Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie: Nieboszczyk z twarzowym uśmiechem

Wczesna wiosna 1964 roku. Polski żużel zdołał już okrzepnąć na międzynarodowej arenie, zdobyć pierwszy złoty medal mistrzostw świata (pamiętny finał DMŚ we Wrocławiu w 1961 roku).

W tym artykule dowiesz się o:

Ale też pojawiły się odznaki "zmęczenia materiału". W sezonie 1963 żaden Polak nie pojechał w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata, nie licząc "uciekiniera" Tadeusza Teadorowicza, który był na Wembley rezerwowym, ale reprezentując Anglię. Kluby narzekały na problemy sprzętowe, a wszyscy na to, że zawody zrobiły się nudne (nota bene skąd my to znamy?). W tej sytuacji działacze zaczęli się zastanawiać co zrobić, aby polski żużel stał się bardziej interesujący. Zwracano uwagę między innymi na bardzo dużą różnicę poziomów pomiędzy poszczególnymi zawodnikami rywalizującymi w jednej lidze. Pomysłów aby zmienić taki stan rzeczy nie brakowało.

Jednym z nich było wprowadzenie systemu handicapowego. Oczywiście takie rozwiązanie polegające na tym, że zawodnik, czy zawodnicy ma na starcie pewną przewagę dystansu był w Polsce wcześniej znany. Stosowano go dosyć często przy organizacji zawodów, szczególnie przed wojną, kiedy to do wspólnej rywalizacji przystępowali posiadacze motocykli różnych klas. To miało wyrównać różnice sprzętowe. Sposób takiego rozgrywania wyścigów podpatrzył ówczesny przewodniczący Głównej Komisji Żużlowej Rościsław Słowiecki podczas pobytu z naszą reprezentacją w Szwecji. Szwedzki podzielili zawodników na trzy grupy, w zależności od prezentowanej przez nich klasy sportowej. Ci zaliczani do grupy najsłabszej (była ona zresztą najliczniejsza) startowali spod taśmy. Nieco z tyłu startować do biegu miała kolejna grupa zawodników, natomiast "gwiazdy" ustawiały się, jeżeli wyjeżdżały akurat do biegu, jeszcze dalej od taśmy.

Do tej ostatniej, elitarnej grupy zaliczono czterech zawodników. Byli to żużlowcy Vargarny: Bjoern Knutsson i Soren Sjoesten, zawodnik Dackarny: Rune Soermander oraz reprezentujący Gettingarnę: Goete Nordin i Leif Larsson. A więc medaliści, ewentualnie finaliści mistrzostw świata. Zasady szwedzkiego handicapu i swoje wnioski z takiego rozwiązania przedstawił Słowiecki w jednym z numerów biuletynu Polskiego Związku Motorowego wywołując żywą dyskusję, w której poważnie brano pod uwagę wprowadzenie takiego rozwiązania także w polskich ligach! O tym jakie emocje wywoływał ten pomysł świadczyć może dyskusja jaka toczyła się podczas dorocznego spotkania aktywu sportu żużlowego w marcu 1964 roku. W imieniu GKŻ jeden z jej działaczy Zygmunt Sumiński przygotował nawet projekt regulaminu nowego systemu, I rozpoczęła się a debata. Za nowym systemem optował między innymi przedstawiciel toruńskiej Stali Benedykt Rogalski.
- Uważam, że jednym z czynników podstawowych, który w pewnym sensie pogodził by sprawę podniesienia poziomu sportowego i stan kasy w klubach - to system handicapu. Zawodnik startujący z tyłu, a mający ambicje sportową zawsze będzie dążył do uzyskania lepszego miejsca, a tym samym podniesie swój poziom jeździecki -

argumentował. Inni zaczęli jednak piętrzyć trudności. Przedstawiciel bydgoskiej Polonii zauważył, że: - system handicap byłby stosowany w przypadku ujednolicenia parku maszyn. A dziś mało, że postawimy zawodnika 20 metrów z tyłu - to jeszcze nie potrafimy dać mu części do motocykla, by mógł gonić rywala - i proponował, aby podzielić zawodników nie na trzy, ale tylko na dwie grupy i najpierw wypróbować nowy system w meczach o charakterze towarzyskim. O innych przeszkodach mówił znany działacz, publicysta, ale także sędzia Władysław Pietrzak. - Sędziuję już 15 lat, lecz przy systemie handicap podjąłbym się tego tylko we Wrocławiu, gdzie ze stanowiska sędziego można bez zeza objąć wzrokiem 3 linie startowe. Handicap jest z punktu widzenia sportowego cyrkowym wypaczeniem żużla. Ten, kto jest lepszy musi mieć okazję wygrywania startując w tych samych warunkach co inni zawodnicy. Moim zdaniem handicap jest próbą nadania nieboszczykowi twarzowego uśmiechu w trumnie! Należy w naturalny sposób zmniejszyć różnice między zawodnikami, a przede wszystkim intensywnie szkolić. Nikt nie będzie miał ochoty dobrze jeździć, by potem wejść do grupy jeżdżących w trudniejszych warunkach.

A sprawę spuentował obecny na naradzie przedstawiciel Głównej Komisji Kultury Fizycznej i Turystyki: - Handicap nie powinien mieć miejsca w uczciwym sporcie i moim zdaniem należy strzec wartości żużla jako sportu, jeśli ktoś nie potrafi sprostać innym, niech dotąd ćwiczy, aż osiągnie odpowiednią formę i stać go będzie na wygrywanie z lepszymi. I tak pomysł wprowadzenia do polskich lig handicapu upadł, chyba na szczęście.

Ale sama idea gdzie gdzieniegdzie przetrwała. Na przykład jakiś czas temu miałem okazję być w Ipswich na zamykającym sezon turnieju 16 Laps Classic. W wyścigu finałowym na szesnaście okrążeń udział brało ośmiu zawodników ustawionych na starcie w dwóch liniach, z tym, że druga linię, 15 metrów od taśmy startowej tworzyli zawodnicy, którzy w zasadniczej części turnieju zajęli cztery pierwsze miejsca! Takie zabawy są dobre w towarzyskich wyścigach, ale w lidze byłyby chyba pomyłką i dobrze, że pozostały jedynie w sferze projektów.

Robert Noga

Komentarze (0)