- Prowadzenie drużyny sprowadza się do dwóch spraw: przygotowania toru i ustawienia par. Tak mówi wódz Sparty Wrocław - objawienia tegorocznych rozgrywek - Piotr Baron.
W przedsezonowych rozważaniach nikt nie stawiał, że Sparta Wrocław zajedzie aż do wielkiego finału. Raczej miała znaleźć się w dolnej połówce ligi dwóch prędkości. Tymczasem stoi przed szansą wywalczenia pierwszego złota od 2006 roku. Kiedyś wrocławianie słynęli z zamożności klubowego portfela i spektakularnych transferów. Prezes Rusko i poseł Czarnecki częstowali się najsmaczniejszymi kąskami na rynku transferowym, a efektów nadal nie było. Dopiero Marek Cieślak i jego opiekuńczy nos do duńskiej młodzieży przyniósł sukces. W ostatnim czasie Sparta nie należała do potentatów finansowych. Dlatego musiała stawiać na młodych i ciekawych zawodników. Młode wilczki pod batutą młodego trenera Barona sprawiły sensację i wdarły się do finału. Po raz kolejny sport wygrał z pieniędzmi.
W zmaganiach nazwanych najlepszą ligą świata jest jeden główny feler regulaminowy. Na siedmiu zawodników w składzie aż dwóch to juniorzy. Trenerzy nie mają żadnego manewru w postaci seniora na rezerwie. O tym mankamencie pisałem w poprzednich tekstach. Juniorzy stanowią aż 30 procent składu. W najlepszej lidze świata to niedopuszczalne. - W ogóle nie powinno być ochrony dla juniorów. Jadą najlepsi. Jeśli młodzieżowiec przebije się do składu wtedy niech startuje - tłumaczy pani Krystyna Kloc. Nie do końca. Polska jest zbyt biednym krajem. Nie każdego rodzica stać na wyposażenie syna w kompleksowy sprzęt, jak to jest przypadku obecnych dwóch młodzieżowców pani Krysi - Maksyma Drabika i Damiana Dróżdża. Historia ligi od zmian regulaminowych w 1994 roku i zwiększeniu znaczenia młodzieżowców udowadnia, że można zapomnieć o sukcesach bez dobrej formacji młodzieżowej. Wyjątkiem była Polonia Bydgoszcz w drugiej połowie lat 90-tych. Powód odejścia od reguły był prozaiczny. Polonia w składzie miała trzech najlepszych krajowych zawodników. Tak potworna siła na seniorce zdarza się bardzo rzadko. Nie inaczej było z juniorami w złotej erze Sparty w latach 93-95. Główną siłą napędową dr Ryszarda Nieścieruka stanowili również młodzieżowcy - dzisiejszy opiekun wrocławian Piotr Baron i zielonogórzanin Piotr Protasiewicz. Swoje dorzucał Waldek Szuba.
Trenera Barona krytykuje się za przygotowanie toru. Że jest nudny i nie nadaje się do ciekawego widowiska. W tym miejscu będę Barona bronił. Nie po raz pierwszy zresztą. Prawo gospodarza. Wymóg jest jeden - nawierzchnia ma być zgodna z regulaminem. W innym przypadku psy do budy. W dobie powszechności żużla w tv kibice są coraz bardziej wybredni. Kiedyś cieszyli się, że oglądają żużel. Dziś co rusz narzekają, że nie ma mijanek. Baron jest wiernym kontynuatorem dzieła wspomnianego managera Ryszarda Nieścieruka. W ciężkich warunkach torowych Sparta sięgała po złote medale. Tor był przyczepny i ciężki, a siłowy Baron robił wiatraki z rywali i wjeżdżał dziarsko w przyczepne wiraże. Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci?
Piotr Baron to wychowanek Jana Ząbika. Zaczynał w szkółce Apatora Toruń, w której młodzi trenowali na minitorze wpisanym na murawie stadionu przy Broniewskiego. W polskich warunkach innowacyjne rozwiązanie. Baron zadebiutował w wieku zaledwie 16 lat i został okrzyknięty objawieniem sezonu 1990. Wraz ze swym wychowawcą Ząbikiem, z którym był bardzo blisko związany, zrobił psikusa Toruniowi i przeszedł do pobliskiego drugoligowego Grudziądza. Stamtąd do Wrocławia. W 1992 roku firma Aspro właśnie kombinowała dream team. W tamtych latach rozgorzała dyskusja: szkolić, czy kupować? Sparta uchodziła za niechlubny przykład podkupowania zawodników. Spór do dziś nie jest rozwiązany. - Włożyłam wiele wysiłku żeby wyszkolić Jamrożego, Malitowskiego i co z tego miałam? Przepadli - argumentuje pani Kloc. Podobnie przez lata tłumaczył jej pracownik Marek Cieślak. Nie zawsze owocem szkolenia młodzieżowców w klubie muszą być ligowe medale. Sam fakt wyszkolenia zawodnika jest wartością dodaną i najważniejszą. Klub żużlowy działa aby uprawiać żużel. Licencje muszą powstawać. I tak to się kręci. Paradoksem jest, że szkolenie dobrze idzie w Częstochowie, która nie ma ligi, a w mocarstwowej Zielonej Górze szkolenie wydaje się zbędnym balastem. - Praca z młodzieżą to naprawdę wdzięczne zajecie, które przynosi wiele satysfakcji - przekonuje prezes Włókniarza Michał Świącik. - Pamiętam gdy na zawody w mini żużlu 7 lat temu przyjechał Darcy Ward. Nie przebrnął kwalifikacji i nawet nie wystąpił głównym turnieju - wspomina z uśmiechem. - Najważniejsza jest wytrwałość i cierpliwe podejście. Talent jest na drugim planie. Często tłumaczę naszym trenerom, Józefowi Kaflowi i pozostałym, żeby zbyt szybko nie rezygnowali z tych mniej utalentowanych, ale za to pracowitych - tłumaczy Świącik.
