Betard Sparta Wrocław w tym roku wraca na odnowiony Stadion Olimpijski. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że to może być powrót w wielkim stylu. Nawet z mistrzowską fetą na zakończenie sezonu, która byłaby równocześnie wspaniałą nagrodą dla przewodniczącego rady nadzorczej WTS Andrzeja Rusko i jego rodziny na 25-lecie działalności w sporcie żużlowym.
Dziś nikt we wrocławskim klubie nie mówi o podboju ligi. Zawodnikom nie zapisano nawet jakiś ekstra premii za sportowy wynik na koniec ligi. Nie mają się o co zabijać. - Nie ma ciśnienia na złoto, bo przecież nigdzie nie odchodzimy. Za rok też będziemy w żużlu - mówi nam Rusko dodając, że to jest tylko sport i niczego nie można założyć i przewidzieć. Wspomina też sezon 2016 i kontuzję juniora Maksyma Drabika, która mocno zweryfikowała przedsezonowe założenia.
Na schłodzenie nastrojów we Wrocławiu z pewnością miały wpływ dwie rzeczy. Po pierwsze okno transferowe. Betard Sparta zbudowała ciekawy skład za 5 milionów złotych, ale daleko jej do leszczyńskiego dream-teamu. Fogo Unia Leszno jest na papierze najmocniejsza i tak naszpikowana gwiazdami, że inni mogą jej tylko pozazdrościć. Mając takiego rywala trudniej mówi się o złocie. A przecież jest jeszcze Stal Gorzów. Wrocław nie ma takiej kasy, żeby ścigać się z innymi. Polityka kadrowa od lat jest nakierowana na to, żeby produkować gwiazdy. Na ich kupowanie klubu nie stać.
Jeszcze trudniej stawia się wielkie cele, gdy nie ma pewności, czy własny tor na pewno będzie atutem. Jakiś czas temu pisaliśmy, że w Betard Sparcie nie mają pewności, kiedy będzie można zacząć we Wrocławiu treningi, ale i też jak nawierzchnia będzie się zachowywała w trakcie zawodów. Czy nie będzie się rozsypywała i czy nie będzie konieczności dosypywania materiału, który pomoże szybciej związać granit. To może skomplikować wejście w sezon.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem