Przez brytyjskich znawców żużla Szczakiel określany był jako no name. "Tytuł mistrza świata nie może trafiać w ręce słabeusza, bo to ośmiesza powagę dyscypliny" - grzmiały brytyjskie media. Triumf Polaka był impulsem do powstania cyklu Grand Prix. Rozgorzała dyskusja jak wyeliminować "niesprawiedliwe" przypadki wyłaniana żużlowego championa. - Niedopuszczalne, że taki as jak Anders Michanek, który wybornie jeździł cały sezon w tym najważniejszym dniu został pozbawiony szans za przejechanie taśmy. Jeden moment zniweczył dorobek całego sezonu najlepszego zawodnika - padały argumenty. W dyskusji żywo uczestniczyły gwiazdy z toru: Ivan Mauger, Barry Briggs i Ole Olsen. Pierwsza dwójka krótko po finale w Chorzowie zaczęła organizować cykle turniejów na Antypodach i w Stanach. Zwycięzcą zostawał zawodnik, który zgromadził łącznie największą sumę punktów. - U nas wygrywa rzeczywiście najlepszy - powtarzali.
[ad=rectangle]
Prawdziwym przełomem w sprawie okazał się prestiżowy turniej Daily Mirror Grand Prix zorganizowany na torach brytyjskich w 1976 roku. Najpierw zawodnicy zbierali punkty w rozbudowanych eliminacjach. Każdy żużlowiec wyselekcjonowany z kilkudziesięcioosobowej grupy startował w pięciu turniejach. Za zajęte miejsce otrzymywał do klasyfikacji odpowiednią liczbę "oczek". Za pierwsze miejsce przysługiwało 10 punktów, a za każde kolejne miejsce punkt mniej. Najlepsi spotkali się w wielkim finale (Grand Prix Final) na nowoczesnym londyńskim stadionie White City, który od niedawna służył żużlowi. W wielkim finale również zostały przyznane punkty za poszczególne miejsca. Za zwycięstwo 50 oczek, za drugie 45, a za trzecie 40 itd. Dopiero łączna punktacja z eliminacji i Wielkiego Finału decydowała o końcowej klasyfikacji. Pierwszym triumfatorem został aktualny mistrz świata Peter Collins, który skasował ekstra tysiąc funtów. - Zwycięstwo w Grand Prix było potwierdzeniem, że jestem prawdziwym mistrzem świata i poczułem wielką ulgę. Nikt nie może mi zarzucić, że Mauger, czy Olsen są lepsi ode mnie i że o tym kto jest najlepszy zadecydował jeden wieczór - mówił szczęśliwy Collins. Na dalszych pozycjach znaleźli się Anglik Gordon Kennett i Ole Olsen. Za rok wygrał Duńczyk, który powetował sobie porażkę w finale światowym na Ullevi, gdzie w sytuacji złamanej nogi Collinsa był niemalże stuprocentowym faworytem do złota.
Master Collins
Cykl Grand Prix na brytyjskich torach okazał się nie tylko dużym sukcesem sportowym, ale także finansowym. Żużel w Wielkiej Brytanii przeżywał duży rozkwit, na co niebagatelny wpływ miała znakomita postawa angielskich gwiazd takich jak Peter Collins, Malcolm Simmons, John Louis czy Dave Jessup. Ale także na kontynencie, a zwłaszcza w zachodnich Niemczech żużel miał się dobrze przede wszystkim dzięki regularnym występom gwiazd ligi brytyjskiej na tamtejszych torach. W dodatku na bazie popularności żużlowego celebryty Ole Olesna powstała nowa siła w żużlu - Dania. Wszystkie te elementy postanowił wykorzystać wspomniany Olsen, który nie tylko podpatrzył wszelkie sportowe arkana u Ivana Maugera, ale także przejął od nowozelandczyka smykałkę do zarabiania pieniędzy na tym sporcie. Wraz z Peterem Adamsem, którego bliżej poznał w Coventry Bees (1976 rok), postanowili zorganizować w 1978 roku cykl turniejów pod nazwą Master Series.
Pierwszy historyczny turniej odbył się w niemieckim Bremen. Na trybunach zasiadło aż 25 tys. kibiców! W turnieju startowała niemal cała czołówka światowa. Drugi turniej odbył się w Vojens, trzeci na Ullevi w Goeteborgu, a finałowe czwarte zawody ponownie w Vojens. Olsen miał nadzieje, że drugi turniej pojedzie na angielskim torze, ale nie doszedł z brytyjskimi władzami do porozumienia. Cykl Duńczyka był ogromną konkurencją dla wyspiarskiego VW Daily Mirror Grand Prix. Olsen postanowił nie wspierać angielskiej imprezy i odpuścił obronę tytułu w 1978 roku tłumacząc, że ma zajęte terminy na kontynencie. To brytyjscy fani byli jeszcze w stanie przełknąć. Największy cios zadał im bożyszcze Peter Collins, który wziął co prawda udział w eliminacjach, w których był najlepszy i miał największe szanse na wygranie cyklu, ale w wielkim finale nie wystartował, bo tego samego dnia miał półfinał mistrzostw świata na długim torze w niemieckim Sheesel, a nagrody na zawodach organizowanych na kontynencie były o wiele lepiej płatne. Szef związku angielskich promotorów Reg Fearman zagrzmiał. - Zawodnicy powinni pamiętać, gdzie zaczęli zarabiać pieniądze na żużlu i gdzie zostali gwiazdami. Niestety, niektórzy o tym zapominają i wypinają się przy pierwszej lepszej okazji - żalił się Fearman.
W cyklu Olsena Collins oczywiście wystartował. Gdy za incydent na początku sezonu BSPA chciała zawiesić Petera na 30 dni w zagranicznych startach (Collins wracając z turniejów w Stanach Zjednoczonych spóźnił się na dwa kwietniowe mecze Britisih League), co oznaczałoby absencję w cyrku Olsena, Collins zaszantażował federację, że odpuści cały sezon. Działacze ulegli i cofnęli zawieszenie Anglika. Tego samego roku podczas finału brytyjskiego, który był jednocześnie eliminacją dla Brytyjczyków na finał światowy na Wembley, Peter Collins padł ofiarą wrednego sabotażu - ktoś dosypał cukru do baku jego motocykla. Collins przeżył gorycz porażki i odpadł z kretesem z mistrzostw świata. Zawodnik stwierdził, że padł ofiarą zemsty za niesubordynację wobec brytyjskiego żużla.[nextpage]Money Talks
Pieniądze. Wokół nich wszystko się kręci. Tak też było od lat w żużlu. Za tytuł mistrza świata na Wembley Ole Olsen w 1978 roku otrzymał czek na 2 tys. brytyjskich funtów. Triumfator Daily Mirror Grand Prix Chris Morton dostał 1250 funtów. Najlepszy i najrówniejszy zawodnik w cyklu World Masters Series Anglik Peter Collins zgarnął 10 tys. funtów. Turniej Olsena został już przed rozpoczęciem okrzyknięty jako najlepiej płatne zawody w historii speedwaya i nie było w tym ani krzty przesady. Ole Olsen był na topie i wykorzystał wszystkie swoje kontakty. Świetnie znał się z niemieckimi managerami, bowiem wielokrotnie startował na tamtejszych torach. Plany Olsena o takim cyklu rodziły się w 1975 roku, gdy budował stadion w Vojens. Wiedział, że aby utrzymać obiekt musi na nim zarabiać, a taki prestiżowy turniej będzie najlepszą okazją. - Nie potrafimy zatrzymać zawodników na siłę. Będą startować tam gdzie chcą. W tym momencie nie jesteśmy w stanie przebić stawek na kontynencie - dodawał Fearman.
Poniżej końcowa klasyfikacja z apanażami pierwszej historycznej edycji Master Series, która była pierwowzorem cyklu Grand Prix. Był to pierwszy cykl turniejów organizowany na kilku torach w różnych krajach.
1. Peter Collins 27 p. i 105,000 duńskich koron. W przeliczeniu około 10 tys. funtów.
2. Ole Olsen 22 p. DK 13500
3. Michael Lee 10 p. DK 6000
4. John Davis 9 p DK 6500
5. Malcolm Simmons 8 p. DK 4500
6. Dave Jessup 6 p. DK 4500
7. Phil Crump 6 p. DK4000
8. Gordon Kennett 5p. DK 2500
9. Ivan Mauger 4p. DK 2000
10. Tommy Nilson 2 p DK1500
11. Jan Anderson 1p. DK 1,000
12. Anders Michanek 0 p DK 500.
Punktacja zawodów: 1m 9p, 2m 6p, 3m. 4 p 4m. 2 p 5 m 2p 6 m 1p.
Burza mózgów
Historycy żużla zgodnie twierdzą, że datą zamykającą czasy wielkiego żużla jest dzień rozegrania ostatniego finału na Wembley w 1981. Od tego czasu żużel przypominał pochylnię w dół. Człowiekiem, który zauważał konieczność zmian i modernizacji był prezydent FIM Holender Jos Vaessen. Pierwszą próbą było zorganizowanie dwudniowego finału na torze w Amsterdamie w 1987 roku. Pomysł nie chwycił. Nie zraziło to jednak Vaessena do podjęcia kolejnych, bardziej zdecydowanych kroków. Wtórował mu szef komisji wyścigów torowych CCP Niemiec Gunter Sorber, który po finale na Ullevi w 1991 roku publicznie oznajmił, że są szanse na kontrakt telewizyjny wartości 5 milionów dolarów za nowe IMŚ w systemie Grand Prix.
W światowym żużlu rozgorzała dyskusja. Na wrześniowym posiedzeniu Komisji Wyścigów Torowych FIM (CCP) w 1991 roku w Genewie, rozpatrywano pionierskie oficjalne propozycje rozgrywania mistrzostw świata w formacie Grand Prix. Salomonowe rozwiązanie zaproponował Andrzej Witkowski, aby połączyć finał jednodniowy z równoległym rozgrywaniem cyklu Grand Prix, w którym można by było wprowadzić w życie kolejny pomysł pana Sorbera, czyli silniki dwuzaworowe. - Cykl trwałby pięć lat i po tym okresie mielibyśmy jasny obraz, czy GP się przyjęło - tłumaczył Witkowski. Projekt szefa PZM zakładał m.in. Interligę, Grand Prix im. Johnniego Hoskinsa oraz eliminacje i finał IMŚ, a wszystko to połączone z resztą rozgrywek ligowych. Autorem pomysłów był działacz PZM Janusz Woźniak. Projekt zakładał łącznie 14 terminów w kalendarzu imprez światowych. Jednym z celów miało być ograniczenie liczby imprez mistrzowskich i wypracowanie wolnych terminów.
Andrzej Witkowski i PZM stawały się głównym koniem pociągowym nowej formuły. - Nasze propozycje przedstawimy na jesiennym kongresie FIM w Nowej Zelandii - zapodał Witkowski. Atmosfera gęstniała. Pomysł z Grand Prix najszybciej można było wprowadzić dopiero w 1994 roku. Do 1993 obowiązywała umowa z duńską TV2 na transmisje z finałów jednodniowych. Oprócz wniosku Witkowskiego wpłynęły propozycje Andrzeja Grodzkiego (przewodniczący grupy roboczej CCP powołanej w tej sprawie) brytyjskiej federacji ACU oraz przewodniczącego CCP Guntera Sortera. Obrady w Christruch zajęły aż dwa posiedzenia. - Odstąpiono od zastąpienia finału jednodniowego cyklem Grand Prix i dyskutowano nad światowym cyklem rozgrywek World Speedway Grand Prix wedle naszego pomysłu - mówił Andrzej Grodzki po kongresie. - Dalszy ciąg narad będzie kontynuowany na wiosennych obradach w Genewie. W każdym razie spotkanie w Christruch było krokiem milowym w podejściu do tematu - uważał Grodzki. Niezmiennym zwolennikiem Grand Prix był Sorber, który zapowiedział, że wprowadzenie formuły wyłaniania mistrza świata w cyklu Grand Prix jest już tylko kwestią czasu.
