Najtrudniejsza decyzja w karierze Jakuba Jamroga podjęta. Klub w lidze polskiej wybrany!

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Jakub Jamróg
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Jakub Jamróg

To o czym spekulowano od dawna stało się faktem. Jakub Jamróg po czterech latach nieprzerwanych startów w barwach Orła Łódź wraca do macierzystego klubu z Tarnowa, który opuścił wraz z zakończeniem wieku juniora.

Decyzja o odejściu z drużyny, która otarła się w minionym sezonie o awans do PGE Ekstraligi była jedną z trudniejszych w karierze. Kuba był dodatkowo ulubieńcem miejscowych fanów, którzy nie wyobrażali sobie ekipy Orła bez niego. W tym roku został po raz kolejny wybrany najsympatyczniejszym w ich oczach zawodnikiem łódzkiego zespołu. - Nie będę ukrywał, że stanąłem przed olbrzymim dylematem. Serce mam rozdarte. Przez tyle lat zdążyłem poznać tamtejsze środowisko niemal od podszewki. Zżyłem się z miejscowymi ludźmi, kibicami. Mogę z przekonaniem powiedzieć, że Łódź stała się dla mnie drugim domem. Z Tarnowa jednak pochodzę, tutaj mieszkam, mam całą rodzinę, a dodatkowo moja żona spodziewa się dziecka. W związku z tym chcę być blisko niej. Oprócz tego działacze nakreślili przed naszą drużyną jasny cel, którym jest szybki powrót do Ekstraligi. Ja też chcę kiedyś się w niej znaleźć. Jest to moim marzeniem i postaram się wraz z kolegami sprostać temu wyzwaniu - powiedział zawodnik, który tuż przed przeprowadzką do Orła zdobył z Unią Tarnów drużynowe mistrzostwo Polski 2012.

Jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobi nowy - stary jeździec tarnowian po ogłoszeniu terminarza Nice PLŻ 2017, będzie sprawdzenie daty dwumeczu Unii i Orła. - Myślę, że nie usłyszę gwizdów skierowanych w moją stronę. Tych, którzy będą wybierać się na mecz do Tarnowa już teraz serdecznie zapraszam do domu na kawę. Spróbujemy się jakoś pomieścić, a z chęcią ich ugoszczę - dodał z nadzieją dwunasty według średniej żużlowiec zaplecza najlepszej ligi świata.

Jamróg zaznacza przy tym, że nigdy nie zapomni o udanych latach, jakie spędził w Łodzi. - Dziękuję wszystkim kibicom za wsparcie, którym mnie obdarowywali, a które czułem na każdym kroku. Zwłaszcza, kiedy nie szło, bo były takie momenty, że wpadałem w dołek. Mimo to nigdy nikt nie wieszał na mnie psów. Zawsze mogłem na nich liczyć. Dziękuję też prezesowi i kierownictwu klubu, które zawsze było w porządku i fair. Nigdy nie zostałem przez nich oszukany, pieniądze były na czas, a przecież to nie jest norma, a wręcz rzadko spotykana sprawa w tym sporcie. Dzięki pobytowi w Łodzi rozwinąłem się jako zawodnik i jako człowiek. Mogę wręcz powiedzieć, że młoda nieopierzona, nieumiejąca latać jaskółka, rozwinęła skrzydła niczym właśnie ten orzeł. Tu mnie przygarnięto, tu dano szansę na niezwykle wymagającym obiekcie. Wielkie dzięki należą się również toromistrzom, osobom funkcyjnym, "Miotełce", Wojtkowi, Jankowi, dzięki którym sobotnie niby zwykłe mycie motocykli zamieniało się we wspaniałą zabawą w kapitalnej atmosferze. Klasyczne "pa lalunia" będę zawsze wspominał z wielkim "bananem" na twarzy. Nie żegnam się na zawsze. Los jest na tyle przewrotny, że wiele rzeczy potrafi się zmienić w mgnieniu oka. Nie wykluczam więc, że nasze drogi z łódzkim klubem zejdą się ponownie w przyszłości - zakończył sentymentalnie 25-latek.

ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Bartosz Bereszyński: Memy o mnie? Każdy zaszedł Ronaldo za skórę

Źródło artykułu: