Krzysztof Buczkowski zdobył w niedzielę 11 punktów. Od początku był bardzo szybki. Jechał cały czas na jednym motocyklu i było widać, że sprzęt jest doskonale dopasowany do warunków torowych. Gdyby nie ostatni słabszy bieg, jego występ można by uznać za prawie idealny.
Po jego zakończeniu reprezentant gospodarzy zjechał wściekły do parku maszyn. Niektórzy dziwili się, o co chodzi. GKM wprawdzie nie zdobył punktu bonusowego, ale wygrana z mistrzem Polski drużyny, która nie tak dawno przechodziła poważny kryzys i tak była dużym sukcesem. Jak się jednak okazuje, to nie podwójna przegrana z gorzowianami na zakończenie meczu wyprowadziła Buczkowskiego z równowagi.
- Rozleciał mu się silnik, na którym świetnie punktował przez całe zawody. Co się stało? Tego jeszcze nie wiemy. Okaże się dopiero, kiedy sprzęt trafi do tunera. Krzysiek powiedział nam tylko, że coś nie wytrzymało. Akurat z tej jednostki był bardzo zadowolony, więc trudno się dziwić jego reakcji - tłumaczy prezes MRGARDEN GKM-u Grudziądz Arkadiusz Tuszkowski.
Warto przypomnieć, że do biegu, w którym Buczkowski miał awarię silnika, zawodnicy podchodzili aż trzy razy. Najpierw upadek miał Artiom Łaguta, który został wykluczony z powtórki. Za drugim razem w pierwszym łuku przewrócił się Bartosz Zmarzlik. Kto wie, być może z tego powodu sprzęt jednego z liderów GKM-u nie wytrzymał.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Kasprzak: Będę szczęśliwy, jeśli na koniec będzie podium (wideo)