W żużlowym świecie zawrzało jak nigdy dotąd. Federacje, których zawodnicy osiągali największe sukcesy, jak Anglia, Szwecja, Dania i Stany Zjednoczone stanowczo zaprotestowały. Zapowiedziały, że jak będą zmuszone, to odłączą się od FIM i same będą przeprowadzać mistrzostwa świata bez udziału reszty. Grobowe nastroje panowały i w naszym kraju. Media nie pozostawiły suchej nitki na działaczach PZM, którzy opowiedzieli się za wprowadzeniem Grand Prix. Wszyscy ubolewali, że przyjdzie Biało-Czerwonym toczyć pojedynki w towarzystwie takich "mocarstw" jak Czechy, Niemcy, Bułgaria i innych nacji ze strefy kontynentalnej.
Bez sentymentów
Głosy w sprawie nowej formuły były coraz bardziej podzielone. Niektóre autorytety z Anglii przechodziły na stronę zwolenników Grand Prix. Naczelny gazety "Speedway Star" Phil Rising stwierdził, że dni finałów jednodniowych są policzone i trzeba patrzeć w przyszłość. Na wiosnę na wskutek kolejnych burzliwych dyskusji Komisja (CCP) wypracowała jednolity protokół pt. Grad Prix i przekazała go FIM, aby na podstawie tego materiału zaczęto szukać sponsorów, reklamodawców i stacji telewizyjnych. Zaczęły padać pierwsze konkrety. Grand Prix miałoby wystartować w 1994 roku w rozmiarze sześciu turniejów. - Nie wiem, czy zdążymy z tą datą, ale wierzę, że wcześniej czy później to nastąpi - powtarzał twardo Sorber, który poinformował o rozmowach z firmą IMG (dzisiejszy właściciel praw do Grand Prix), która współdziałała przy sprzedaży praw telewizyjnych przy okazji finału IMŚ w Monachium w 1989 roku. Niemal pewne było, że Anglia, Dania, Szwecja i Polska będą co roku otrzymywać po jednym turnieju. Przyrost aż sześciu zawodów w ramach finałów IMŚ zamiast jednego urealniał wizje, że w kalendarzu światowym zabraknie miejsca dla którejś z pozostałych rozgrywek: DMŚ, MŚP, IMŚJ. - Grand Prix w łonie CCP zyskało pełne poparcie, co jest spowodowane przede wszystkim życiową koniecznością wprowadzenia zmian w mistrzostwach, a nie kierowaniem się sentymentami. Ostateczne rozstrzygnięcia zależą jednak od wyników rozmów z TV - informował Sorber przed jesiennym kongresem FIM w amerykańskim Columbus w 1992 roku.[nextpage]Tymczasem z każdym tygodniem bliżej do październikowego kongresu rosły fale sprzeciwu w Wielkiej Brytanii, gdzie zaplanowane zostało rozegranie finału jednodniowego w 1994 roku w Bradford. - Gdy FIM wprowadzi Grand Prix od 1994 roku zamkniemy Odsal - grzmiał miejscowy promotor Alan Ham. Wtórowało mu wielu brytyjskich dziennikarzy i kibiców. Zdania wśród żużlowców były podzielone. Padały groźby wystąpienia z FIM i deklaracje prób pozyskania Danii, Szwecji i USA przeciw zmianom wyłaniania indywidualnego mistrza świata na żużlu. Mimo tych wszystkich przeciwności postanowiono w Columbus, że od 1994 roku zadebiutuje Grand Prix. Marzenie Josa Vaesena ziściło się. Holender jako pierwszy, zaraz po swoim wyborze na prezydenta FIM (1989) zaszczepił opinię publiczną swoim pomyłem nowego formatu rozgrywek IMŚ. Vaessen w Columbus świętował podwójny sukces, bo powtórnie został wybrany na szefa FIM kadencja (92-95), a więc projekt GP był bezpieczny "na górze". Nowy system poparła polska strona w osobie Andrzeja Witkowskiego, który również został wybrany na trzecią z kolei kadencję na funkcję wiceprezydenta FIM. Grupa trzymająca władzę mogła otwierać szampana. Zostało "tylko" znaleźć sponsorów i telewizję. Pomysłu nie poparła Wielka Brytania, Dania i Szwecja. - Wszystkie dyscypliny komercjalizują się i czekają na sponsorów, którzy z kolei chcą się reklamować w telewizji. Takie systemy rozgrywania mistrzostw weszły niemal wszędzie i muszą wejść również do żużla, jako jedno z podstawowych źródeł pozyskiwania pieniędzy dla tej coraz droższej dyscypliny. Żużel traci popularność i widzów. Na zachodnich stadionach mecze ligowe ogląda garstka kibiców. Chcemy odwrócić tę złą tendencję - tłumaczył Andrzej Grodzki.
