Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czuje się pan prezesem ekstraligowej drużyny, czy jeszcze nie?
Tadeusz Zdunek, prezes Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Nie, zdecydowanie jeszcze nie. W niedzielę wiele razy powtarzałem, że w żużlu walczy się do końca. Jeden ma lepsze, drugi słabsze dni. Musimy być w pełni zmobilizowani i walczyć do ostatniego wyścigu. Torunianie czuli, że mecze z nami to będzie formalność. Mówiąc wprost: myśleli, że nas rozjadą. Chyba niemiło się zaskoczyli.
Wcześniej mówił pan, że klub buduje się krok po kroku. Czy awans w tym roku nie byłby za szybki?
Nie, bo mamy porównanie. Torunianie nie są słabą drużyną i nie odstawali od innych zespołów z PGE Ekstraligi, często mieli pecha. Nasi zawodnicy dali radę przeciwstawić się głośnym nazwiskom. Wcześniej rywalizowaliśmy z Grupą Azoty Unią Tarnów, która oprócz braku Janusza Kołodzieja miała silniejszą drużynę jak przed rokiem w PGE Ekstralidze. Przy niewielkim wzmocnieniu poradzimy sobie w elicie, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę to, że mamy jedną z najmłodszych drużyn na wszystkich poziomach rozgrywek w Polsce.
Co pan czuł po trzecim biegu w Toruniu, gdy zespół przegrywał 3:15? Czy nadal wierzył pan w drużynę?
Akurat w tym momencie przyjechałem na stadion. Wpadłem w ostatniej chwili i mówiąc szczerze po trzecim biegu poszedłem na obiad, bo byłem głodny. Jak zobaczyłem jednak co się dzieje na torze wiedziałem, że trzeba będzie wracać na stadion. Opłacało się.
Czy mimo porażki był to najlepszy i najistotniejszy mecz Wybrzeża w tym sezonie?
Wydaje mi się, że najlepszym meczem było finałowe spotkanie w Tarnowie, gdzie walczyliśmy ostro od początku do końca. Po porażce z Unią, do spotkań z Get Well podchodziliśmy spokojniejsi niż do meczów finałowych. Gdybyśmy wysoko przegrali, to nikt nie powiedziałby złego słowa. Nasi zawodnicy się jednak zmobilizowali, a bohaterem był Dominik Kossakowski, który zrobił fajne punkty. Każdy spełnił swoją rolę na torze.
ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego
Jak na ten wynik zareagowało środowisko? Czy czuje pan, że większość żużlowej Polski trzyma za was kciuki?
Nie większość żużlowej Polski, a cała Polska oprócz Torunia. Zewsząd spływają do nas życzenia sukcesów i wygrania baraży. Nigdy nic do nikogo nie mam, ale to jak potraktowano naszych kibiców było niezwykle nieeleganckie. O godzinie 16:05 zamknięto kasy, a przez korki wiele osób się spóźniło. Nie chciano jednak wpuszczać kolejnych kibiców z Gdańska. Żenujące było też to, że zamknięto toalety z umywalkami na naszym sektorze, a setki kibiców z Gdańska korzystało z dwóch czy trzech toi-toiów. Nie pozwolono też fanom wnieść normalnych flag na płot, z którymi jeżdżą po całej Polsce. Jak tak wygląda PGE Ekstraliga, to chyba nie ma się co do niej spieszyć.
Powoli do klubu zaczynają przekonywać się kibice. Czy spodziewał się pan, że na sektorze gości będzie 600-700 osób? W rewanżu będzie komplet widzów?
Na sto procent kibiców było więcej. Samych zgłoszeń nazwisk z peselami było 660, a wielu, szczególnie starszych kibiców nie wysłało e-maila, tylko dopisało się na listę na stadionie lub siedziało na sektorach toruńskich. Po meczu na bramkach przy autostradzie zrobił się korek, tylu kibiców nas wspierało. Było spokojnie ponad 1000 osób z Gdańska. Przed rewanżem wszystkich kibiców zachęcamy do kupna biletu w przedsprzedaży, szczególnie, że przez budowę na bocznym boisku zmienia się logistyka wokół stadionu. Mamy też zgłoszenia kilkuset osób, które chcą przyjechać do Gdańska po Grand Prix w Toruniu. Wiele osób z Polski zapowiada, że do nas zawita. Myślę, że spokojnie przyjmiemy 10 tysięcy osób.
Czy zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że od niedzielnego meczu zależy przyszłość gdańskiego żużla?
Nie zgadzam się z tym, to tylko etap. Najważniejsze, by utrzymać tę drużynę. Awans w przyszłym roku byłby jednak ciężki, bo będą się zbroić Orzeł Łódź, czy ROW Rybnik. Wierzę jednak, że wygramy różnicą ponad 4 punktów. To nie jest duża różnica i nastawiam się na awans.
Na drugiej stronie Tadeusz Zdunek odpowiada na pytania w kwestii stadionu oraz zdradza w jakim przypadku mógłby zrezygnować zarówno z awansu, jak i z dalszego sponsorowania żużla.
[nextpage]
Gdy Wybrzeże wygrało z Unią 40:32 niewiele osób dawało pana drużynie szanse na awans.
Mówmy wprost, wszędzie pojawiały się informacje, że nas rozjadą. To wszystko jest zabawne. Ja sam wracając do Gdańska czytałem sobie komentarze i zacząłem się śmiać na głos. Najpierw pisano, że są 3 klasy różnicy między zespołami, że nas rozjadą, że co ten Zdunek wygaduje. Później mówiono: wow, niemożliwe - komentarze zmieniły się o 180 stopni i aż nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Cały czas powtarzam, że najważniejsze były dla nas finały, a teraz baraże. Nie dysponowaliśmy takim budżetem jak Unia, jechaliśmy oszczędnie i nie można było wszystkiego wysoko wygrywać. Liczy się to, co osiągnęliśmy, a nie w jakim stylu.
