Na pełnym gazie to cykl felietonów Jana Krzystyniaka, byłego żużlowca, trenera, ale i też cenionego eksperta.
***
Wyniki finału Złotego Kasku są dla mnie sporym zaskoczeniem. Byłem przekonany, że w ścisłej czołówce znajdzie się Piotr Protasiewicz. Nie chodzi jedynie o to, że zawody rozgrywano na jego zielonogórskim torze, ale także o fakt, że jemu na sukcesie po prostu zależało. Chciał przecież zakwalifikować się do eliminacji Grand Prix, a następnie zawalczyć o awans do tego cyklu. Niestety zawalił czwartkowe zawody, a gorsze warunki torowe nie są wytłumaczeniem. Inni, nawet mniej doświadczeni zawodnicy, sobie przecież poradzili.
Obawiam się, że Piotrek o awansie do Grand Prix może powoli zapomnieć. To już 42-letni zawodnik i czas działa na jego niekorzyść. Myślę, że w tym roku miał niepowtarzalną szansę, by wrócić do tego cyklu. W każdym sporcie, nie tylko w żużlu, jest wiekowy pułap, po którego przekroczeniu zawodnik zaczyna spisywać się słabiej, a jego umiejętności powoli maleją. W żużlu najczęściej ten okres przypada na 40-45 rok życia. Szanse Protasiewicza z każdym sezonem są zatem coraz mniejsze, bo mocniejszy niż już raczej nie będzie. Bardzo mi go szkoda, bo z przyjemnością zobaczyłbym go w Grand Prix.
Są na szczęście też inni zawodnicy, którym możemy kibicować. Dwie czołowe lokaty w finale Złotego Kasku zajęli Przemek Pawlicki i Janusz Kołodziej. Obaj mają spore szanse, by awansować w tym roku do Grand Prix. Patrzę na stawkę zagranicznych zawodników i nie widzę na tyle mocnych nazwisk, by nasi rodacy nie mogliby sobie z nimi poradzić. Jestem przekonany, że poprzez GP Challenge ktoś z naszych znów awansuje.
Jan Krzystyniak
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok