Jarosław Galewski: W niedzielę poznamy Drużynowego Mistrza Polski. Zgodzi się pan, że całe rozgrywki ENEA Ekstraligi miały pasjonujący przebieg?
Władysław Komarnicki: Mogę pana zapewnić, że takiego roku jak ten nie pamiętam w sporcie żużlowym. A siedzę w nim dość długo. Przez 11 lat jestem w nim obecny jako działacz, a jako kibic 55 lat. Proszę mi wierzyć, że takiego sezonu jeszcze nie było.
Co pana zdaniem miało wpływ na to, że rozgrywki ENEA Ekstraligi były tak ciekawe?
- Analizowałem to wiele razy. W mojej ocenie należy wskazać na dwa czynniki. Pierwszym jest pomysł prezesa Andrzeja Witkowskiego o wprowadzeniu instytucji komisarza toru. W tym przypadku są jeszcze pewne niedoskonałości, ale ten przepis porządkuje wiele spraw. Nie chcę teraz podawać nazw klubów, ale był okres, kiedy kilku cwaniaków potrafiło tylko bronować i lać wodę. Oni mieli w czterech literach piękno tego sportu. Tak wieszano sobie złote medale. Drugi czynnik to KSM, który wyrównał drużyny startujące w ENEA Ekstralidze. Nie było jazdy 70:20 i 60:30.
Za rok górnego KSM ma nie być. Prezesi większości klubów są temu przeciwni. Czy pana zdaniem możliwe są zmiany?
- Jest Rada Nadzorcza i Zarząd, którzy powinni wsłuchać się w to, co mówią kluby i podjąć racjonalne decyzje. Trzeba kontynuować coś, co się sprawdza. Od lat jestem zwolennikiem KSM, który funkcjonuje w Szwecji, Danii, Anglii. Dlaczego miałby nie działać w Polsce?
W tym roku spadły z ENEA Ekstraligi trzy drużyny. Osiem zespołów od przyszłego roku to lepsze rozwiązanie czy należało zostać przy liczebności na poziomie 10 drużyn?
- Byłoby pięknie, gdyby w ENEA Ekstralidze jeździło 10 drużyn, ale z drugiej strony, jeśli nie zrobimy nic z budżetami klubów, to Polski nie stać na tyle zespołów. Wystarczy popatrzeć, co w tym roku działo się w Gnieźnie czy Bydgoszczy. Wiele mówi się także o kłopotach Gdańska, który lada moment może wejść do ENEA Ekstraligi. Powinniśmy być w związku z tym realistami. Należy sobie jasno powiedzieć, że Polski - przy takich budżetach - nie stać na 10 zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Kluby mają problemy finansowe, a przecież KSM - w opinii jego zwolenników - miał temu przeciwdziałać.
- Problem jest bardziej złożony. KSM da sukces dopiero wtedy, kiedy wprowadzimy go w połączeniu z Regulaminem Finansowym. Oceniam, że wtedy możliwe są oszczędności na poziomie 20, 25 proc. To musi być jednak połączenie obu tych czynników. Jeden element w oderwaniu od drugiego nic nie daje. Pomysły Regulaminu Finansowego już były, ale zadziałano zbyt nerwowo i dlatego nic z tego nie wyszło. Przy rozsądnym podejściu ten temat załatwia jednak wiele spraw.
A może po prostu wystarczy więcej zdrowego rozsądku?
- W sporcie żużlowym funkcjonują chore ambicje poszczególnych prezesów. One powodują katastrofę i zapaść finansową w poszczególnych klubach. Trzeba zrobić wszystko, żeby był KSM. Razem z nim musi wejść w życie Regulamin Finansowy. To ostudzi trochę niektóre apetyty i wszystko znormalizuje.
Co wydarzy się zatem, jeśli - zgodnie z zapowiedzią - KSM zostanie w przyszłym roku zniesiony?
- To będzie kiepski sezon zarówno pod względem sportowym jak i finansowym. Znajdą się dwie, trzy drużyny, które będą wszystkich "lać". Jeśli nie będzie kontuzji, to medale można byłoby rozdać jeszcze przed sezonem tuż po okresie transferowym.
W tegorocznym finale jadą Stelmet Falubaz i Unibax. To dla pana jakiekolwiek zaskoczenie?
- Szczerze mówiąc, nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie. Oba zespoły zasłużyły na to, żeby rozstrzygnąć pomiędzy sobą kwestię mistrzowskiego tytułu. Współczuję tylko torunianom, bo spotyka ich naprawdę wiele przeciwności losu. Tym razem Stelmet Falubaz miał szczęście, że tych najbardziej znaczących zawodników ominęły kontuzje. W dwumeczu faworytem jest Zielona Góra, ale oceniam to tak głównie z powodu problemów kadrowych torunian. Gdyby oni byli w pełnym składzie, typowałbym odwrotnie.
Emocji nie zabraknie w walce o brązowy medal, gdzie częstochowianie będą próbować ośmiopunktową stratę z pierwszego meczu.
- Będzie im ciężko. Unia Tarnów będzie stosować w tym meczu zmiany taktyczne, które mogą trzymać wynik. Cieślak to doświadczony trener i będzie wiedział, jak wykorzystać regulamin. Częstochowianie mają oczywiście szanse, ale będzie im z pewnością bardzo trudno.
Na górze tabeli sytuacja wygląda tak, jak można było się spodziewać, co potwierdza zresztą skład wielkiego finału. Pozytywną niespodziankę sprawili na pewno wrocławianie. A kto zaskoczył negatywnie?
- Z przykrością stwierdzam, że PGE Marma Rzeszów. Dla mnie ich spadek jest niewytłumaczalny. Przy tych zawodnikach i tym budżecie tego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Uważam, że tam źle zostały rozegrane relacje na linii zarząd - zawodnicy.
Blisko czwórki było w Gorzowie. Jaki to był rok dla Stali?
- Wkurza mnie, że Stal Gorzów nie jest w pierwszej czwórce, bo sobie na to zasłużyła. Stal ma dobry team. Na taki wynik zasługiwał też zarząd i sztab szkoleniowy. Zadziałał syndrom jednego punktu i niestety nic z tym nie zrobimy. Bardzo pozytywnie oceniam postawę tej drużyny, a przecież wielu dziennikarzy czy prezesów na czele z panem Markiem Jankowskim martwiło się, że gorzowianie spadną do pierwszej ligi. Pragnę jednak przypomnieć, że w rundzie zasadniczej Stal nie była w dwumeczu gorsza od Stelmetu Falubazu.
Czy w Gorzowie po tym sezonie potrzeba dużych zmian, żeby zespół walczył o medale?
- Tegoroczny skład Stali jest bardzo ciekawy. Potrzeba tak naprawdę tylko jednej zmiany i ten team może bić się o tytuł mistrza Polski w przyszłym roku.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!