Warda może spotkać kara. Gajewski: To totalna głupota z jego strony

[tag=2620]Darcy Ward[/tag] nie wystartował w niedzielnym Grand Prix Łotwy ze względu na stwierdzenie w jego organizmie zawartości alkoholu. - A już wydawało mi się, że wydoroślał - komentuje Jacek Gajewski.

- Współpracowałem z Wardem w 2009 roku, gdy rozpoczynał swoje starty w Polsce - tłumaczy Jacek Gajewski. - Dzisiejsza sytuacja jest bardzo niedobra, nieprzyjemna dla całej dyscypliny, a zwłaszcza dla samego zawodnika. Zaliczył kolejną wpadkę. Wcześniej miał założoną sprawę sądową w Anglii oraz został przyłapany w swojej ojczyźnie, gdy pędził na motocyklu, będąc pod wpływem niedozwolonych środków. Myślałem, że wyciągnął wnioski. Spotkałem go w ostatnią niedzielę i obserwując jego zachowanie, wydawało mi się, że wydoroślał, a wszystkie problemy pozasportowe są już za nim. Niestety, pomyliłem się. Totalna głupota z jego strony. Inaczej tego nazwać nie można. Szkoda chłopaka, bo marnuje swój ogromny potencjał. Mnie też jest przykro. Typowałem go jako zwycięzcę turnieju, tymczasem on nawet sam ze sobą nie potrafi zwyciężyć.
[ad=rectangle]
To nie pierwszy przypadek w historii, gdy żużlowiec zostaje przyłapany przed zawodami w stanie wskazującym. We wrześniu 2000 roku do Grand Prix w Bydgoszczy nie dopuszczono Stefana Dannö, w którego organizmie, podczas oficjalnego treningu przed turniejem, stwierdzono obecność 0,51 promila alkoholu. Szwed otrzymał wówczas miesięczny zakaz startów. - Wachlarz kar jest szeroki: zawieszenie, kara finansowa; sprawą może się też zająć Komisja Wyścigów Torowych i podjąć decyzję o surowszych sankcjach - wyjaśnia nasz ekspert. - A czy powinny być surowe? W przypadku Warda nie jest to recydywa, choć ma przypiętą łatkę osoby, która lubi się bawić i używa życia. Myślę, że spotka go kara podobna do tej, jaką dostał Dannö. Musi się liczyć z tym, że nie stanie na starcie dwóch najbliższych turniejów Grand Prix.

Były opiekun Unibaksu sprawę z Wardem porównuje do sytuacji w ruchu drogowym. - W dyscyplinach motorowych zawodnicy są szczególnie narażeni na kontuzje, a gdy któryś z nich jedzie pod wpływem, to ryzyko wzrasta - wyjaśnia. - A gdyby spowodował kolizję? Nie tylko on ponosiłby odpowiedzialność, ale też osoby, które dopuściły go do udziału. Kontrole alkoholowe są dość częste i zaniechać ich nie można. Samego picia nie potępiam, jednak trzeba wiedzieć, kiedy, gdzie i z kim. Jeśli ktoś tego nie rozumie, musi brać pod uwagę grożące mu konsekwencje.

Zdaniem Jacka Gajewskiego, problemów żużlowców z używkami lekceważyć nie należy. Nie zgadza się z Krzysztofem Cegielskim, który wstawiał się za Patrykiem Dudkiem i twierdził, że dopingu w żużlu nie ma. - Popieram natomiast profesora Smorawińskiego: doping to doping, sprawę należy postrzegać zero-jedynkowo - podkreśla Gajewski. - Wyniki laboratoryjne nie podlegają dyskusji. Nikt nie debatuje, w jaki sposób zakazany środek znalazł się u sportowca. Gdyby rozstrzygać, czy ktoś brał świadomie, czy nie, pewnie 90 procent zawodników złapanych na dopingu znalazłoby usprawiedliwienie. Sytuacja z Dudkiem uświadomiła niektórym, że specyfika naszej dyscypliny polega na częstych występach, nawet 4-5 razy w tygodniu, i zawodnik ma prawo być zmęczony. Może ten rodzaj zmęczenia nie jest taki jak u kolarzy czy biegaczy, lecz niektóre środki mogą pomóc żużlowcowi przezwyciężyć znużenie i lepiej się skoncentrować. Wierzę w to, że Patryk Dudek zażył zakazaną substancję nieświadomie, jednak pamiętajmy, że żużel zna, co prawda pojedyncze, przypadki dopingu. Może ten problem istnieje, a nie zdajemy sobie sprawy z jego powagi.

Źródło artykułu: