Na ostatnich metrach pozbawił Polaków złota. "To było szaleństwo"

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Niels Kristian Iversen
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Niels Kristian Iversen

"Serce pęka gospodarzom, a Duńczycy triumfują" - tak komentator Nigel Pearson podsumował być może najbardziej dramatyczne zakończenie Drużynowego Pucharu Świata w historii żużla.

Niels Kristian Iversen ma w swojej kolekcji jedenaście medali mistrzostw świata i zaledwie tylko jeden, który zawisł na jego szyi za rywalizację indywidualną. Jest to krążek koloru brązowego za cykl Grand Prix w 2013 roku. Pozostałe zdobycze to zasługa startów dla reprezentacji Danii w Drużynowym Pucharze Świata.

Duńczycy z urodzonym w Esbjergu żużlowcem wygrywali zmagania o trofeum im. Ove Fundina czterokrotnie - w 2006, 2008, 2012 i 2014 roku. Niewątpliwie to ostatnie zwycięstwo na długo utkwi w pamięci Iversena, który wspominał tamto wydarzenie w rozmowie ze "Speedway Star". To była naprawdę ciekawa noc w Bydgoszczy.

Zawody na obiekcie przy ulicy Sportowej były niezwykle wyrównane. Z walki o medal szybko odpadli Brytyjczycy, którzy 2 sierpnia 2014 roku wywalczyli zaledwie szesnaście punktów, z czego dwanaście oczek to była zdobycz Taia Woffindena. Pozostałe trzy reprezentacje - Polska, Dania i Australia do końca walczyły o mistrzostwo.

ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski

O losach trofeum decydowała ostatnia gonitwa. Polacy i Duńczycy mieli wtedy po 36 punktów na swoich kontach, a pod taśmą startową ustawili się m.in. Niels Kristian Iversen oraz Janusz Kołodziej. Stawkę uczestników uzupełnili Darcy Ward i Simon Stead. Polak najbliżej krawężnika. Duńczyk zaraz po jego prawej stronie.

- To było najważniejsze 60 sekund w moim życiu - przyznaje Iversen, który przegrał start i dojazd do pierwszego wirażu nie tylko z Kołodziejem, ale także z Wardem. To oznaczało, że Polacy jechali po zwycięstwo przed własną publicznością. Iversen jednak nie zamierzał odpuszczać i ścigał Kołodzieja, który z kolei gonił Warda.

Reprezentant kraju Hamleta przez cztery okrążenia szukał sposobu, by wyprzedzić Polaka. Na ostatnim wirażu wjechał za jego plecy i wykorzystał lepszą ścieżkę, wyjeżdżając przed konkurenta na wyjściu z ostatniego łuku.

- To był niesamowity moment, zwłaszcza że wszystko rozegrało się na ostatnim łuku. Wiedziałem, że jeśli zaatakuję zbyt wcześnie i mi się nie uda, to stracę szansę, bo potrzebowałbym kolejnych dwóch okrążeń, by odzyskać prędkość. Dlatego czekałem, analizowałem i w końcu znalazłem odpowiedni moment. Na ostatnim okrążeniu Janusz przeszedł na wewnętrzną i wtedy pomyślałem: "To moja szansa". Miałem wystarczającą prędkość, by go wyprzedzić. To było szaleństwo! - wspomina tamto zdarzenie.

Dla Iversena była to wyjątkowa chwila. Rok później to on przeżywał dramat. 14 czerwca 2015 roku w finale w Vojens musiał dowieźć w decydującym wyścigu dwa punkty, które pozwoliłyby utrzymać Duńczykom trofeum im. Ove Fundina. To się jednak nie udało, bowiem zaliczył upadek.

- To było bolesne, ale każdy z moich czterech złotych medali w Drużynowym Pucharze Świata był wyjątkowy. Szczególnie ten pierwszy, zdobyty w Reading w 2006 roku. Dania czekała na ten tytuł od 1997 roku, więc wiedzieliśmy, że zrobiliśmy coś wielkiego dla naszego kraju - wspomina.

Komentarze (0)