Kłótnie o żużel
Na wiosennym zebraniu roboczym w 1993 roku 15 członków CCP jednogłośnie ustaliło szczegółowe zasady rozgrywania turniejów GP w następnym sezonie, a także wstępny kalendarz. Cykl miała otwierać 22 maja runda w Polsce. Następnie 19 czerwca w Landshut, 10 lipca w Wiener Neustadt, 31 lipca Wembley, 21 sierpnia Goeteborg i 11 września Vojens. Stawkę miała wyłonić pierwsza dziesiątka z finału IMŚ 93 w Pocking, a pozostałą dziewiątkę miała wybrać FIM, plus jedna dzika karta dla gospodarza. W zawodach jechałoby 16 zawodników i 4 rezerwowych. Dwóch najsłabszych po danej rundzie będzie rezerwowymi w następnej, a 4 rezerwowych rozegra między sobą jeden wyścig, a z nich dwójka najsłabszych zastąpi dwóch pierwszych. Na kolejny sezon awans zapewni sobie czołowa 10 żużlowców. Resztę wyłoni GP Challenge we włoskim Lonigo. Jak widać początki ostatecznego formatu rozgrywek rodziły się w bólach i były niezwykle zawiłe.
Wstępne założenia zakładały, że turniej składałby się z 20 wyścigów, a następnie zostaną rozegrane cztery finały. Zawodnik otrzymywałby do klasyfikacji końcowej punkty za zajęte miejsce w zawodach. Pierwszy 20 "oczek", a ostatni zawodnik bez punktu. Format rozgrywania mistrzostw świata par zastąpiłby dotychczasowe drużynowe mistrzostwa świata. Od 1995 w ramach ochrony środowiska miałyby wejść nowe tłumiki z ograniczeniem do 98 db, ze 102 db, a także nowe opony bez nacięć klocka bieżnika.
Ludzie z FIM zapewniali, że łączna pula nagród za jeden turniej będzie wynosić 100 tys. funtów. Do tej pory mistrz świata mógł liczyć na apanaże w wysokości ok. 3 tys. funtów. Wiele kontrowersji jednak wzbudzał trzydniowy system rozgrywania zawodów piątek-sobota-niedziela. Najbardziej burzyli się brytyjscy promotorzy narzekający na brak terminów.
Czołówka brytyjskich zawodników jak Screen, Louis, Loram oraz Amerykanie Ermolenko, Hamil, Hancock opowiadali się za nowym systemem. - Zawodnicy na wszystko się zgodzą byleby im obiecać więcej pieniędzy - komentowali złośliwi. Finał w Pocking w 1993 roku miał być tym ostatnim w starej formule, a pierwsza dziesiątka tych zawodów automatycznie kwalifikowała się na kolejny rok. Znalazł się w niej nasz Tomek Gollob. Przed zawodami zwołano specjalną konferencję, na której stawiło się blisko 100 dziennikarzy. Obecni byli Jos Vaessen i Gunter Sorber. Fale zaniepokojenia wzbudziło obwieszczenie, że w dalszym ciągu nie znaleziono telewizji chętnej zapłacić za prawa do Grand Prix.
