- Sędzia kompletnie nie panował nad tym, co działo się pod taśmą. O swoim debiucie w Grand Prix będzie chciał na pewno jak najszybciej zapomnieć - twierdzi Marian Maślanka. Na czym miały polegać błędy arbitra?
- Pozwolił zawodnikom robić, co chcą. Nie potrafił ich utemperować. Można dawać ostrzeżenia, ale to niewiele zmienia. Wtedy niektórzy będą nadal próbować "szczęścia". Trzeba było być bardziej zdecydowanym, przytrzymać kogoś dłużej i wpuścić w taśmę. Wtedy zapędy zostałaby momentalnie ostudzone. A tak trzeba było na to długo czekać. Na fatalnym poziomie było także wyposażenie obiektu w Teterow. Nie może być tak, że światła wokół toru nie są dobrze widoczne. Kwestie komunikacyjne w tych zawodach leżały - tłumaczy były prezes Włókniarza Częstochowa.
Polacy w Grand Prix Niemiec wypadli słabo. Tylko Patryk Dudek awansował do półfinałów. - Mam wrażenie, że w głowach naszych zawodników bardzo mocno siedziały niedzielne półfinały PGE Ekstraligi. Wiedzieli, jak ważne czekają ich za chwilę mecze. To samo było w przypadku Taia Woffindena. On i Maciej Janowski, po tym co spotkało Maksyma Drabika, jechali z dużą rezerwą, żeby nie osłabić jeszcze bardziej swojej drużyny - przekonuje ekspert WP SportoweFakty.
Maślanka zwraca również uwagę, że turniej w Teterow to zimny prysznic dla tych, którzy jeszcze niedawno mówili o "polskiej" dominacji w cyklu. - Zastanawiam się, co teraz powiedzą. Światowy żużel zmierza w niepokojącym kierunku? Jest nudno, bo ciągle wygrywamy? Chyba jednak jeszcze nie jest tak kolorowo. Musimy się mocno natrudzić, żeby naprawdę dzielić i rządzić na arenie międzynarodowej. Czasami warto spojrzeć na Jasona Doyle'a, który pokazał wielki profesjonalizm. Warunki były trudne, a jemu znowu nic nie przeszkadzało - podsumowuje.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody dla PGE Ekstraligi i Nice 1.LŻ