Początek XXI wieku, Rybnicki Klub Motorowy po latach marazmu stara się powrócić do upragnionej Ekstraligi, równocześnie stawiając na rozwój juniorów. Spod ręki Jana Grabowskiego wychodzą tacy zawodnicy jak Rafał Szombierski, Łukasz Romanek, Roman Chromik, Zbigniew Czerwiński czy Łukasz Szmid. Każdy z nich zdobywa mniejsze lub większe sukcesy na arenie młodzieżowej, a nawet międzynarodowej. Skrót "RKM" zaczyna być odczytywany jako Rybnicka Kuźnia Młodzieżowców.
Tak było. Przejście do grona seniorów dla tego pokolenia rybnickich żużlowców było zabójcze. Szombierski na pewien moment przerwał nawet karierę, ostatnio głośniej było o jego dyskopatii, niż sukcesach żużlowych. Chromik stał się solidnym II-ligowcem, Czerwiński zakończył karierę, a Romanek odebrał sobie życie.
Kolejne pokolenie juniorów z Górnego Śląska, wychowywane już w czasach kryzysu rybnickiego speedwaya, nie miało tak łatwo. W klubie nie było już mechanika Ryszarda Małeckiego, który wcześniej szykował sprzęt w ten sposób, że zawodnicy nie musieli martwić się o remonty silników, dobór zębatek, itd. Jednak w sezonie 2005 Patryk Pawlaszczyk i Wojciech Druchniak stworzyli dość dobrą parę juniorską w I lidze, gorzej było w kolejnych sezonach. Ostatecznie obaj zakończyli kariery niemal wraz z pożegnaniem kategorii juniorskiej. Wprawdzie "Pacio" próbował jeszcze swoich sił jako senior w Krakowie czy w Rybniku, ale nie były one zbyt udane.
W cieniu Pawlaszczyka, licencję zdali kolejni zawodnicy - Michał Mitko, Rafał Fleger i Sławomir Pyszny. Kolejne kontuzje zahamowały jednak rozwój "Pacia", a szansę coraz częściej dostawał Mitko. "Siwy" nie miał jednak łatwo - ciągle był tym "drugim", co przekładało się m. in. na zewnętrzne pola startowe w biegach juniorskich. - Musiałem sobie jakoś radzić. Być może dzięki temu nauczyłem się "latać" po szerokiej, nie wiem, bo nigdy nie rozpatrywałem tego w tych kategoriach. Rozumiałem wtedy sytuację, jaka panowała i musiałem się do niej dostosować - wspomina ten etap kariery Mitko, który w rybnickim klubie współpracował wtedy z trenerem Mirosławem Korbelem. - W trakcie mojej kariery przewinęło się kilku trenerów, bo w Rybniku był też Czesław Czernicki, w Opolu Andrzej Maroszek, czy też w ostatnim sezonie Jan Grabowski. Nie mogę powiedzieć złego słowa na któregokolwiek z tych szkoleniowców, ale współpracę z panem Mirkiem najlepiej wspominam. Najwięcej się od niego nauczyłem - dodaje.
Gdy Pawlaszczyk, jeszcze jako junior, opuścił Rybnik na rzecz Ostrowa, Mitko miał w końcu otrzymać prawdziwą szansę na pokazanie się. I na swój sposób ją wykorzystał. W 2007 roku, jeszcze wraz z Pawlaszczykiem i Druchniakiem, sięgnął po złoto Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski. W następnym sezonie rybniczanie okazali się także najlepsi w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski Par Klubowych, a sam zawodnik dość niespodziewanie dorzucił złoto w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów. Fakt, że otrzymał wtedy powołanie od Marka Cieślaka, wywołał sporo kontrowersji, ale "Siwy" nie zawiódł i w Danii polska kadra sięgnęła po puchar. Do teraz Mitko pozostaje ostatnim rybnickim żużlowcem, który zdobył medal rangi mistrzostw świata. Ukoronowaniem jego startów w gronie juniorów był awans do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Gorican w sezonie 2009. - Fakt jest taki, że Dania i złoto zdobyte z reprezentacją to takie najmilsze i najlepsze wydarzenie w mojej karierze, jednak jeśli patrzeć na cały sezon, to zdecydowanie najlepiej wspominam rozgrywki z roku 2011 - stwierdził "Siwy".
I to właśnie Mitko, w odróżnieniu od Flegera czy Pysznego, potrafił się odnaleźć w seniorskim speedwayu. Wprawdzie w realiach II ligi, ale był jednak podporą Kolejarza Opole, szczególnie w sezonie 2011. Wtedy osiągnął średnią biegową na poziomie 2,280. - Trafiłem wtedy ze sprzętem idealnie. Wszystko mi pasowało i mogłem tylko jechać - powiedział były żużlowiec opolskiego Kolejarza. Takiej średniej nie udało mu się jednak powtórzyć w roku 2012. Złożyły się na to kłopoty sprzętowe, ale też coraz większe problemy z płynnością finansową w opolskim klubie. Dlatego zimą "Siwy" zdecydował się na powrót do rodzinnego miasta. Starty w ŻKS ROW Rybnik miały być dla niego potwierdzeniem, że potrafi punktować na wysokim poziomie w II lidze, a następnie dać sportowy awans do I ligi. - W sezonie 2012 sprzęt nie grał już tak jak powinien, a w zeszłym roku pod tym względem było jeszcze gorzej. Przy takich wynikach, trudno się utrzymać na odpowiednim poziomie nawet w II lidze - zdradził Mitko.
