Grigorij Łaguta dla SportoweFakty.pl: Zdążyłem tylko wziąć kask i kevlar

Grigorij Łaguta pędził w niedzielę jak szalony by zdążyć na czas do Tarnowa. Na węgierskiej autostradzie zepsuł mu się bus, ale z pomocą pośpieszył mu… Janusz Ślączka.

Całe zdarzenie miało miejsce w niedzielny poranek, kilka godzin przed rozpoczęciem pierwszej batalii o brązowy medal pomiędzy Unią Tarnów i Dospelem CKM-em Włókniarzem Częstochowa. Zawodnikowi gości udało się dotrzeć na swój drugi wyścig. - Padł silnik, bus stanął i nic nie mogliśmy zrobić. Klub stawał dosłownie na głowie, żebym dojechał tutaj na czas. Udało się coś zorganizować, zamówiliśmy taksówki, a na koniec wyjechał po mnie ten chłopak z Rzeszowa (Janusz Ślączka przyp. Red). Nie było wiele czasu i miejsca, zdążyłem tylko wziąć kask i kewlar. Tyle mi się do ręki zmieściło - opisywał Grisza.

Rosjanin nie miał do dyspozycji własnych motocykli. Te zostały w busie. Kolegi z drużyny w potrzebie nie zostawił jednak junior Artur Czaja. - Motocykle Artura były już gotowe. Zadzwoniłem tylko do jego mechaników, aby dowiedzieć się jak jest przygotowany tor i co założyć. Nie miałem prawa narzekać, bo silnik już od pierwszej gonitwy pracował dosyć dobrze. Widać to z resztą po moim dorobku, przywiózł dla nas sporo punktów. A to było przecież najważniejsze - dodał.

W siódmej odsłonie dnia 29-latek na ostatniej prostej bardzo ostro potraktował Macieja Janowskiego. Jeździec Jaskółek odważnie próbował minąć rywala po szerokiej jednak starszy z braci Łagutów wkomponował go w bandę. - Tam było za ostro. Ja mogę tylko ze swojej strony przeprosić Maćka, bo za mocno z nim pojechałem do płotu. Nie chciałem, żeby tak groźnie to wyglądało. Całe szczęście, że Janowski utrzymał się na motocyklu i jest cały - przyznał się do błędu Grigorij.

By sięgnąć po brązowe krążki ekipa spod Jasnej Góry musi odrobić na swoim obiekcie osiem oczek straconych w Jaskółczym Gnieździe. - Wynik jest w porządku. Na swoim domowym torze powinniśmy tę stratę zniwelować. Szkoda tylko tego czternastego wyścigu, w którym nastąpiła kolizja Artura Czai i Kacpra Gomólskiego. Jechaliśmy na podwójnym prowadzeniu, a w powtórce wygrał z naszą parą Artiom - powiedział.

Dzień wcześniej Grisza brał udział w trzecim turnieju finałowym SEC. Tor w Gorican mistrzowi Europy z 2011 roku kompletnie nie pasował. Nie wygrał żadnego biegu, a w ostatnim wyjeździe rozleciała mu się jedna z jednostek napędowych. - Silnik mi wybuchł. Nie było jeszcze czasu, aby dokładnie się mu przyglądnąć. Wracam teraz na Łotwę i majster zobaczy co się z nim stało - oznajmił.

- W kość dał też praktycznie cały dzień spędzony w samolocie po zawodach w Rosji. Byłem niewyspany, a z przełożeniami nie trafiliśmy na początku w ogóle - tłumaczył.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Komentarze (43)
avatar
Zawodzie Rules
20.09.2013
Zgłoś do moderacji
7
0
Odpowiedz
Z cyklu znajdź różnicę: Czytaj całość
slaw byd.
20.09.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
PRZYCZYNA w pipke jerza :)))))))))))))))))0 
KOMICZNE CZ-WA
20.09.2013
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Grisza Kochamy Cię :) Do końca kariery tylko we Włokniarzu !!! 
avatar
mmcs
20.09.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
janusz slaczka jak przystalo na stalowca zrobi wszystko bu bucz dostala w palnik :) 
avatar
SIARA
20.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Z innej beczki - jak można zajechać silnik w busie? Co on ma Sprintera , VW , Renaulta?