Nie wiem, czy mam przepis na żużel. O wielu kwestiach, które w mojej ocenie należy jednak jak najszybciej zmienić lub nad nimi dyskutować, mówię od dawna. Później się okazuje, że Gajewski miał rację. Oczywiście, nie za każdym razem, ale było wiele negatywnych wydarzeń, które miały miejsce, a można było je przewidzieć. Zamieszanie wokół kontrowersyjnej uchwały FIM? To jeden z przykładów. O tym przecież mówiło się już w trakcie ubiegłego roku. Do działania w tej kwestii była jednak potrzebna umiejętność poruszania się w strukturach FIM. Naszym przedstawicielom jej wyraźnie brakuje.
Polska polityka międzynarodowa
Jesteśmy bardzo mocnym krajem, jeśli chodzi o żużel. Nasza liga jest przecież najsilniejsza na świecie. Takie hasło promuje zresztą rozgrywki w naszym kraju. Nasz dorobek, sukcesy międzynarodowe w ostatnich latach, zwłaszcza te drużynowe, mówią same za siebie. Na tle tego, co się dzieje w innych krajach, ten polski żużel trzyma poziom i generuje zainteresowanie. Mamy ogromne przełożenie na to, że Grand Prix zaczęło się rozwijać. Polskie firmy w latach 90. sponsorowały cykl, organizowaliśmy turnieje, angażowaliśmy się w to wszystko i dzięki temu osiągnęło to takie rozmiary. Przełożenia na to, co dzieje się w FIM jednak nie mamy, a już na pewno nie jest ono adekwatne do pozycji, którą zajmujemy w światowym żużlu.
FIM to federacja, która zrzesza różne sporty motorowe. Jest tam również komisja wyścigów torowych, w której powinniśmy mieć naprawdę dużo argumentów. Ostatnie wydarzenia pokazują, że jest inaczej. Nasi działacze w strukturach międzynarodowych mają słabą pozycję. W decydujących kwestiach okazuje się, że nie mamy ludzi, którzy potrafią głośno zaprotestować. Nasz interes, nasza polityka międzynarodowa - to wszystko leży. Z Polakami nikt się nie liczy.
Nie oczekuję od PZM, żebyśmy rządzili w komisji wyścigów szosowych czy w motocrossie. Tam naprawdę nie powinniśmy odgrywać większej roli w strukturach. Co ciekawe, kiedyś potrafiliśmy mieć łeb na karku. Mieliśmy ludzi z autorytetem. Kolejny raz odwołam się do Romana Cheładze. Ale on nie był jedyny, bo był też przecież Władysław Pietrzak. Obu niestety nie ma już wśród nas, ale oni byli ludźmi, którzy radzili sobie w niełatwych sytuacjach. Potrafili bronić polskiego interesu. To wszystko było poparte z ich strony wiedzą i umiejętnością odnajdywania się wśród decydentów speedwaya. Jeśli pan Szymański mówi, że mamy w komisji wyścigów torowych młodych członków, którzy są tam od niedawna, to do mnie to nie przemawia.
Mieliśmy ludzi z mocną pozycją i powinniśmy ich mieć dalej. Roman Cheładze doskonałe współpracował z szefami komisji wyścigów torowych. Nie zachowaliśmy jednak ciągłości. Kiedyś nie było problemu z komunikacją i zawieraniem koalicji z przedstawicielami innych krajów. A wtedy nie mieliśmy takiej pozycji jak teraz. Dominowała liga brytyjska, a znacznie mocniejsi byli Szwedzi czy nawet Amerykanie. Nie zachowywaliśmy się jednak jak dzieci we mgle. Co się z tym stało?
[nextpage]Szefem komisji wyścigów torowych jest Włoch, a w tym kraju żużel istnieje szczątkowo. Przegapiliśmy pewne tematy. Nie pchaliśmy i nie promowaliśmy ludzi, w przypadku których należało to robić. Mamy fachowców, ale oni nie zawsze zyskiwali uznanie w oczach tych, w którzy w Polsce o kluczowych tematach decydowali i byli do tego władni. Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to nie powinniśmy mieć problemu. Jest choćby Jacek Filip, który jest znakomitym fachowcem i byłbym świetnym kandydatem do komisji technicznej.
