Nawierzchnia podczas finału PGE Ekstraligi znacząco różniła się od tej, jaką oglądano podczas wcześniejszych meczów w Gorzowie. Na torze działo się niewiele, a zawodnicy nie mogli napędzać się po zewnętrznej stronie toru. Nie brakowało także kolein, a zastrzeżenia strony toruńskiej dotyczyły zwłaszcza drugiego łuku.
- Nie chciałbym, by kwestia przygotowania toru stała się głównym tematem po zakończeniu finału, bo uważam, że obserwowaliśmy w tym dwumeczu wiele przyjemnych momentów, o których nie można zapominać. Trudno oczywiście nie podzielać zastrzeżeń co do nawierzchni, jaką widzieliśmy w Gorzowie. Najważniejsze pytanie brzmi jednak, czy tor miał wpływ na wynik rywalizacji. Moim zdaniem jej nie wypaczył. Tak naprawdę swoje problemy przeżywali na tej nawierzchni zarówno goście, jak i gospodarze. Obie ekipy miały jednak czas, by do tych trudnych warunków się dostosować - zaznacza Krzysztof Cegielski.
Ekspert naszego portalu zauważa, że trudna nawierzchnia paradoksalnie sprzyjała przez długi czas torunianom. Greg Hancock, Chris Holder i Martin Vaculik wygrywali swoje wyścigi, a Stal Gorzów zaczęła budować swoją przewagę dopiero od siódmego biegu.
- W początkowej fazie zawodów było widać, że tor pomaga tak naprawdę torunianom. Większe błędy popełniali w pierwszych biegach gorzowianie i to oni mieli większe problemy. Goście wygrywali natomiast starty i gdyby pozostało tak do końca zawodów, to oni cieszyliby się z mistrzostwa. Problemy miał przecież nawet Bartek Zmarzlik. Zwykliśmy oglądać, jak napędza się po zewnętrznej stronie toru, ale akurat na tej nawierzchni nawet w połowie zawodów było o to trudno. Stal koniec końców dostosowała się do tych nietypowych warunków i uzyskała przewagę. Jeśli chodzi o koleiny, które pojawiły się zarówno na drugim, jak i pierwszym łuku, to wpadali w nie zawodnicy obu drużyn. Wyciągało przez to Zmarzlika i Iversena, a jeśli chodzi o torunian - Grega Hancocka i Vaculika. Martin ucierpiał na tym najbardziej, tracąc cenną pozycję. O torze głośno mówią teraz przyjezdni, którzy ostatecznie przegrali. Gorzowianom, którzy osiągnęli swój cel, trudniej poruszać ten aspekt. Tak jak wspomniałem, na torze problemy mieli jednak i jedni, i drudzy - dodaje "Cegła".
ZOBACZ WIDEO: Nowy-stary mistrz Nice PLŻ. Lokomotiv znów na szczycie
Nie można jednak dziwić się gorzowianom, że nie chcieli przygotować widowiskowego toru. Na pierwszym miejscu stawiany był wynik. - Kończący się sezon pod względem przygotowań toru możemy uznać za pozytywny. Zazwyczaj mieliśmy bardzo dobre nawierzchnie, a mam tu na myśli także tę w Gorzowie. Kibice oglądali tam w czasie sezonu wiele dużo ciekawszych wyścigów niż te, jakie przyniósł nam finał. W ostatnią niedzielę nastawiono się na totalną walkę. Trudno jednak dziwić się gorzowianom. Im nie zależało na tym, by zrobić piękny spektakl, tylko na tym, by wygrać i sięgnąć po złoto. Cel ten ostatecznie udało się zrealizować. Osobną kwestią pozostaje to, dlaczego tor zachowywał się tak, a nie inaczej i dlaczego powstało tyle kolein. Końcowy efekt zaskoczył przecież nawet gospodarzy. Warunki pogodowe na pewno nie ułatwiają zadania. Zaczyna się jesień, jest chłodniej i tor zachowuje się inaczej. Takie aspekty też trzeba brać pod uwagę.Nad wszystkim czuwali komisarz, jury i sędzia, ale prace nad torem nie poszły najwyraźniej we właściwą stronę. Liczę, że zostaną wyciągnięte wnioski na przyszłość, by w kolejnych latach podczas walki o medale taka sytuacja z torem się nie powtórzyła - kwituje Cegielski.
BYŁY KOLEINY I DZIURY WIDOC Czytaj całość