- Czuję się dobrze. Odczuwam jednak ból w okolicy krzyżowo-lędźwiowej kręgosłupa i kręci mi się w głowie. Czuję się trochę tak, jakbym płynął promem (śmiech - dop. redakcji). Uważam jednak, że miałem kupę szczęścia. Nie mam żadnych złamań ani poważnych urazów - powiedział Andreas Jonsson.
Zawodnik przyznał, iż mało pamięta z tego feralnego startu. - Szczerze mówiąc, miałem w tym wyścigu słaby start. Kiepsko wyszedłem spod taśmy. Czułem już na starcie, że mój motocykl nie ma wystarczająco dużo mocy. Zostałem na starcie i starałem się wynieść się na zewnętrzną przy wyjściu z pierwszym łuku, tak żeby nabrać trochę prędkości, ponieważ Tomek Gollob miał świetny start i był bardzo szybki. Chciałem nabrać prędkości żeby go dopaść. Wtedy, gdy wyjeżdżałem z pierwszego łuku poczułem uderzenie w moje tylne koło. Obróciło mój motocykl, zobaczyłem bandę i za chwilę mocno w nią uderzyłem plecami. Dlatego cieszę się, że mogę teraz tu stać, rozmawiać i nie mam żadnych poważnych urazów ani złamań - opowiedział przesympatyczny Szwed.
Niewiele zabrakło do wygranej zielonogórskiej drużyny. O ostatecznym wyniku decydował ostatni bieg. - To było bardzo wyrównane spotkanie. My walczyliśmy z całych sił, nasi rywale też. Myślę, jednak że zabrakło nam trochę szczęścia. Torunianie mieli go dziś znacznie więcej.
W trakcie pojedynku doszło do pięć upadków. Czy nie było w tym żadnej winy toru? - Nie, wcale tak nie uważam. Tor był w porządku. Było wprawdzie kilka dziur, ale nic poważnego. Wyglądało jednak tak, że kilku chłopaków z Torunia miało z tym problem - wyjaśnił żużlowiec.
Chris Holder otrzymał od sędziego żółtą kartkę za nie sprowadzenie podczas biegu z toru, zdefektowanego motocykla. Jak Andreas oceni tą sytuację? - Nie widziałem tej sytuacji na żywo, a jedynie powtórkę na ekranie TV. Widziałem, że jego motocykl przestał działać. Nie wiem jednak dlaczego, co się stało. Nie chcę komentować tego, ponieważ tego nie widziałem - zakończył.