Dla czeskiego zawodnika był to pierwszy mecz od kontuzji nogi. Z perspektywy czasu można ocenić, że jego powrót na tor był przedwczesny. Vaclav Milik był cieniem żużlowca sprzed urazu i zdobył tylko trzy punkty. Po meczu spadła fala krytyki na menedżera Rafała Dobruckiego, który mógł przecież dać szansę w pełni zdrowemu Tomaszowi Jędrzejakowi.
Szkoleniowca Betardu Sparty broni Wojciech Dankiewicz - nasz ekspert, który na początku sezonu pomagał wrocławianom w roli kierownika drużyny. - Muszę przyznać, że Rafał do mnie dzwonił i pytał, co o tym wszystkim uważam. Powiedziałem mu, by absolutnie się nie przejmował. Nikt nie powinien winić go za to, że postawił na Milika. Trzeba przedstawić tutaj, jak wyglądały kuluary całej sytuacji - mówi Dankiewicz.
Zielone światło co do występu w Zielonej Górze dał sam zawodnik, który miał już za sobą dwa treningi. - Milik deklarował, że czuje się na siłach do tego występu. Chciał już jechać i Rafał Dobrucki nie miał tak naprawdę podstaw, by zakładać, że wypadnie słabo. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że Sparta zrobiłaby lepszy wynik, gdyby pojechał Tomasz Jędrzejak. Teraz wkraczamy jednak w sferę gdybań. Co w przypadku, gdyby wystąpił Tomek, zdobywając trzy czy cztery punkty? Wtedy też spadłaby fala krytyki na menedżera i pytano by, dlaczego nie postawił na Milika, który już trenował - dodaje Dankiewicz.
Optymistyczne w przypadku czeskiego zawodnika jest to, że z każdym kolejnym występem powinien być bliżej wysokiej formy. Wiele wskazuje więc na to, że mimo wpadki w Zielonej Górze, wystąpi w niedzielę w meczu z Fogo Unią Leszno. Sztab szkoleniowy Sparty będzie dużo mądrzejszy w sobotę wieczorem. Milik startuje bowiem z dziką kartą podczas Grand Prix w Pradze.
ZOBACZ WIDEO Powrót żużla do stolicy? PZM gotów pomóc
A co do samego artykułu to oczyw Czytaj całość