Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.
***
Na zorganizowanie światowego ścigania nad Wisłą został jeszcze listopad i będzie polski komplet. Piękne to jest. Takie nasze, narodowe. Chcemy się ścigać z najlepszymi na świecie nie tylko na motocyklach po torze, ale też pobijać rekordy w robieniu międzynarodowych turniejów. Z jednej strony wielka rzecz, bo pokazujemy ambicje, wolę słowiańskiego ugoszczenia przyjezdnych i pokazania się światu, a do tego prezentujemy biznesowe inklinacje. Z drugiej, zachowanie polskich ośrodków żużlowych przypomina czasem rywalizację ze szkolnych ławek, gdzie na matematyczne pytanie kilku chętnych podnosi palce do góry, wyrywając się do odpowiedzi. Nagrodę zdobywa umiejący najlepiej liczyć. Albo najsprytniejszy.
I tak oto, ten historyczny rok zaczniemy w światowym wydaniu dość szybko, bo już w przedostatnią sobotę marca. Wprawdzie zawody najlepszych par, a właściwie firm nie są najbardziej pod słońcem legendarne, ale już stałą toruńską lokalizację nabyły. Do tych prestiżowych galopów dołączył ostatnio Rzeszów, zyskując w kwietniu drugą odsłonę parowych zmagań. Dobra zmiana działa.
W maju niby jak w raju. A skoro tak to inauguracja najważniejszego ścigania w sezonie wreszcie odbędzie się w iście mistrzowskich okolicznościach. Decyzja tyle celowa ile lekko wymuszona na organizatorach cyklu. Warszawa na początek walki w Grand Prix zaproponuje 40-tysięcy kibiców, biało-czerwony klimat i możliwość widowiskowej jazdy. - Od lat szukamy najlepszego miejsca ma inaugurację sezonu. Chodzi nam o najlepszy śnieg i atmosferę oraz wielu kibiców plus duże zainteresowanie mediów. Myślę, że jesteśmy we właściwym miejscu - słowa dyrektora Pucharu Świata w skokach Waltera Hofera dotyczące Wisły, włodarze GP śmiało będą mogli przenieść na żużlowy grunt. Pochwalmy się polską historią mundialowych medali, a reszta jest pewna jak w banku.
Czerwiec rozpieści nas rywalizacją najlepszych na świecie narodowych par. Puchar Narodów na żużlu (taką nazwę podają wrocławscy organizatorzy) w nowej formule ma nawiązywać do przeszłości i odświeżyć zainteresowanie żużlem w państwach, które mogą wystawić silną reprezentację w liczbie dwóch zawodników. Czy to się uda poprzez organizację finału w Polsce? Na pewno szanse na sukces, a więc i na rozgłos innych nacji wzrosną, a ewentualny triumf gospodarzy będzie wymagał większej gimnastyki na motorach niż w ostatnich latach. Skoro o wygranej zdecyduje dopiero ostatni wyścig dwudniowej jazdy, emocji jak i chwil z fartem w roli głównej nie braknie na Olimpijskim.
ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"
Gorący lipiec jeszcze dogrzeje fanów leszczyńskim finałem Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Sierpień tradycyjnie dostarczy emocji na pełnym Jancarzu w siódmej rundzie GP, a październikowe ściganie w 10. zawodach cyklu skusi do przybycia na Motoarenę ponad 10 tysięcy widzów. W międzyczasie będziemy obserwować czy i jak odrodzi się Stadion Śląski w nowej odsłonie. Wrześniowy finał mistrzostw Europy zachęci do odwiedzenia Chorzowa choćby z racji odświeżenia byłej świątyni speedwaya.
Sporo tych imprez najwyższej rangi w naszej ojczyźnie. Fajnie, bo kibic ma opcje do wyboru do koloru. Groźnie, bo monopolizujemy rynek organizacji najważniejszych wydarzeń w żużlu. Zaczyna to przypominać paplanie się w swoim sosie. A gdzie konkurencja? Na przykład w GP tylko Szwedzi organizują więcej niż jeden czyli dwa turnieje w sezonie. Polska tylko w jednym bezśnieżnym miesiącu (listopadzie) nie organizuje światowych zawodów. Oby nam się ta częstotliwość szybko nie przejadła. I własnego ogona ta polskość na mapie nie zjadła.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+