Jarosław Handke: Co może pan powiedzieć na gorąco po obejrzeniu pierwszych w tym sezonie jazd żużlowców Kolejarza?
Henryk Jasek: Na dziś dzień ciężko jest oceniać, kto będzie dobrze jeździł w sezonie. Bo na przykład podczas tych pierwszych jazd jeden jedzie nieźle, drugi gorzej, ale wszystko okaże się tak naprawdę dopiero podczas sparingów, bo to w nich zawodnicy będą chcieli się najbardziej pokazać. Na razie widać duże zróżnicowanie wśród zawodników, jeśli chodzi o podejście do tych pierwszych kółek. Niektórzy traktują je poważnie, inni podchodzą do tego bardziej na luzie, na zasadzie rozjeżdżenia. Pierwsze wnioski wyciągać będzie można po treningach punktowanych.
Od soboty w Rawiczu mieszka Wiktor Gołubowskij. Zanosi się na to, że spędzi w Polsce jeszcze co najmniej kilkadziesiąt dni. Jaką przyszłość przed nim pan widzi?
- Wszystko zależy od niego, nie ma możliwości, żeby przed sezonem dany zawodnik miał zapewnione miejsce w składzie.
Wiktor dysponuje tylko jednym motocyklem. Czy nie uważa pan, że to za mało, by poważnie myśleć o startach w drugiej lidze?
- Na pewno tak. Uważam, że jeden motocykl jest to za mało na drugą ligę. Trzeba mieć przynajmniej dwa motory. Myślę, że jest to kwestia dogadania się Wiktora z prezesem, ze sponsorami. W najbliższym czasie Rosjanin powinien już posiadać dwa motocykle, jest to absolutne minimum.
Jak na tle trenujących w Rawiczu żużlowców ekstraligowej Unii Leszno wypadają pana podopieczni?
- Myślę, że na dziś dzień ani ekstraligowcy z Leszna, ani my nie jeździmy na pełen gaz, traktujemy to wszyscy jako kwestię rozjeżdżenia. Zawsze po przerwie zimowej trzeba sobie trochę pofolgować, podejść do pierwszych pokonywanych na torze kółek na luzie.
W poprzednim sezonie mówił pan niejednokrotnie o tym, że poważnie rozważa odejście z klubu po zakończeniu minionych rozgrywek. Dlaczego Henryk Jasek jest ciągle trenerem Kolejarza?
- Wszystko ma swoją przyczynę w rozmowach między mną a prezesem Cieślakiem. Rawiccy działacze po prostu namówili mnie do pozostania w klubie, ja się na to zgodziłem. Mam nadzieję, że w tym sezonie będzie lepiej niż w poprzednim (śmiech). Wtedy w tej pierwszej lidze nic nam nie chciało wypalić.
Skoro mówi pan o pierwszej lidze, to zapytam o pańskie relacje ze zawodnikami. Te nie były chyba najlepsze, skoro zawodnicy w mediach otwarcie pana krytykowali.
- Narzekali zawodnicy doświadczeni, którzy w ogóle nie powinni byli tego czynić. Najwięcej uwag słyszeliśmy pod adresem przygotowania toru. A ten z reguły się nie różnił znacząco w poszczególnych meczach, zresztą nie mieliśmy dużego pola manewru. Zdarzały się sytuacje, gdzie pogoda potrafiła zepsuć tor, ale myśmy na pewno specjalnie nie przygotowywali go w inny sposób na trening i na mecz. Przepraszam za brzydkie wyrażenie, ale ci zawodnicy, którzy dają d…, szukają winy nie w sobie, ale w torze. A przede wszystkim powinni oni poszukać winy właśnie w sobie.
Na które miejsce stać Kolejarza pod koniec sezonu 2009?
- Na pewno myślę, że miejsce w połowie tabeli jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Nie chcę na dziś mówić o jakichś konkretnych celach i założeniach, ale uważam, że nasi zawodnicy są w stanie powalczyć o dobre wyniki w niejednych zawodach.
Który z drugoligowych klubów będzie głównym pretendentem do awansu?
- Nie chciałbym się za bardzo dziś, przed sezonem wypowiadać na temat, kto będzie najsilniejszy, a kto najsłabszy. Wszystko wyjdzie w praniu.
Zajmuje się pan branżą motoryzacyjną. Czy odczuł pan skutki kryzysu finansowego?
- Zgadza się, zajmuję się branżą motoryzacyjną, a dokładniej mówiąc współpracuję z firmą Volvo. Muszę przyznać, że naprawdę odczułem skutki tego ogólnoświatowego kryzysu finansowego.
Podobno słucha pan muzyki klubowej. Dlaczego akurat ten rodzaj muzyki przypadł panu do gustu?
- Po prostu pasuje i leży mi ta muzyka. Nie mam jakichś ulubionych didżejów. Tiesto? Może być.
Czy w związku z tym można pana spotkać we wrocławskich klubach z muzyką elektroniczną?
- Nie, raczej jest o to ciężko. Mam mało czasu, a jeżeli znajdę już wolną chwilę, to umilam sobie czas pływaniem łódką po Odrze.