[nextpage]
Życie zweryfikowało poglądy Mitki. Rybniczanie wprawdzie awansowali do I ligi, ale "Siwy" ponownie nie trafił ze sprzętem. Lepsze występy przeplatał słabszymi, co złożyło się na średnią biegową na poziomie 1,810. Wynik, z którego rybniczanin nie był zadowolony, a kosztował go sporo wysiłku. Jeszcze w trakcie sezonu, mając świadomość, że jego "fury" nie jadą, inwestował w kolejne silniki. Mitko miał przy tym na tyle szczęścia, że trafił do klubu, w którym pieniądze za mecze były wypłacane na bieżąco, bo w innym przypadku, inwestycji sprzętowych nie byłoby w ogóle, albo zawodnik musiałby zaciągać kredyty. Ostatecznie Wkład Mitki w triumf ŻKS ROW Rybnik w II-ligowych rozgrywkach nie był jednak tak duży, jak spodziewali się tego zawodnik i działacze. - Finansowo w Rybniku w 2013 roku było bardzo dobrze i pod tym względem nie mogę na nic narzekać. Nawet trener Jan Grabowski dostrzegał moje problemy i robiliśmy wszystko, aby je jakoś naprawić, ale nie było widać efektów tej pracy - dodał rybniczanin.
Dlatego rozmowy w sprawie nowego kontraktu nie mogły być łatwe. Rybniczanie musieli sprowadzić seniorów z zewnątrz, jeśli chcą w roku 2014 walczyć o wyższe cele. Michał Szczepaniak i Dawid Stachyra, którzy ostatecznie wylądowali w klubie z Górnego Śląska, mają lepsze żużlowe CV od Mitki. W klubie pozostał także kapitan Chromik, który w minionym sezonie był od Mitki minimalnie lepszy (1,923). "Siwy", w przypadku przedłużenia umowy, musiał godzić się z rolą głębokiego rezerwowego. Z drugiej strony, mógł się czuć nieco rozżalony, że swoją szansę w Rybniku dostaje Dakota North, który II-ligowe rozgrywki zakończył ze średnią 1,677.
Co zaważyło na decyzji Mitki, by zjechać z toru? Trudno jednoznacznie ocenić, bo sam zainteresowany nie chce jej komentować. To chyba pokazuje jak trudno było mu odpuścić. Lata wyrzeczeń i ciężkiej pracy, by nagle zrezygnować z czegoś, co się kocha. - Michał konsekwentnie odmawia publicznego komentarza w tym temacie. O przyczynach rezygnacji wie tylko wąskie grono osób - rodzina, przyjaciele, współpracownicy teamu czy sponsorzy. Szanuję decyzję Michała, bo wiem jak trudny był to dla niego krok. Osobiście cholernie żałuję, że los poukładał karierę "Siwego" w taki, a nie inny sposób. Cieszy jedynie fakt, że zjechał z toru w jednym kawałku i bez bagażu poważnych kontuzji za sobą - powiedział Dawid Palarz, który przez wiele lat obserwował rozwój kariery rybnickiego żużlowca, pełniąc funkcję jego menedżera.
Niewielu kibiców wie, że od dawna "Siwy" jazdę na żużlu łączył z pracą u jednego ze swoich sponsorów, aby mieć za co utrzymać rodzinę i inwestować w sprzęt. - Przyszedł taki okres, że nawet w sezonie trzeba było chodzić do pracy. Jeśli na poziomie II ligi nie zdobywa się po 13 punktów w każdym meczu, to nie da się utrzymać z samego żużla. Wiele można zrobić dla miłości i łączenie pracy ze speedwayem mi nie przeszkadzało, bo wszystko da się pogodzić, jeśli przynosi to efekty, jeśli jest z tego jakiś pieniądz. O "normalnej" pracy w okresie zimowym nawet nie mówię, bo to coś naturalnego, jeśli chce się za co żyć - skomentował Mitko.
"Siwy" miał zimą oferty z kilku klubów II ligi, ale w niej coraz częściej jeździ się hobbystycznie. Kluby obiecują złote góry, by w połowie sezonu mieć już na swoim koncie ogromne długi i wypożyczać kolejnych żużlowców, którzy nabiorą się na puste obietnice działaczy. I tak w kółko. To nie była kusząca perspektywa dla kogoś, kto już nie tylko w martwym okresie haruje w "normalnej" pracy, by mieć za co wykarmić rodzinę, a także odłożyć na sprzęt żużlowy... by wraz z rozpoczęciem rozgrywek, ponownie wkładać w to wszystkie zarobione środki. I znowu denerwować się, że klub spóźnia się z pieniędzmi, że ledwo co zakupiony motocykl "padł" na treningu, że znowu trzeba zaczynać od zera. Być może w tym wszystkim Michał przestał odczuwać radość z uprawiania sportu żużlowego? - Sprzedałem już większość sprzętu żużlowego, bo po co to trzymać? Jeszcze kusiłoby człowieka, ale ta decyzja o zakończeniu kariery jest ostateczna. Teraz, jeśli będę się pojawiać się na stadionie, to tylko w roli kibica. Mówię jeśli, bo muszę jeszcze trochę przegryźć się z tą decyzją - zakończył Mitko.