Gdy Grupa Azoty Unia miała nieporównywalnie wyższy budżet, to co pan powie o tym czym dysponuje Get Well?
W ogóle nie ma co tego porównywać, dlatego właśnie postawiliśmy na młodych, rozwojowych zawodników. Oni czują, że mają swój cel, a wyciągnięcie Mikkela Becha było majstersztykiem Krystiana Plecha i Mariusza Kędzielskiego. Wszyscy postawili na nim krzyżyk, przestał traktować żużel w pełni zawodowo i w tej chwili pracuje na budowie, w międzyczasie jeżdżąc na zawody. Pomyślmy co będzie, jak poświęci się żużlowi w stu procentach.
Patrząc na taką MotoArenę czy nie jest pan zazdrosny, że w Gdańsku nie ma takiego obiektu?
Jak widać nie jedzie obiekt, a zawodnicy. Oczywiście chcielibyśmy mieć taki stadion, a awans i utrzymanie w kolejnym sezonie byłyby wielką mobilizacją dla władz miasta, aby zapewnić nam godny obiekt. Ja mam pewne zasady i nie lubię, gdy przychodzi do mnie pracownik i mówi, że jak dostanie podwyżkę, będzie lepiej pracował. Jeśli najpierw pokaże, że pracuje dobrze, wówczas zasłuży na wyższe wynagrodzenie. My tak działamy też w żużlu. Chcemy pokazać miastu, Grupie Lotos i innym sponsorom, że warto w nas inwestować. Przy rozsądnej gospodarce można przy niewielkim budżecie odnieść sukces, jakim bez wątpienia byłby awans.
Wolałby pan by domem Wybrzeża była ciągle ulica Zawodników, czy jednak lepiej byłoby postawić obiekt gdzie indziej?
Musimy patrzeć na interesy miejskie. Z jednej strony miasto na pewno chciałoby sprzedać stadion i otrzymać za te grunty pieniądze, za które można byłoby postawić nowy obiekt, ale byłby to ruch krótkotrwały. Za torem mini żużlowym powstają nowe budynki, a wartość tej ziemi wzrasta z dnia na dzień. Patrząc długofalowo, Gdańsk ma przy samym centrum, a jednocześnie lekko na uboczu stadion, który można byłoby zagospodarować. Stadion Energa Gdańsk jest jednak oddalony od śródmieścia. Jak pokazuje doświadczenie Wrocławia, wcześniej na Spartę chodziło 5-6 tysięcy osób, a teraz 12-13 tysięcy. Od czasów komuny poziom życia w Polsce się podniósł. Ludzie chcą być w fajnym otoczeniu i standardzie, a nie chcą stać w kolejce do przenośnych toalet. Przy nowym stadionie, mechanizm nakręciłby się sam. Byłoby więcej kibiców, sponsorów, pieniędzy i możliwa byłaby walka o wyższe miejsca.
Czy po niedzielnym meczu dostał pan gratulacje od dotychczasowych lub potencjalnych sponsorów klubu? Są oni gotowi na to, by jeszcze bardziej otworzyć sakiewki dla Wybrzeża?
Tutaj akurat nie jest łatwo i obecnie szukamy dodatkowych sponsorów niedzielnego spotkania. W przypadku awansu na pewno mielibyśmy wyższy budżet. Przez ostatnie dwa lata nikt nie wierzył w to, że mamy jakiś plan. Przegraliśmy w Rzeszowie, u siebie z Wandą, a w Daugavpils Lokomotiv nas rozgromił w rundzie zasadniczej. Ja konsekwentnie powtarzałem jednak jaka faza sezonu jest najważniejsza. Gdybyśmy mieli Oskara Fajfera, już teraz bylibyśmy w PGE Ekstralidze. Ludzie zaczynają się przekonywać, że to nie jest tak, że nam się coś udało. Po prostu zbudowaliśmy prawdziwy zespół.
Czy wyobraża sobie pan Ekstraligę bez większej pomocy miasta?
Nie, jest to nierealne. Jak wszystkie ekstraligowe drużyny mają pomoc od miasta rzędu 3-4 milionów złotych, w przypadku takiego wsparcia jak teraz, rywalizacja jak równy z równym w elicie nie byłaby możliwa. Nie jesteśmy w stanie własnymi środkami zapełnić tej różnicy.
Czy w przypadku, gdyby kasa miejska nie była gotowa na większe wsparcie Wybrzeża, rozważyłby pan rezygnację z awansu?
Nie tylko z awansu, ale i z dalszego prowadzenia drużyny. Ja mam swoją firmę, która musi się dobrze kojarzyć. Grupa Lotos czy inni potencjalni sponsorzy też nie chcą wspierać zespołu, który przegrywa i doskonale to rozumiem, bo każdy chce być dobrze postrzegany na rynku. Jeśli nadal odstawalibyśmy od reszty ośrodków, rozpatrywałbym wycofanie się z żużla, a pieniądze przekazałbym tam, gdzie zobaczyłbym efekt. Jak wcześniej mówiłem, nic u nas nie dzieje się przez przypadek. To wszystko jest częścią szczegółowo zaplanowanych działań, których efekty zaczęliśmy odczuwać. Miasto Gdańsk przez wiele lat mocno wspierało żużel, gdy klub startował w Ekstralidze, więc wierzę, że teraz mogłoby być podobnie.