Robert Kubica zadebiutował w Formule 1 w roku 2006, a Polacy bardzo szybko pokochali tę dyscyplinę. Transmisje z wyścigów trafiły do otwartego Polsatu, sam krakowianin po wygranej w GP Kanady w sezonie 2008 został wybrany najlepszym sportowcem w kraju w plebiscycie "Przeglądu Sportowego", a polskie miasta zaczęły myśleć o budowie toru i organizacji GP Polski.
Najbardziej zaawansowane prace poczyniono we Wrocławiu, Gdańsku i Łodzi, gdzie powstały nawet zaawansowane projekty torów wyścigowych. Wypadek rajdowy Kubicy z 2011 roku przerwał wszelkie prace i ostatecznie plan z organizacją wyścigu F1 w Polsce nigdy nie wypalił.
Niezrealizowane marzenie o torze F1 w Polsce
Gdańsk jednak długo utrzymywał, że realizacja projektu jest realna. Jeszcze w 2014 roku na specjalnie zwołanej konferencji Hermann Tilke, główny projektant torów w świecie F1, przedstawiał ambitny plan. Nad morzem miało powstać Narodowe Centrum Sportów Motorowych i Rekreacji. W pierwszym etapie obiekt miał jeszcze nie spełniać wymogów Formuły 1, ale projekt miał zostać wykonany w taki sposób, aby w razie potrzeby, zostać odpowiednio dostosowany do realiów F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: FC Barcelona pokazała, jak trenuje Wojciech Szczęsny
Kibice poznali wtedy założenia toru wyścigowego w Gdańsku - miał on liczyć 4 335 metrów długości, 17 zakrętów (6 lewych i 11 prawych) i 12 metrów szerokości jezdni. Najdłuższa prosta miała liczyć dokładnie 593 metry. Trybuny na nowoczesnym obiekcie miały pomieścić 59 tys. kibiców.
Obok toru wyścigowego miały znaleźć się też tor motocrossowy, obiekt dla gokartów, a także w dalszej perspektywie - nowy stadion dla żużlowców Wybrzeża Gdańsk. Miasto nie znalazło jednak w budżecie własnych środków na tę inwestycję, dlatego wyjściem było znalezienie inwestora zewnętrznego.
W roku 2016 Radio Gdańsk informowało, że budową toru zainteresowana jest Bałtycka Grupa Inwestycyjna. Jarosław Sulewski, stojący na czele grupy, przekonywał, że inwestycja pochłonie co najmniej 300 mln zł, z czego sam tor wyścigowy kosztować będzie ok. 100 mln zł. Wydawało się to kwotą rażąco zaniżoną - w tamtych czasach budowa obiektu F1 wymagała wprawdzie 200 mln, ale dolarów (ponad 800 mln zł).
Skończyło się na niczym. Mieszkańcy kilku osiedli Gdańska zaczęli protestować przeciwko inwestycji, zwracając uwagę na uciążliwy hałas po wybudowaniu obiektu, a miasto nigdy nawet nie ogłosiło konkursu na partnera prywatnego inwestycji. Nie wykonało też analiz ekonomicznych przedsięwzięcia, co po czasie ujawniła lokalna "Gazeta Wyborcza". Teraz plan został definitywnie pogrzebany i to dosłownie, bo na terenach częściowo zarezerwowanych pod tor ma powstać cmentarz - ustalił serwis trojmiasto.pl.
Toru F1 w Gdańsku nie będzie
Z ustaleń trojmiasto.pl wynika, że nowy cmentarz zajmie ok. połowę gruntów przeznaczonych pod budowę Narodowego Centrum Sportów Motorowych i Rekreacji. W części zachodniej nadal możliwe będzie stworzenie obiektów sportowych, takich jak chociażby tor motocrossowy albo stadion żużlowy, jeśli zawodnicy Wybrzeża musieliby opuścić arenę przy ul. Zawodników. Jej stan pozostawia bowiem wiele do życzenia.
- Teren pod funkcję toru motocrossowego jest zarezerwowany w obowiązującym planie miejscowym z 2024 roku - poinformowała Magdalena Zaborowska z Zespołu Komunikacji Społecznej Biura Rozwoju Gdańska.
Urzędnicy w Gdańsku już od kilku lat mają świadomość, że miasto potrzebuje nowego cmentarza komunalnego, bo obecnie funkcjonujące nekropolie nie mają możliwości rozbudowy, a zaczyna na nich brakować miejsca.
Cmentarz mógłby zająć obszar o powierzchni nawet 40 hektarów. Jego powstanie to jednak perspektywa kilku lat, bo wcześniej należy odpowiednio przygotować działki, dokumentację i drogi dojazdowe.