Większy wpływ na to, co robi FIM w kwestii żużla, mają teraz inne nacje. Skład personalny komisji wyścigów torowych powinien nas mocno martwić. Mamy tam dwóch członków. To żadne osiągnięcie. Co więcej, oni nie odgrywają poważniejszej roli we władzach tej komisji. Większe znaczenie mają Włosi, Niemcy czy nawet Austria. W komisji technicznej nie pamiętam Polaka od dawien dawna.
W FIM nie budujemy również sojuszy, a to jest bardzo istotne. Przecież o SEC i możliwych ruchach ze strony Brytyjczyków mówiło się w połowie ubiegłego sezonu. Dlaczego wtedy nie działaliśmy i nie zawieraliśmy sojuszy? Niech mi nikt nie mówi, że nie było z kim o tym rozmawiać. Niemcy organizują SEC w Guestrow, Duńczycy w Holsted, Rosjanie w Togliatti i są z tej imprezy bardzo zadowoleni. Mielibyśmy sprzymierzeńców, ale należało z nimi współpracować. Jednym z nich mógł być Niemiec Wolfgang Glass. On ma naprawdę dużo do powiedzenia w FIM i mógłby nam pomóc chronić SEC przed idiotycznymi regulacjami. Pamiętam wypowiedź po jesiennym spotkaniu działaczy FIM. Ona najlepiej obrazuje, o czym mówię. Jeden z polskich przedstawicieli na pytanie, co z SEC odpowiedział: "Nie wiem, bo nikt tematu nie podnosił, a ja się też nie wyrywałem". Ręce opadają...
My często walczymy zresztą o sprawy przegrane. Jedną z nich był tłumik. Nie chcę teraz mówić: "a nie mówiłem, że tak będzie", bo nie o to chodzi. Powiem więcej, długo nie zamierzałem się w tym temacie odzywać, ale w pewnym momencie miałem dość tej histerii. Dla mnie były zapisy, które od początku wykluczały homologację, a my stworzyliśmy wokół tematu jakąś niewiarygodną historię.
Działajmy tam, gdzie rzeczywiście leży nasz interes. Anglicy nie walczyli o tłumik Kinga, nie było takiej wariacji jak u nas. To jest rzecz niespotykana, że prywatna firma zyskuje takie wsparcie rodzimej federacji, zwłaszcza w sytuacji, kiedy przepisy jasno precyzują, jaki będzie finał całej sprawy. Nie tędy droga, naprawdę. Być albo nie być w żużlu z powodu tłumika? Paranoja. Tę sprawę przegraliśmy zresztą w 2009 i 2010 roku, kiedy nastąpiły zmiany. Wtedy była mocna presja na zawodników, żeby zaakceptowali nowy stan rzeczy, bo nie będą jechać w Grand Prix. Mówiło im się: "musicie jechać na nowym tłumiku" i groziło, że w przeciwnym razie żużlowcy nie wystartują w Szwecji, bo nie dostaną na to zgody. Wtedy nikt nie chciał zostawić starego tłumika, a teraz stajemy na głowie w przypadku urządzenia, które nie ma prawa otrzymać homologacji. Czy nikt nie zauważa w całej tej sytuacji absurdu?
Jeśli dalej tak będzie, to zamiast zyskiwać uznanie, będziemy traktowani jak nieprzewidywalny partner, który wojuje szabelką o sprawy przegrane. W takim kierunku zmierzamy... Może czas się zatrzymać i opamiętać? Ja do tego namawiam.
Jacek Gajewski
Od redakcji:
Felietony Jacka Gajewskiego, w formie bloga, będą pojawiać się na łamach portalu SportoweFakty.pl raz w tygodniu.
ja Czytaj całość