Ekspert portalu SportoweFakty.pl nie ma wątpliwości, że decydując się na nieprzystąpienie do rewanżowego meczu finałowego, torunianie popełnili poważny błąd. Domyśla się, że już teraz żałują swojej decyzji. - Myślałem, że po półfinałowych wydarzeniach z poprzedniego sezonu, gdy rywalizowali ze sobą Unibax i Unia Tarnów, apogeum pewnych złych rzeczy nastąpiło. Okazało się jednak, że jeszcze coś gorszego może się zdarzyć. Stało się oczywiście bardzo źle i myślę, że osoby, które podejmowały taką decyzję, teraz na chłodno pewnie tego żałują. Chyba nie do końca wszyscy zdawali sobie sprawę z późniejszych konsekwencji - stwierdził Jacek Gajewski.
- Zastanawiając się nad tym zamieszaniem dochodzę do wniosku, że czasami każdy z nas pod wpływem jakichś złych emocji, chwilowego impulsu, podejmuje złe decyzje. Dobrą rzeczą jest to, gdy jest ktoś z boku, kto potrafi człowieka przekonać, żeby takich absurdalnych decyzji nie podejmować. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o Toruń, to chyba zabrakło kogoś poważnego, kto by potrafił to wszystko naprawić - dodał.
Jacek Gajewski pokusił się o stwierdzenie, że obecnemu menedżerowi Unibaksu Toruń, Sławomirowi Kryjomowi, zabrakło odwagi cywilnej. Nasz ekspert zapewnia, że będąc na jego miejscu, nie dostosowałby się do decyzji Rady Nadzorczej klubu. - Osoby, które mnie znają, wiedzą, że gdybym to ja był menedżerem i bym prowadził tę drużynę w Zielonej Górze, to bym ją zgłosił i ten mecz by się odbył, nawet jeśli wiązałoby się to z tym, że utraciłbym pracę - podkreślił.
Zdaniem Gajewskiego, Unibax nie zasłużył na publiczny proces i najsurowszą karę, jaką byłaby degradacja do I lub II ligi. - Łatwo w tej chwili oceniać i mówić, że to jest złe i naganne. Czasami zdarza się, że podejmuje się decyzje nieracjonalne. Na pewno Unibax czekają jakieś sankcje. Jak duże? To zobaczymy. Mam tylko nadzieję, że kara nie będzie się wiązała z wyeliminowaniem drużyny z rozgrywek ligowych. Kara nie polega na tym, żeby dorobek wielu lat i ludzi po prostu zniszczyć. Sytuacja była naganna, ale ci, którzy będą podejmowali decyzje, muszą się zastanowić, czy zrobić pokazowy proces i nałożyć największe możliwe sankcje, czy też postąpić w taki sposób, by ośrodek żużlowy w Toruniu po prostu przetrwał. Przy zastosowaniu takiej kary zbiorowej, najbardziej ucierpieliby kibice, sponsorzy i przede wszystkim zawodnicy. Nie chcę po prostu, by ktoś wpadł na pomysł, by poprzez surowe ukaranie Unibaksu można było poprawić wizerunek Ekstraligi. Chyba nie tędy droga - wyjaśnił.
Jacek Gajewski z wielkim niesmakiem słuchał tłumaczeń torunian na zwołanej w poniedziałek konferencji prasowej. Powiedziano wówczas, iż ze względu na brak Tomasza Golloba, rozegranie meczu w Zielonej Górze nie miało żadnego sensu. - Czasami lepiej nic nie mówić i zasłonić wszystko zasłoną milczenia, niż opowiadać rzeczy, które nijak mają się do rzeczywistości. Jak powiedział mi jeden młody dziennikarz, niektórzy ludzie są genetycznie niezdolni do tego, żeby mówić prawdę. Zwłaszcza jeden pan, nie będący na szczęście z Torunia, ale w Toruniu pracujący, w trakcie tego sezonu opowiadał różne rzeczy, które się później okazywały totalnym kłamstwem - ocenił.
Fala krytyki ze strony naszego eksperta spadła ponadto inne osoby ze środowiska żużlowego, które wykorzystują obecną sytuację do osiągnięcia własnych celów. - Gdy czytam wypowiedzi niektórych młodych działaczy, którzy uważają, że po dwóch-trzech latach wszystko na temat żużla wiedzą, to odnoszę wrażenie, że być może uznali, że nadarzyła się okazja, by jednego mocnego konkurenta z tej rywalizacji wyeliminować. Nie wiem, czy to generalnie służy rozgrywkom żużlowym. Zwłaszcza, że przez ostatnie siedem lat żadne złe rzeczy za Toruniem się nie ciągnęły. To klub solidny, dobrze zorganizowany, mający na swoim koncie turnieje Grand Prix. Tak jak powiedziałem, pod wpływem emocji podjęto złą decyzję i przez to zrobił się problem - podsumował Gajewski.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!