Rekord Pawlickiego świadczy, że tor był bezpieczny? Cegielski: To jest zły argument

Przemysław Pawlicki pobił rekord toru i dlatego można uznać, że tor w Lesznie był bezpieczny? - To jest akurat zły argument - twierdzi Krzysztof Cegielski.

- Po pierwsze bardzo źle się stało, że doszło do takiej sytuacji. Zabrakło osoby lub osób, które mogłyby to wszystko załagodzić. To wszystko nawarstwiało się coraz bardziej od samego rana w niedzielę. Od rana miałem już jakieś informacje, że coś może się wydarzyć i mogą być w Lesznie problemy. Teraz należy wyjaśnić kto i co w którym momencie mógł zrobić. Obie strony mogły zrobić więcej - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Krzysztof Cegielski.

Mecz w Lesznie nie był jedynym, który miał status zagrożonego. W innych miastach jednak problemów nie było. - Ja byłem akurat w Tarnowie i tam też padało przez trzy dni, aż do niedzieli rana. Po południu o tej samej godzinie tor był równy jak stół. Być może sposób przygotowania toru w Lesznie nie sprzyjał temu, żeby przyjąć odpowiednie ilości wody i nie zostały zachowane wszystkie procedury. To na pewno należy wyjaśnić. Z drugiej strony trzeba zauważyć to, że zawodnikom z Leszna jazda na pełnym gazie nie sprawiała żadnych problemów. Gdyby ten tor był jakoś bardzo dziurawy, to na pewno byłoby to widać w trakcie tych 15 biegów. Na pewno bym jakieś nierówności w powtórkach telewizyjnych zauważył, ale ich raczej nie było - wyjaśnia Cegielski.

W trakcie zawodów rekord leszczyńskiego toru pobił Przemysław Pawlicki. Krzysztof Cegielski nie zgadza się jednak ze stwierdzeniem, że od takich sytuacji należy uzależniać ocenę stanu toru. - W mojej ocenie to jest argument na niekorzyść leszczyńskiego klubu. To by znaczyło, że tor był bardzo przyczepny. Z reguły na takich nawierzchniach osiąga się najlepsze czasy. Pamiętam zawody sprzed dwóch czy trzech lat, kiedy Janusz Kołodziej bił rekord toru dwa lub trzy razy w trakcie spotkania, a tor był naprawdę bardzo wymagający. Momentami warunki były zbyt trudne, żeby jeździć w czwórkę. Moim zdaniem ten argument jest akurat zły. Niemniej jednak po jeździe leszczyńskich zawodników nie było widać braku płynności - zauważył Cegielski.

- Strona rzeszowska również ma swoje przeżycia. Pamiętam mecz sprzed dwóch lat, kiedy bardziej walczyli ze sobą i torem niż z rywalem. Wtedy byli przez gospodarzy prawie dublowani. To nie miało wiele wspólnego z żużlem i emocjami, których chcą być świadkiem kibice. To jednak było dwa lata temu, a tor w niedzielę w ogóle nie przypominał tamtego. Nawet w tym roku były biegi, w których zawodnicy mieli więcej problemów z płynną jazdą niż w tym spotkaniu, o którym mówimy. Być może należało rozmawiać, przeanalizować wszystko i wyjechać do tych zawodów po próbnych jazdach. W mojej ocenie nie zrobiono wszystkiego, żeby te zawody się odbyły. Naprawdę można było uniknąć dyskusji na ten temat i wstydu za całą ligę za wynik 75:0 - ocenia Cegielski.

Krzysztof Cegielski nie zgadza się również z argumentem, że poczynania rzeszowian determinowała przede wszystkim forma fizyczna Nickiego Pedersena, który nie był pewny startu w niedzielnym meczu. - Nie sądzę. Myślę, że chodziło raczej o doświadczenia rzeszowian z leszczyńskim torem. Nicki pewnie nie byłby zachwycony jazdą na trudnym torze, ale on był w dużo lepszym stanie niż dzień wcześniej w Cardiff. Wydaje mi się, że nastawienie rzeszowian spowodowało, że pewne sprawy się nawarstwiły i taki był ich finał. Nicki Pedersen nie takie przeszkody już w swojej karierze pokonywał. Wydaje mi się, że obie strony mogą mieć do siebie pretensje - zakończył Cegielski.

Źródło artykułu: