Po tym jak w czerwcu w organizmie Grigorija Łaguty wykryto meldonium przeciwko zawodnikowi ROW-u Rybnik wszczęto postępowanie. Sprawa ciągnęła się tygodniami i ostatecznie na 33-latka nałożono karę 24-miesięcznego zawieszenia. Przedstawiciele klubu, jak i samego żużlowca, liczą jednak na pozytywne zakończenie sprawy przed panelem odwoławczym POLADY.
- Gdybym w to nie wierzył, to bym nie składał odwołania. W nim podajemy przykłady zastosowania krótszych kar - wskazuje mecenas Łukasz Klimczyk, który reprezentuje rosyjskiego żużlowca.
W Rybniku podkreślają, że temat testów antydopingowych i ewentualnych kar nie jest w sposób wystarczający uregulowany w przepisach. - Takich zapisów nigdy nie było. Były bardzo lakoniczne. Gdyby było inaczej, to nie mielibyśmy dzisiaj w ogóle tematu Łaguty. Sytuacja byłaby wtedy zero-jedynkowa. Grigorij wysiusiałby coś do pojemniczka, mielibyśmy cztery lata kary i byłby koniec sprawy - twierdzi prezes Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u.
Łagutę przyłapano na dopingu w czerwcu 2017 roku, więc gdyby jego karę skrócono o połowę, to już w czerwcu 2018 roku mógłby ponownie startować na żużlu. Tutaj pojawia się jednak problem. Z zawieszonym zawodnikiem nie można parafować kontraktu i Rekiny będą musiały czekać na otwarcie okienka transferowego w polskiej lidze.
- Będziemy nad tym myśleć. Sytuacja wygląda tak, że pierwsze okienko otwiera się w połowie maja i trwa dwa tygodnie. Potem mamy okienko od 15 do 30 lipca i ostatnie jest we wrześniu. Jeśli kara Grigorija trwałaby do czerwca, to z kontraktem najprawdopodobniej musimy poczekać do lipca 2018 roku - dodaje Mrozek.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob: Wszystko, co przeżyłem w sporcie, przy tym urazie jest małą rzeczą
1 - 4 lata zawieszanie, za kombinowanie i mataczenie w sprawie. Przyznanie sie do dopingu od 2016 roku.
2 - zweryfikowanie wszystkich wynikó Czytaj całość