Jeszcze większe oburzenie wśród dziennikarzy wywołała informacja, że jedyne rozmowy nt. transmisji przeprowadzono z hiszpańską stacją. - Hiszpania i żużel? - drapali się po głowie żurnaliści. - To nie wróży nic dobrego - komentowali. Władze FIM broniły się, że na lodowe Grand Prix jednak udało się znaleźć telewizję i sponsorów. Oliwy do ognia dolewali brytyjscy promotorzy, którzy krzyczeli ile sił w gardle, że nie ma ich zgody, aby gwiazdy brytyjskich klubów dostały pozwolenia na weekendowe terminy kolidujące z terminarzem ligi brytyjskiej. W odwecie komentator duńskiej D2 i propagator idei Ole Olsen powtarzał jak mantrę, że nie ma innej drogi. Wszystko miało się wyjaśnić na jesiennym kongresie FIM w Dublinie.
Ojciec Olsen
Na długo przed wyczekiwanym zgromadzeniem delegatów FIM wybuchła bomba, a raczej jej niewypał związany z GP. - Z powodu braku środków i nie podpisaniu umów ze sponsorami, a przede wszystkim z telewizją jesteśmy zmuszeni odwołać cykl Grand Prix w 1994 roku. Finał jednodniowy odbędzie się w Vojens - poinformował w oświadczeniu FIM Jos Vaessen. W Anglii zawrzało. Wedle wcześniejszego kalendarza finał indywidualny na rok 1994 miał odbyć się na Odsal Stadium w Bradford, ale lokalizację zmieniono na domowy stadion Ole Olsena w Vojens. - Nie mogłem w to uwierzyć. Wedle wieloletnich założeń, to Anglii przypadało prawo organizacji FIMS w 1994 roku - mówił rozgoryczony szef BSPA Maurice Ducker (Dania wedle pierwotnych założeń na lata 1993-1997 miała organizować finał w 1995 roku, Szwecja w 1996 roku, a Polska w 1997 roku).
Po tym ruchu Anglicy definitywnie odwrócili się od Grand Prix. Prezydent FIM Joe Vaesen wiedział jednak co robi powierzając finał duńskiej miejscowości. Gospodarz Vojens Speedway Center - Ole Olsen, okazał się ojcem chrzestnym Grand Prix. Znakomity zawodnik był języczkiem u wagi w negocjacjach pomiędzy FIM, a duńską telewizją TV3. W dniu finału w Vojens podczas konferencji przed zawodami Ole Olsen obwieścił światu dobrą nowinę tj. pomyślny rezultat rozmów pomiędzy FIM, a TV 3 Broadcasting Group Ltd w sprawie trzyletniego kontraktu na wyłączność praw marketingowych do Speedway Grand Prix. Pieniądze wyłożone przez duńską stację (blisko pól miliona dolarów rocznie) pozwoliły na wdrożenie w życie planów. Przeciwnicy rewolucji ostatecznie zostali zmuszeni powiedzieć pas. Na konferencji ogłoszono, że pierwsza dziesiątka finału w Vojens zostanie zakwalifikowana na przyszłoroczne mistrzostwa. Resztę obsady miała ustalić FIM. Kilka godzin później w dramatycznej końcówce ostatnim mistrzem świata w starej formule został 24-letni Szwed - Tony Rickardsson, którego śmiały atak na Hansa Nielsena w barażu w walce o tytuł przeszedł do legendy. Liczni polscy kibice przeżyli srogi zawód. Ich faworyt Tomasz Gollob jeździł pechowo i zajął ostatnie miejsce. Dobra pozycja sprzed roku zaowocowała tym, że bydgoszczanin został nominowany do inauguracyjnego cyklu.
20 maja 1995 roku dokładnie o godzinie 20.00 na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu Gollob wygrał pierwszy historyczny wyścig Grand Prix o tytuł mistrza świata na żużlu i tak otworzył nową kartę w historii speedwaya.
Grzegorz Drozd
Dziś, dzięki różnym dziwnym zabiegom stał się obowiązkową turystyką żużlową tylko i wyłącznie dla tych, co muszą.
A dziś nie wszyscy już muszą.