- Za każdym razem, kiedy przychodzisz na polski mecz żużla, szczególnie na finał na takim stadionie, jak Gorzów, to jest taka atmosfera, której nie możesz kupić. Emocje fanów naprawdę pokazują piękno tego sportu. Patriotyczny element można było dostrzec podczas hymnu narodowego. Oni są naprawdę dumni z tego sportu. Mieliśmy tu też polskie wojsko. To był zaszczyt tutaj być. Walka była dobra i wygrał lepszy zespół. To jest właśnie ściganie i jestem wdzięczny za to, że zostałem wprowadzony do tej dyscypliny. To bezcenne zobaczyć takie wydarzenia - mówiła krótko po dekoracji jedna z najważniejszych osób w firmie sponsorującej cykl Speedway Grand Prix.
Joe Parsons z uwagą śledził finałową rywalizację w PGE Ekstralidze, choć nie mógł być na Motoarenie w ubiegłą niedzielę. - Podczas pierwszego meczu w Toruniu byłem w Barcelonie na rallycrossie, ale oglądałem to spotkanie w restauracji na komórce - przyznał.
Osobiście pojawił się jednak na Stadionie im. Edwarda Jancarza i był pod wrażeniem zwycięstwa Stali Gorzów, która odrobiła straty z Torunia (41:49), zwyciężając 51:39 i zapewniając sobie złoty medal. Srebro Get Well Toruń zdaniem członka ekipy Monstera nie było jednak porażką. - Gorzów był silny przez cały rok i nie można im tego odebrać. Dla torunian wielkim krokiem był już sam półfinał z Falubazem, który wygrali. Wszystko, co zrobili potem, było sukcesem - powiedział.
Żółto-niebiescy finałowych dwumecz wygrali czterema punktami. Wszystko rozstrzygało się dopiero w wyścigach nominowanych. Emocji więc nie brakowało. - To prawda. Do 14. biegu była możliwość, że Get Well Toruń zwycięży. Jednak ten tłum, atmosfera, wszystko wokół sprawiło, że Gorzów był minimalnie silniejszy i ostatecznie to oni wygrali - stwierdził Parsons.
ZOBACZ WIDEO: Brak możliwości awansu Lokomotivu pokazuje słabość dyscypliny
Jeżdżący dla toruńskiego zespołu Chris Holder i Greg Hancock przynależą do stajni Monstera. To właśnie ich poczynania z największą uwagą śledził dyrektor marketingu firmy produkującej napoje energetyczne. - Jestem bardzo szczęśliwy z osiągnięć Chrisa. To był wspaniały wieczór dla niego. Zdobył 12 punktów z bonusem. Greg zakończył z dorobkiem 10 "oczek". To była pozytywna noc. Byłem tylko nieco zaniepokojony jednym incydentem, kiedy Greg miał kraksę. On jest jednak mistrzem. Wstał, otrzepał się i wrócił do walki - ocenił.
Wyżej wspomnianej dwójce po zakończeniu sezonu w polskiej lidze pozostaje jeszcze walka w cyklu turniejów o indywidualne mistrzostwo świata. "Grin" wciąż ma szansę na kolejny tytuł. Nieco dalej plasuje się "Chrispy", ale i on może jeszcze namieszać.
- Grand Prix w tym roku jest niezwykle wyrównane, chyba najbardziej od czasu, kiedy sam jestem blisko tych zawodów, czyli od 2011 roku. Wszystko może rozegrać się w ostatnim wyścigu w Melbourne. Jason Doyle jest jak pociąg, nie można go zatrzymać. Jest jednak pewna przewaga dla Chrisa i Grega. Do tego z dziką kartą w Toruniu pojedzie Paweł Przedpełski. Końcówka będzie niezwykle interesująca i myślę, że ostatecznie rozstrzygnięcia poznamy w Melbourne - zakończył Joe Parsons.