Mike Tyson 16 listopada przegrał na gali w Arlington z Jake'em Paulem decyzją sędziowską. Pojedynek budził wielkie kontrowersje, gdyż legendarny bokser był o ponad 30 lat starszy od rywala. Dodatkowo wcześniej borykał się z poważnymi problemami zdrowotnymi.
Tyson podczas lotu samolotem doznał nagłego ataku wrzodów żołądka. Z tego powodu walka nie odbyła się w pierwotnym terminie, czyli 20 lipca. W listopadzie Amerykanin otrzymał jednak zgodę na wejście do ringu.
58-latek wrócił do tematu walki z Paulem w rozmowie z Fox Nation. Przyznał, że z powodu wcześniejszych problemów zdrowotnych nie mógł odpowiednio przygotować się do tego starcia. Podkreślił również, że ostatecznie zawalczył przede wszystkim z obawy przed potencjalnymi konsekwencjami prawnymi, które groziłyby mu, gdyby po raz kolejny przełożono pojedynek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Dzięki urodzie robi karierę? Oto dowód, że tak nie jest
- Obawiałem się, że zostanę pozwany. Pomyślałem sobie: "Boże, pozwą mnie, jeśli nie stoczę tej walki". Miałem krwawiący wrzód, jakieś trzy cale (około 8 centymetrów - przyp. red). Ciągle krwawiłem i krwawiłem. I musiałem mieć 10 transfuzji krwi - mówił.
- Moja żona widziała, jak krzyczę, ponieważ moje ciało odczuwało tak wielki ból. A gdy wróciłem do domu, pomyślałem: "Ach, obiecuję, że nie zrobię sobie tego więcej" - dodał po chwili.
Niedługo po starciu z Paulem Tyson zadeklarował publicznie, że nie stoczy już żadnej walki. Dodajmy, że na swoim ostatnim występie miał zarobić 20 milionów dolarów.