Ostrzyliśmy sobie zęby na te zawody. Liczyliśmy, że ta noc w Gorzowie będzie dla nas piękna. Mieliśmy nadzieję, że Maciej Janowski utrzyma się w fotelu lidera oraz, że nasi pokażą reszcie świata kto tutaj rządzi. Rywali po kątach miał rozstawiać Bartosz Zmarzlik, który tak pięknie napędził nam się w poprzedniej rundzie w szwedzkiej Malilli.
Po fakcie można napisać, że trochę zabrakło do pełni szczęścia, ale źle też nie było. Drugie miejsce Patryka Dudka to jest naprawdę coś, zwłaszcza że ostatnio jeździł w kratkę. Chyba nawet próbował jedynego silnika od Petera Johnsa, jaki ma na stanie, bo z tych od Jana Anderssona nie potrafił za wiele wycisnąć. Tym razem sięgnął po jednostkę napędową Flemminga Graversena i poszło.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Anglikom z BSI należy się dwója za tor. Chyba jednak nie za bardzo słuchali rad gospodarzy, bo zrobili nawierzchnię raczej trudną i niebezpieczną. Z koleinami i dużą ilością odsypującego się luźnego materiału. Emil Sajfutdinow mówił co prawda, że nie należało się tym przejmować, tylko trzymać gaz, bo koleiny niosą, ale nie tak to powinno wyglądać. Dyrektor cyklu Phil Morris chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo osobiście nadzorował bardzo długie prace torowe po trzeciej, czwartej i piątej serii.
Obrazki z Gorzowa pokazały nam, jak ciężkim sportem jest żużel. Zawodnicy pokiereszowani, poobijani, kulejący, to zaczyna być standard Grand Prix. Nie inaczej było teraz i niektórzy mieli z tym problem. Martin Smolinski po kolizji z Piotrem Pawlickim nie miał wątpliwości, że Polak po kraksie w pierwszym starcie nie miał siły utrzymać motocykla i przy każdej niebezpiecznej sytuacji kładł się na tor. Co wy na to?
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: rybnicki #SmakŻużla
Na koniec o złośliwości rzeczy martwych, bo jednak w żużlu liczy się nie tylko człowiek, ale i maszyna. Tai Woffinden miał mnóstwo szczęścia, że w swoim pierwszym starcie dowiózł wygraną. Wyczepiła mu się rurka doprowadzająca paliwo, które wyciekło. Tai jednak nie stracił, bo zdarzenie miało miejsce na ostatnich metrach i zawodnik zgarnął 3 punkty siłą rozpędu.
Szczęście nie miał za to w finale Zmarzlik, który w decydującym biegu wyrwał sznurek od zapłonu. Dwa tygodnie temu mieliśmy porywający atak Bartosza w Malilli. Teraz oglądaliśmy, jak ten sam zawodnik praktycznie zostaje w blokach. Cóż, taki jest żużel.
To gloryfikowanie Zmarzlika nie jest dobre dla zawodnika. A mówienie takich rz Czytaj całość