Stanisław Chomski przewidywał inny scenariusz finału

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Stanisław Chomski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Stanisław Chomski

Stal Gorzów pokonała w niedzielę Get Well Toruń 51:39 i wywalczyła dziewiąty tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Jest to pierwsze złoto dla trenera Stanisława Chomskiego w ekstralidze.

Stanisław Chomski w niedzielę wraz ze swoimi podopiecznymi mógł cieszyć się z wywalczenia tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Szkoleniowcowi Stali Gorzów złoto DMP w ekstralidze udało się wywalczyć po raz pierwszy. - Można powiedzieć, że to mój ostatni skalp. W swojej karierze trenerskiej zdobywałem tytuły juniorskie, seniorskie w różnych kategoriach. Były też puchary świata. To był ostatni, którego mi brakowało - mówił zadowolony.

Zarówno zespół gorzowski jak i Get Well Toruń stworzyły bardzo ciekawe widowisko, w którym o tytule decydowały dopiero biegi nominowane. - To był mecz godny finałów. Mieliśmy naprawdę godnego rywala. Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Chociaż przewidywałem nieco inny scenariusz. Myślałem, że od początku wypracujemy sobie przewagę i będziemy jej bronić. Okazało się, że tej przewagi nie było. Co prawda, cały czas prowadziliśmy, ale nieznacznie - ocenił trener mistrzów Polski.

Na początku rewanżowego meczu finałowego bardzo dobrze spod taśmy ruszali goście, przez co żółto-niebiescy nie byli w stanie odrabiać strat. - Starty były dość szybkie. Zawodnicy z Torunia to lepiej wykorzystywali. Jednak osiem zwycięstw indywidualnych po naszej stronie to dobry wynik. A kropką nad "i" były tylko cztery zera i to zadecydowało, że moja drużyna wygrała - przyznał "Stanley".

Po zakończeniu spotkania ponownie pojawiły się w parkingu głosy, że tor nie był do końca odpowiednio przygotowany. Co na to szkoleniowiec Stali? - Chciałoby się zrobić wszystko dla zawodników, tak jak oni tego oczekują. Ten tor jest cały czas powtarzalnie robiony i trudno było wymagać, żeby było coś innego. Rywale wypuścili w eter wici i trzeba było zadowolić grono osób oceniających nawierzchnię oraz naszych zawodników, a to nie do końca się udało - odparł Chomski.

ZOBACZ WIDEO: Brak możliwości awansu Lokomotivu pokazuje słabość dyscypliny

W finale najlepszy swój występ zanotował Michael Jepsen Jensen, który odpalił w odpowiednim momencie. - Gorzów ma w sobie to coś. Dwa lata temu dobrze pojechał Sundstroem, teraz Jensen. Tylko wypada się z tego cieszyć, że w tym momencie, przy niemocy innych zawodników, dobry wynik robi Jensen. Poza Bartkiem Zmarzlikiem, który jest niekwestionowanym liderem, pozostali potrafią się uzupełniać - powiedział trener żółto-niebieskich.

Warta odnotowania była także postawa jeszcze jednego zawodnika, a mianowicie Adriana Cyfera. - Nasi juniorzy zdobyli 16 punktów. I może nie patrzmy na to przez pryzmat Bartka, ale właśnie przez pryzmat Adriana. Chylę czoła przed nim, że mimo takiego sobie sezonu potrafił zainwestować i to przyniosło efekty - przyznał Chomski.

Szkoleniowiec gorzowian miał trudne zadanie przed biegami nominowanymi, choć wydawało się, że sytuacja jest już opanowana. - Można powiedzieć, że Iversen zaczął bardzo dobrze, ale końcówkę miał słabą. Wycofałem Przemka z nominowanych, bo zrobił zero. Ale wiem, że to jest zawodnik, który wyciąga bardzo pozytywne wnioski. Zaufałem Iversenowi. W 14. biegu małe nieporozumienie Bartka z Nielsem spowodowało, że nie wyszło 5:1, ale tylko 4:2 - wspominał trener dziewięciokrotnych mistrzów Polski.

Przed ostatnią gonitwą było 48:36 i matematyczne szanse mieli jeszcze goście na triumf, a w obozie gospodarzy była już wielka euforia. - Mówiliśmy zawodnikom, że przynajmniej jeden musi dojechać do mety. Z drugiej strony stwierdziliśmy, że jedziemy honorowo, żeby przypieczętować tytuł. W pewnym momencie było nawet 4:2 dla nas, ale skończyło się 3:3. Najważniejsze, że cieszymy się ze złota - zakończył Chomski.

Źródło artykułu: