- Mojej drużynie zabrakło profesjonalizmu - stwierdził po spotkaniu szef łódzkiego klubu. - Mówimy przecież o zawodnikach zawodowych. Jeśli prowadzi się różnicą dziewięciu punktów, to wcale nie oznacza, że można zacząć jechać sobie na takim luzie - dodał Witold Skrzydlewski.
Orzeł taką różnicą prowadził po rozegraniu dziewięciu wyścigów. Spotkanie układało się po myśli gości. Tarnowianie wyglądali na kompletnie zaskoczonych. Niestety, łodzianie nie byli w stanie tego wykorzystać. Skrzydlewski uważa, że w takim momencie drużyna powinna być maksymalnie skoncentrowana, a zachowała się zupełnie inaczej.
- Co wtedy robił jeden z naszych zawodników? Zadowolony ucinał sobie rozmowy i zapomniał, że za chwilę jedzie w wyścigu. Później w pośpiechu biegł do boksu. Drużyna powinna być skoncentrowana przez całe zawody, a tak niestety dziś nie było. Poza tym, zawodnicy nie słuchali trenera, który wyraźnie im tłumaczył, że nie należy jechać środkiem toru. Oni i tak robili wszystko po swojemu - wyjaśnił Skrzydlewski.
Sponsor Orła nie jest zadowolony z 41 punktów, które jego zespół zdobył w Tarnowie. Liczył na zdecydowanie więcej. - Byłem pewny, że ten mecz wygramy. Nie jechałem do Tarnowa po to, żeby zobaczyć, jak moja drużyna jeździ za plecami gospodarzy. Największa katastrofa wydarzyła się w 13. wyścigu. To w dużej mierze zdecydowało o naszej porażce - przyznał Skrzydlewski.
Prezes łódzkiego klubu jest również rozczarowany, że spotkania pomiędzy jego Orłem a Grupą Azoty Unią Tarnów nie obejrzeli kibice w całej Polsce. - Widowisko było piękne. Szkoda, że nie pokazała tego telewizja. Emocje były pewne, bo przecież jechał lider z wiceliderem. Być może błąd polegał na tym, że w Tarnowie nie ma plaży i nie było można się przy okazji opalać - podsumował szef Orła.
ZOBACZ WIDEO Wysoka wygrana polskiej husarii. Zobacz skrót meczu Polska - Rosja [ZDJĘCIA ELEVEN]