Damian Gapiński: Fair play i PR po polsku

Public relations i fair play to pojęcia, które w polskiej mowie obowiązują od dawna. Bardzo rzadko mają one jednak zastosowanie w sporcie żużlowym.

"Pijar" po polsku

W minionym tygodniu, podobnie jak wiele innych redakcji otrzymaliśmy maila z adresu pr.gksz@pzm.pl, w którym przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego apelował:
"Przed nami decydujące mecze sezonu zasadniczego w I oraz w II lidze. Rozgrywki ligowe w Polsce wyzwalają ogromne emocje, niestety nie zawsze zdrowe, czego boleśnie doświadczyło nasze środowisko chociażby w tym roku.. W efekcie sport żużlowy często postrzegany jest w oczach opinii publicznej przez pryzmat rozmaitych nieporozumień i afer, a to z pewnością nie służy jego promocji. Wszystkim nam powinno natomiast zależeć na pozytywnym wizerunku dyscypliny sportu, w której działamy i którą kochamy. W związku z tym, zwracam się do wszystkich klubów występujących w tych klasach rozgrywkowych: zawodników, trenerów, działaczy a także kibiców o wykazanie postawy fair play podczas przygotowań do tych spotkań oraz w ich trakcie. Niech zwycięży lepszy na torze!"

Dwa pozytywne przesłania płyną z tego maila. Po pierwsze nikomu nie zaszkodziło, że taki apel do klubów dotarł. Po drugie, mamy sygnał, że w GKSŻ wreszcie pomyślano o public relations i przynajmniej założono w tym celu odpowiedniego maila (o ile skrót "pr" nie został wprowadzony z innego powodu). Szkoda jednak, że pewne działania następują dopiero w momencie, gdy najpierw mają miejsce wydarzenia związane z "czarnym" PR. To nie może działać w ten sposób, że o odpowiedniej komunikacji z klubami i kibicami przypominamy sobie wtedy, kiedy przysłowiowe mleko się już rozlało. Brakuje również działań prewencyjnych, które wyeliminowałyby ogniska zapalne w polskim żużlu. Tych z pewnością nie brakuje. Wszystko bierze się stąd, że w zakresie dowolnej interpretacji regulaminów pozwolono klubom na zbyt wiele. Obawiam się, że apele nie pomogą. Nadal nieprecyzyjne zapisy regulaminów będą wykorzystywane dopóty, dopóki regulamin nie zostanie zmieniony. Ale nie na zasadzie częściowego grzebania, co miało miejsce w latach poprzednich. On wymaga gruntownej analizy, za którą trzeba wziąć się już teraz, a nie po zakończeniu sezonu żużlowego, kiedy będzie czas na kontraktowanie zawodników i zapinanie budżetów klubowych. Znowu rozpocznie się narzekanie, że kluby nie wiedzą na czym stoją i nie mogą podjąć właściwych działań. No chyba, że wychodzimy z założenia, że regulamin jest ok i nie wymaga zmian.

"Pijaru" zabrakło również po sukcesie reprezentacji Polski w DPŚ. Oczywiście pojawienie się naszych zawodników w telewizji śniadaniowej i rozgłośniach radiowych, to dobry ruch i postęp w stosunku do lat poprzednich. Nadal jednak za mało. Za mało mówimy o tym, jak świetnych mamy w naszym kraju żużlowców i jakie odnoszą oni wyniki. Potem dziwimy się, że ktoś nie wie, że istnieje taki sport i taka drużyna w kraju, która w ostatnich latach systematycznie sięga po medale imprez rangi mistrzostw świata. Kiedy Adam Małysz sięgał po sukcesy, TVP i TVP Sport budowały wokół niego swoją ramówkę. Nie było wiadomości sportowych, które nie śledziłyby każdego kroku naszego mistrza. Podobnie sukcesy siatkarzy sprzedaje telewizja Polsat. Która z telewizji zbudowała cokolwiek na bazie polskich żużlowców i do ilu odbiorców to dotarło? Pytanie pozostawiam otwarte.

Przykład idzie "z góry". Niestety kluby nie są w tym zakresie lepsze. Unibax Toruń był w tym sezonie autorem najbardziej spektakularnego transferu. Przejście Tomasza Golloba zostało jednak "załatwione" w zaciszu prezesowskich gabinetów, przy udziale jednej z miejscowych redakcji. W ten sposób "sprzedano" transferowy hit na hity minionej zimy. Co gorsza w Unibaxie nie wyciągają wniosków. Polityka informacyjna klubu w zakresie zakontraktowania lub nie Ryana Sullivana była jeszcze gorsza. Menedżer drużyny swoje, prezes swoje, trener jeszcze coś innego. Wszystko to sprawiło, że każdy może powiedzieć, iż w Unibaxie panuje informacyjny bałagan. Nie zgrali się panowie ewidentnie.

Ale dzisiaj nie tylko o czarnym PR. Jest w Polsce klub, który bardzo dobrze rozumie na czym polega marketing i umiejętność właściwego "sprzedania" swoich działań. Falubaz Zielona Góra zakontraktował Klaudię Szmaj. Wszyscy doskonale wiemy, że sukcesem sportowym tej zawodniczki, będzie w przyszłości zdobycie punktu w normalnej rywalizacji z mężczyznami (bez defektów i upadków). Nie o jej umiejętności sportowe tutaj jednak chodziło. Chodziło o stworzenie pewnego "produktu". Produktu pod nazwą "kobieta w polskim żużlu". Chwilę potem pojawiła się informacja o pozyskaniu sponsora, a przez ostatnie dwa tygodnie media interesują się każdym krokiem tej zawodniczki. Do rangi wydarzenia medialnego urósł jej pierwszy trening, wizyta na Motoarenie czy wreszcie perspektywa pierwszego startu ligowego. I tak to się robi. Kiedyś podobny ruch z Nanną Jorgensen wykonali działacze KM Ostrów. Nie poszli jednak za marketingowym ciosem. Proponuję w tym zakresie podglądać Falubaz!

Fair play po polsku

Podobny apel do tego, który wystosował przewodniczący Piotr Szymański mógł również przesłać prezes Speedway Ekstraligi Wojciech Stępniewski. To właśnie w Ekstralidze emocje sięgają zenitu i nie zawsze mecze toczą się w duchu fair play. Wśród małych "wykroczeń" w tym zakresie razi w oczy posunięcie działaczy Polonii Bydgoszcz. Rezygnacja z Hancocka i Łoktajewa z pewnością ma swoje uzasadnienie finansowe. Ze sportowego punktu widzenia jest jednak skrajnie nieuczciwe w stosunku do klubów, które w przeszłości musiały rywalizować z Polonią jadącą w najsilniejszym składzie, a teraz będą musiały się pogodzić z faktem, że ich bezpośredni przeciwnicy w walce o pierwszą czwórkę lub utrzymanie, będą mieli po prostu łatwiej. Krótko: to nieuczciwe!

Damian Gapiński

Źródło artykułu: