Wciąż nie wiemy, czy w tym roku BSI zaserwuje nam kolejną odsłonę Drużynowego Pucharu Świata (Polacy bronią tytułu), czy też będziemy cieszyli się z powrotu mistrzostw świata par (ostatnie odbyły się w 1993 roku). Angielska firma prowadzi negocjacje z miastami, nie podając, o jaki produkt chodzi. Po sondowaniu Częstochowy przyszła pora na Wrocław.
Wrocław już rok temu był w grze o DPŚ, ale ostatecznie imprezę zgarnęło Leszno. Działacze tamtejszej Fogo Unii mieli spory apetyt na zrobienie dużego eventu. Dodatkowo dysponowali 2 milionami złotych, jakie otrzymali z miasta na promocję. Dla nich wyłożenie około pół miliona za licencję nie stanowiło takiego problemu, jak dla Wrocławia, który zresztą nie miał ciśnienia, bo przecież organizował igrzyska World Games 2017, a parowa rywalizacja żużlowców była jednym ze składników.
Poza wszystkim dotąd działacze Betardu Sparty starali się działać tak, by jednak chronić interes polskiego żużla. Andrzej Rusko, obecnie prezes klubu, na różnego rodzaju spotkaniach przekonywał, że trzy turnieje Grand Prix w Polsce oraz dodatkowo finał DPŚ to podcinanie gałęzi, na której siedzą ligowe kluby. Portfel kibica nie jest przesadnie gruby, więc turnieje mistrzostw świata działacz Sparty, całkiem zresztą słusznie, traktował jako konkurencję dla PGE Ekstraligi. Tym bardziej, że BSI organizując zawody GP i DPŚ podkradało przy okazji lokalnych sponsorów.
Teraz jednak Wrocław raczej nie będzie się oglądał na innych i jeśli tylko Sparcie uda się wynegocjować dobre warunki, to kupi imprezę od BSI. 120 tysięcy funtów z pewnością nie zapłaci, ale kwota poniżej 100 tysięcy jak najbardziej wchodzi w rachubę. Klub na pewno wszystko dobrze policzy i skalkuluje, na ile może sobie pozwolić, by dobrze na tym wyjść.
ZOBACZ WIDEO W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja