Żużel. Imponował startami i nie przypominał zawodnika sprzed roku. "Jazda w końcu sprawiała mi radość"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Mateusz Świdnicki (kask niebieski) i Mateusz Cierniak (kask biały)
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Mateusz Świdnicki (kask niebieski) i Mateusz Cierniak (kask biały)

Mateusz Świdnicki chce odzyskać radość z jazdy i to jest jego główny cel na ten sezon. W sobotnich zawodach w Częstochowie pokazał, że drzemie w nim potencjał, który musi wykorzystać.

Ostatnie dwa lata dla Mateusza Świdnickiego były wręcz fatalne. Na tyle, że żużlowiec rozważał zakończenie kariery. Kiedy jednak pojawiła się perspektywa startów w Krono-Plast Włókniarzu Częstochowa, to dał sobie jeszcze jedną szansę. Wielu zastanawiało się, jak zaprezentuje się w macierzystym zespole.

Nie dostał szansy w sparingu przeciwko Betard Sparcie Wrocław. Na tor wyjechał w sobotę - 29 marca podczas Memoriału Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego. O ile punktowo jego występ nie wyglądał imponująco, tak na torze udowodnił, że nie zapomniał, jak się ścigać.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Mrozek, Woffinden i Tungate

- Ta jazda w końcu sprawiała mi frajdę i czułem się dobrze na motocyklu. Trudno mi konkurować sprzętowo, ale cel na ten sezon, to frajda z jazdy i to też dziś było - przyznał Świdnicki w rozmowie z WP SportoweFakty.

Zawodnik z Częstochowy miał bardzo dobre wyjścia spod taśmy i świetnie rozgrywał pierwszy wiraż. Potrafił postraszyć Dominika Kuberę, wozić za plecami przez prawie cały wyścig Kacpra Worynę, ale i wjechać między Piotra Pawlickiego i Nicolaia Klindta niczym Joe Screen w swoim legendarnym wyścigu.

- To tak działa, że jak jest prędkość i przestrzeń, to zawodnik czuje, że gdzieś może wjechać. Ja tak miałem w tym wyścigu. Fajnie to wyglądało i na pewno kibice byli zadowoleni, że coś się dzieje na torze - dodał nasz rozmówca.

W sobotnie popołudnie dało się zauważyć, że tegoroczna jazda Mateusza Świdnickiego znacznie różni się od tego, co ten prezentował w 2024 roku. Zawodnik jeździł ofensywnie, nie bał się, ale brakowało prędkości w motocyklach.

- To, co się działo przez ostatnie dwa lata... Jak się wyjeżdża do dwóch biegów w meczu albo jedzie na trening z myślą, że jak ci nie pójdzie, to się w meczu nie pojedzie, to niczego się nie zrobi, bo jest stres i głowa siada. Teraz wiadomo, że trzeba pojeździć w zawodach, także na innych torach, aby wróciło to "coś" - zakończył.

Komentarze (2)
avatar
Gerard Młodkowski
10 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
CZY POWRÓT do włókniarza dobrze mu zrobi?,,,zobaczymy,,, powodzonka ,,nadal fajna sylwetka na motorku 
avatar
Antyhejt
1.04.2025
Zgłoś do moderacji
6
1
Odpowiedz
Mateusz sznase dostawałeś nie jedną, nie dwie ,a wiele ich było, ale skoro nie łapałeś się na szprych,to wybacz nie zwalaj winy na niedostawanie szansy,jeździłeś w kilku klubach i wszędzie źle. Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści