Zamiast drugiego Lorama, był drugi Smith. Oto dziewięcioletnia przygoda Chrisa Harrisa z cyklem Grand Prix

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Chris Harris
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Chris Harris

Dziewięć pełnych sezonów, dziewięć miejsc na podium, jedno zwycięstwo - to statystyki Chrisa Harrisa w cyklu Grand Prix. Brytyjczyk żegna się z Indywidualnymi Mistrzostwami Świata. Przynajmniej na razie.

W tym artykule dowiesz się o:

Urodzony w 1982 roku w niewielkim miasteczku Truro położonym na Półwyspie Kornwalijskim (Anglia) Chris Harris dość szybko stał się faworytem Brytyjczyków do nawiązania do największych sukcesów jego rodaków. Na Wyspach długo wierzono, że to następca ówczesnego ostatniego brytyjskiego mistrza globu, Marka Lorama. Apetyty urosły, gdy Harris w swoim pierwszym sezonie startów jako pełnoprawny uczestnik cyklu, w 2007 roku, wygrał ojczystą rundę - Grand Prix Wielkiej Brytanii, którą oczywiście rozegrano w Cardiff na Millennium Stadium.

Jak się jednak później okazało, był to jednorazowy "wyskok", podobny do tego z 2000 roku, kiedy to na torze w Coventry triumfował Martin Dugard. Różnica jest jednak spora, bowiem Dugard w tamtych zawodach pojechał z jedną z dwóch "dzikich kart" przysługujących gospodarzowi. Zresztą pomiędzy "dziką kartą" a Chrisem Harrisem można było postawić znak równości.

Brytyjczycy i kibice z całego świata szybko przekonali się, że Harris drugim Loramem nie zostanie, za to zacznie przypominać innego swojego krajana, którego często wielu miało w cyklu dosyć - Andy'ego Smitha. Z biegiem lat podobieństw między Harrisem a Smithem zaczęło przybywać. Smith w Grand Prix ścigał się od 1995 roku i na początku jego występy jeszcze nie wyglądały najgorzej. Czyli tak jak Harrisa. Później z reguły udział w pojedynczych turniejach kończył on po dwóch wyścigach, zgodnie z panującą w tamtych czasach formułą rozgrywania zawodów. I mimo że zazwyczaj jeździł na końcu stawki, zwykle i tak pojawiał się w następnych edycjach cyklu, bo rokrocznie znakomicie spisywał się w Grand Prix Challenge.

Przygoda Smitha z Grand Prix trwała nieprzerwanie przez 8 sezonów. Dobiegła końca w 2002 roku, w australijskim Sydney. Chris Harris z cyklem też żegna się turniejem na Antypodach. Choć ostrożności nigdy za wiele, wydaje się, że organizatorzy na dobre dali sobie spokój z projektem "Chris Harris w Grand Prix". Anglik od paru lat udowadnia, że jest na te zmagania po prostu za słaby, choć wygląda na to, że sam nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Trudno ocenić, czy mówił poważnie, ale ponoć liczył na kolejnego stałego "dzikusa" na przyszły rok. Wówczas jednak irytacja środowiska sięgnęłaby zenitu.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"

Chris Harris w ostatnich latach stał się negatywnym bohaterem zmagań o indywidualny czempionat na świecie, ciułając raptem po kilka punktów w pojedynczych rundach. Nie brakowało głosów, że zaniża poziom rywalizacji o mistrzowską koronę. Trudno oczekiwać dobrej jazdy w elitarnym cyklu od zawodnika, który poza swoją rodzimą Elite League, nie potrafi przebić się do składów drużyn w innych krajach. W tym roku w Polsce z Harrisa sporadycznie korzystała występująca w Nice Polskiej Lidze Żużlowej Speedway Wanda Instal Kraków. W Szwecji, ani w Elitserien, ani w Allsvenskan, nikt z nim nawet nie podpisał kontraktu.

Harrisowi trzeba oddać, że zdarzało mu się przynajmniej raz zaskoczyć, tak jak w tym roku, kiedy to zajął trzecie miejsce w Grand Prix Czech na torze w Pradze. W 2010 roku dobre momenty przytrafiały mu się częściej. Jak pokazał czas, sześć lat temu Harris był w życiowej formie. Aż cztery razy stanął na podium i zajął 6. miejsce w klasyfikacji generalnej. Był to jedyny raz, kiedy utrzymał się w cyklu. A przypominamy - pełnych sezonów Grand Prix odjechał 9.

Organizatorzy cyklu, brytyjska firma BSI, momentami na siłę przepychała Chrisa Harrisa do startów w GP. Dopóki nie pojawił się Tai Woffinden, to właśnie "Bomber" był najlepszym zawodnikiem z Wysp Brytyjskich. Później uparcie realizowano założenie, że w Grand Prix musi występować minimum dwóch Brytyjczyków. Być może to uśpiło Harrisa i dodało mu zbyt dużej pewności siebie.

Amerykański polityk Benjamin Franklin powiedział kiedyś, że na świecie są pewne dwie rzeczy - śmierć i podatki. Żużlowi kibice dołożyli trzecią - stała "dzika karta" dla Chrisa Harrisa w GP. Liczby mówią same za siebie. Na 9 sezonów startów w Grand Prix, Harris aż pięciokrotnie otrzymywał stałego "dzikusa". Dwukrotnie prawo do startów w elicie uzyskał poprzez zajęcie premiowanego awansem miejsca w Grand Prix Challenge, raz utrzymał się w cyklu, natomiast w 2014 roku jako drugi rezerwowy skorzystał na wycofaniu się z rywalizacji o światowy czempionat przez Tomasza Golloba i Emila Sajfutdinowa.

Pod koniec listopada Chris Harris skończy 34 lata. Niewykluczone, że jego występ w Grand Prix Australii w Melbourne nie był ostatnim akcentem w cyklu wyłaniającym IMŚ. Jednak aby do niego wrócić, Harris musi sobie na to zasłużyć postawą na torze. W tym miejscu rodzi się pytanie, czy znów animuszu wystarczy mu jedynie na eliminacje a w elicie ponownie będzie odcinać kupony? Na razie to melodia przyszłości. Póki co pewne jest, że przynajmniej na rok Harris odpocznie od Grand Prix, a Grand Prix i kibice odpoczną od Harrisa.

Statystyki Chrisa Harrisa w cyklu Grand Prix jako pełnoprawnego uczestnika:

RokTurniejeMiejsca na podiumPunktyMiejsce
2007 11 2 91 9
2008 10 0 58 13
2009 11 0 62 14
2010 11 4 107 6
2011 11 1 74 11
2012 12 0 65 12
2014 12 0 48 15
2015 12 1 55 13
2016 11 1 40 15
Źródło artykułu: