Paweł Przedpełski był wymieniany w gronie kandydatów do awansu do światowych eliminacji IMŚJ. Torunianin w finale w Ostrowie nie znalazł się w czołówce. - Nie powiedziałbym, że jestem jednym z największych przegranych tych zawodów. Pewnie, że liczyłem na awans. Nie zapominajmy jednak, że jestem wciąż młodym zawodnikiem i zbieram doświadczenia. Dla mnie zawody w Ostrowie są kolejną lekcją - powiedział po krajowym finale eliminacji do IMŚJ Przedpełski.
Co ciekawe, torunianin nawet w przypadku awansu do dalszych eliminacji, być może w nich by nie wystąpił. Wszystko na skutek kolizji terminów. - Przyznam szczerze, że nawet, kiedy awansowałbym już do finału IMŚJ, nie wiem, czy pojechałbym w nim, bo menedżer teraz mi powiedział, że dwie rundy kwalifikacyjne pokrywają się z naszym sobotnim meczem Enea Ekstraligi w Zielonej Górze. Wolę pojechać w lidze z moim klubem - zapewnia Przedpełski.
Niespełna 19-letni żużlowiec nie mógł się odpowiednio dopasować do twardej nawierzchni ostrowskiego toru. - Na tak twardym torze chyba nie jechałem nigdy w życiu. Kombinowaliśmy niesamowicie z ustawieniami. Pokończyły nam się zębatki, a tak optymalnego rozwiązania nie znaleźliśmy. Nie wiedzieliśmy, co robić, by być szybkim na dystansie. Nie jestem jeszcze na tyle doświadczonym zawodnikiem, by tutaj wiedzieć wszystko. Dla mnie każdy wyścig jest nauką i zbieraniem doświadczenia - podkreśla nasz rozmówca.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że toruńscy żużlowcy na początku sezonu nie mogą znaleźć szybkości w swoich silnikach. Paweł Przedpełski zaprzecza jednak, jakoby to sprzęt był winny słabszej postawie. - Jest dużo wersji, ale nie wszystkie są prawidłowe. O naszych silnikach krążą już legendy, ale nie sądzę, by silniki były przyczyną naszej słabszej postawy na początku sezonu - zakończył żużlowiec, będący objawieniem poprzedniego sezonu.
2. Zapewne w przypadku pokrywających się terminów znalazłoby się wy Czytaj całość