Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.
***
- Kto będzie najlepszy w wyścigu koni mechanicznych - pytanie o prognozy na nadjeżdżający sezon usłyszałem ostatnio na lubelskiej ziemi z kilkunastu ust. Pytali fani i specjaliści od koni w jeździeckim wydaniu, którzy między skokami przez przeszkody lubią rzucić okiem na żużlowe popisy. Takie na przykład polskie diamenty jak Andrzej Opłatek albo Maksymilian Wechta startując w prestiżowych zawodach lubią podyskutować o czarnym sporcie, a najlepszy polski zawodnik Jarosław Skrzyczyński od lat zakłada zielone palto, symbolizujące klub wielkiego mecenasa polskiego żużla i jeździectwa Jana Ludwiczaka. Zresztą jego wnuk Wiktor zrobił ostatnio na parkurze taki show, którego pozazdrościłby wyginający śmiało ciało na motocyklu Bartek Zmarzlik. Ale wróćmy do prognoz.
Skoro mowa o leszczyńsko-śremskim klimacie to trzeba walić prosto z mostu, że Byki są na razie najlepiej zorganizowane. Robią z oddali najlepsze wrażenie. Profesjonalne przede wszystkim. Czasem pięknie brudzą się na crossie, innym razem wylewają hektolitry potu w hali albo śmigają w słońcu ciepłego kraju. Wsiadają tam na rowery i uśmiechają się do kamery. W przygotowaniu i integracji zespołu nokautują resztę ekstraligowej stawki. Na razie w przekazywaniu informacji i medialnej aktywności też. Czy to jakkolwiek przełoży się na wygrywanie w lidze nie wiadomo. I czy będzie miało ważny albo decydujący wpływ na rozgrywanie ligowych dreszczowców też trudno przesądzać. Czy atmosfera pomoże w parowym wybieraniu ścieżek również nie ma pewności.
Wiadomo za to, że Byki budują taki klimat wokół siebie, który może być dla innych niedościgłym wzorem albo powodem do zazdrości. A to już podświadomie spowoduje, że leszczynianie będą mieć lekką przewagę kiedy staną oko w oko z niektórymi zaniedbanymi rywalami, którzy spotykają się, rozmawiają i śmigają ze sobą tylko od żużlowego święta. Nie mówiąc o kondycji czy o wytrenowanych na pamięć padach.
A co z zapleczem ekstraligi? Kilkudniowe przebywanie w lubelskim klimacie służyło ostatnio do wskazywania Motoru jako głównego pretendenta do ekstraligowego awansu. Zgrupowanie w Kazimierzu zjednoczyło nową drużynę, Andreas Jonsson potwierdził swą rolę lidera ekipy, a włodarze klubu ponoć nie cisną wcale na konieczne wygranie ligi. - Co sądzisz o naszym potencjale? - dopytywali decydenci Motoru. A ja odpowiadałem, że eksperci wytykają niedoskonałości Rybnika i Łodzi, więc wygląda na to, że wschodnia ściana ma otwartą drogę do elity. - Juniorów, myślę, mamy dobrych - uśmiechnął się dyrektor Kuba Kępa. Dobrych? Na papierze wygląda, że najlepszych. Ale tor - jak zwykle - tę teorię zweryfikuje. Wszyscy wiemy, że nazwa Motor zobowiązuje.
Faworyt najniższej klasy sam się określił, więc wiadomo kto ma największe parcie i potencjał na awans. Tyle że na razie słychać od tego faworyta ciągłe utyskiwania i zażalenia na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jeszcze w tej lidze nie wystartował, a już faworytowi przylgnęła łatka lalusia. Jakby zniewieściałego wytwornisia, który udaje macho i chce być oczkiem w głowie. Wierzę, że wraz ze startem sezonu tę łatkę szybko z siebie zrzuci. I pokaże żużlowej Polsce prawdziwe oblicze.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
ZOBACZ WIDEO Finał PGE Ekstraligi to był majstersztyk w wykonaniu Fogo Unii