarna. Najgorzej ma chyba Jacek Frątczak, ale poniekąd sam sobie na to zapracował. Kwiecisty język, dużo obietnic, a efekty każdy widzi. Kibice tracą cierpliwość. A przed nimi być może prawdziwy dramat. Trzy bardzo ciężkie mecze w perspektywie. Gdyby torunianie spadli, mając taki skład, byłaby to sprawa bez precedensu.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po leszczyńsku