W ogóle ci juniorzy to ciekawy temat. Furorę robi młody Drabik. Dzięki niemu Sparta jest w finale. W Lesznie Pawlicki junior, czy Rempała w Rzeszowie. Od lat powszechnym krajobrazem jest, że większość talentów, to synowie byłych żużlowców. Po półfinałowym meczu w Częstochowie zadałem pytanie działaczom: czy sądzicie, że świetne wyniki synów byłych żużlowców, to kwestia żużlowych genów i naturalnego talentu w rękach? Jednym tchem odpowiedzieli, że nie. Oczywiście, że nie. Znaczący odsetek udanych karier synów byłych żużlowców udowadnia, że gdyby objąć odpowiednią opieką zdolnego chłopca, to wielce prawdopodobne, że wyrośnie z niego dobry zawodnik. Tezę udowadniają m.in. dwaj nasi tegoroczni finaliści IMŚJ Bartosz Zmarzlik i Paweł Przedpełski, Maciej Janowski, czy kiedyś Tomasz Bajerski. Ojcowie nie jeździli na żużlu, ale wydatna pomoc w karierze przyniosła wymierne efekty. Psycholog Robert Rutkowski w niedzielnym Magazynie NC+ potwierdził, to co tłumaczyłem niedawno w częstochowskim ogródku. Żużlowcy potrzebują wokół siebie ludzi, którzy podejdą do nich z uczuciem i z sercem. Kto jak nie ojciec podejdzie ze szczerymi intencjami, uczuciem i sercem? W dodatku 24 godziny na dobę. Bo żużlowcem nie jest się tylko na torze, czy stadionie, ale także w domu, łóżku, piżamie i podczas śniadania. Dlatego tak ogromną przewagę mają młodzi zawodnicy, których prowadzą ojcowie, bądź całe rodziny. W tej sferze trenerzy mają największe pole do popisu. - Gdy przeszedłem w 1992 roku do Wrocławia z Lublina, to zobaczyłem inny świat. Na wiosnę przyjechał TIR z Anglii. Otworzyliśmy drzwi ciężarówki, a tam pełno kolorowego sprzętu od angielskiego tunera Trevore’a Hedge’a. Szybko okazało się, że był to złom - opowiadał mi przed paru laty lider Sparty z lat mistrzowskich, Dariusz Śledź. - Kluczem do zwycięstwa był jednak Rysiek. On cały czas z nami był. Przebywaliśmy codziennie wiele godzin ze sobą i zawsze wiedzieliśmy, że Nieścieruk będzie o nas walczył w każdej sprawie - mówi Śledź.
Finał ligi przed nami. Sparta Wrocław kontra Unia Leszno. Bez KSM, ale za to z armią komisarzy, jury i oby z pełnymi trybunami i emocjami. Z jednej strony bój starych prezesowskich wyjadaczy, którym w ostatnim czasie nie po drodze jest z decydentami Ekstraligi. Unia Leszno prowadząca wieczne boje o tor. Natomiast włodarze Sparty odkąd stracili rolę głównego rozdającego na zebraniach Rady Ligi przed profesjonalizacją rozgrywek w 2007 roku są w ciągłym odwrocie do pomysłów centrali. - Spółki to kiepski pomysł. Niepotrzebne koszty i rozwlekła administracja. My byliśmy tylko za zawodowstwem żużlowców, bo ciągle narzekali, że nie zarabiają. Kluby natomiast powinny działać w formie stowarzyszeń - tłumaczy Krystyna Kloc. Albo mnie pamięć myli, ale to Sparta przez kilkanaście lat była lokomotywą do przemian klubów w spółki. Nieważne.
Z drugiej strony pojedynek trenerów. Piotrek Baron następca dr Ryszarda Nieścieruka i jego zaciężna młodzież kontra Adam Skórnicki i jego miejscowe chłopaki wsparci zawodowcami z najwyższej półki. Który z nich szczerzej i bardziej czule podejdzie do podopiecznych? Pierwsze stracie już za kilka godzin.
Grzegorz Drozd
1. Nie będę oglądał we Wrocławiu tego zgarbionego pana za baronem
2 na Olimpico wreszcie będzie ściganie