Po bandzie (12): Jazda o życie i przyjaźń ze Ślączką

- Swego czasu "opieprzyłem" trenera Ślączkę, ale każdy wie, że jestem wybuchowy i się nie zmienię. Z trenerem jesteśmy zresztą przyjaciółmi - pisze w swoim felietonie Witold Skrzydlewski.

Znowu jazda o życie i przyjaźń ze Ślączką

Orzeł całkiem nieźle zaczął sezon i mieliśmy szanse nawet na czwórkę. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej, go zgubiliśmy po drodze punkty. Co się stało? Wydaje mi się, że zawodnicy poczuli się zbyt pewnie i myśleli, że mecz z Rybnikiem na naszym torze to będzie bułka z masłem. Przewidywałem, że może być ciężko i przypominałem ubiegłoroczne spotkanie z Daugavpils. Uważam, że wtedy to był jeden z kluczowych meczów. Tym razem było tak samo. Efekt będzie podobny jak rok temu - do końca będziemy się bronić przed spadkiem. Na końcu było tak, że nasz byt zależał od jazdy GKM-u Grudziądz w Ostrowie. Teraz może być różnie. Czarny scenariusz może oznaczać, że strata jednego punktu w Bydgoszczy i trzech z Rybnikiem może odbić nam się czkawką.

[ad=rectangle]

Niekorzystne były dla nas też inne wyniki. Lokomotiv Daugavpils pokonał u siebie PGE Marmę Rzeszów. Myślę, że Łotysze zaczną teraz więcej wygrywać. Tam jest bardzo duży nacisk na drużynę i ci, którzy twierdzą, że to pewniak do spadku, mogą być w bardzo dużym błędzie. Mobilizacja w Lokomotivie będzie ogromna.

Bardzo głośno było wokół tego, że próbowałem mobilizować polskich zawodników w taki sposób, że będę im płacić od określonej liczby punktów. Czy to podziałało? Nie wiem. Z Gnieznem u siebie wygraliśmy i to dość pewnie. Ja jednak czułem, że damy radę w tym spotkaniu. Teraz jednak liczy się najbardziej to, co wydarzy się w Lublinie. I tutaj znowu powtarza się sytuacja z ubiegłego roku!

Rok temu jechałem 1200 kilometrów, żeby zobaczyć spotkanie w Lublinie. Pan Ślączka mówił mi wtedy, że nie musimy tego wygrać, bo damy sobie radę. Ja miałem inne zdanie. Twierdziłem, że wygrana w tym meczu to warunek do utrzymania. Nie pomyliłem się. Zwyciężyliśmy. Teraz także twierdzę, że mecz, który nas czeka, jest naprawdę bardzo ważny. Można powiedzieć, że znowu jedziemy o życie. Będzie nam jednak trudniej niż rok temu. Wiem to, ponieważ byłem w Lublinie na spotkaniu z GKM-em Grudziądz. Proszę mi wierzyć, wynik wcale nie świadczy o tym, jak oni jechali. Tam mecz mógł pójść zarówno w jedną jak i drugą stronę.

W zespole z Lublina punktów nie zrobili juniorzy i na tym polegał cały problem. Zabrakło im skutecznego gościa. Bardzo chciałbym, żebyśmy wygrali najbliższy mecz i dlatego na niego pojadę. Do tej pory było tak, że kiedy tam byłem, to wygrywaliśmy. Nie wiem nawet, czy ten termin mi pasuje, ale i tak wybiorę się w długą podróż. Albo mam farta, albo z tym Lublinem to był do tej pory przypadek. Muszę to sprawdzić i się przekonać. Nie wiem, co byłoby, gdyby Orzeł spadł. Nie chciałbym tego. To byłaby wielka porażka i strata tego, co wypracowaliśmy przez te wszystkie lata.

Spoglądam też w tabelę i sprawdziły się moje przewidywania, że GKM Grudziądz wróci do gry po słabszym początku. Znowu wszystko jest w normie. O awans powalczą grudziądzanie i rzeszowianie, ale ja stawiam na tych drugich. Po pierwsze, ekipa trenera Ślączki będzie mieć łatwiejszy mecz, bo pojedzie z czwartą drużyną. W drugiej parze rywalizacja będzie bardziej wyrównana. To może być pewna loteria. Drugi będzie jednak Grudziądz, a trzecia ekipa z Gniezna. Tak przynajmniej myślę. W każdym razie będzie ciekawie, jeśli Start podejmie jednak wyzwanie i spróbuje zawalczyć o Ekstraligę. Pieniędzy na ten mecz bym nie postawił.

Rzeszowianie są na razie najlepsi. Jest w tym też zasługa naszego byłego trenera. Ja uważam go za dużego cwaniaka, który wie, jak zmobilizować zespół. Potrafi także przygotować tor i żyje po ludzku, z ludźmi, których ma w swojej ekipie. Myślę, że to trener, którego wiele ekip PGE Marmie może pozazdrościć. Pani Półtorak wie, kogo ma. Nie sądzę, że go wypuści z Rzeszowa. Jak znam jednak życie, to pan Ślączka może chcieć negocjować warunki finansowe. Wiadomo, że pani Marta będzie musiała wtedy zrobić mały krok do przodu. Zresztą, to byłoby szaleństwo, gdyby on odszedł. Rzeszów to jego miasto. Po co miałby jeździć do Łodzi?

My z trenerem Ślączką zawsze rozmawialiśmy ze sobą twardo. I pewnie nadal tak będzie, mimo że jesteśmy w innych miejscach. Miałem nawet cichą nadzieję, że on zajmie pierwsze miejsce, a my czwate i się spotkamy. Fajnie byłoby prężyć muskuły przeciwko jego ekipie. Raczej nie będzie nam to jednak dane.

Czy brakuje mi Janusza Ślączki w Łodzi? Nie patrzę na to w tych kategoriach, bo mamy nowego trenera, którego szanujemy za to, co robi. Pan Ślączka jest jednak człowiekiem, do którego mam szacunek. Kiedy jedzie na zawody do Grudziądza, potrafi się odezwać, spotkać się i usiąść przy kawie. Jesteśmy przyjaciółmi. Na ogół prezesi, którzy rozchodzą się z trenerami, są w innych relacjach.

Tak wiem, powiedziałem kiedyś, że trener Ślączka zniszczył mi żużel w Łodzi. Nie wypieram się tego. Powiedziałem tak, bo wtedy musiały paść mocne słowa. Na nie jest czas, kiedy dzieje się coś złego. Przegraliśmy mecz, który z wielu powodów był istotny dla Orła. Tymczasem my pojechaliśmy jak "cioty". Później jednak daliśmy sobie radę i między nami wszystko zawsze wszystko było w porządku. Pan Ślączka wie zresztą, że jestem wybuchowym facetem i mówię różne rzeczy. To prawda, że zdarza mi się szybciej powiedzieć niż pomyśleć, ale... taki jestem i takiego należy mnie przyjmować. Ci, którzy mnie znają, o tym doskonale wiedzą. Szczerze, to nie widzę powodu, żeby się zmieniać. Zawsze sądziłem, że najgorsi są ludzie, którzy chodzą i gadają bzdury za plecami, a nie potrafią tego powiedzieć prosto w oczy...

Witold Skrzydlewski

Źródło artykułu: