Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie: Wembley po raz pierwszy oczyma Polaka

Brytyjski stadion Wembley był świadkiem wielu historycznych wydarzeń sportowych. Oto jedno z nich oczami dziennikarza lat trzydziestych, w tekście Roberta Nogi.

W tym artykule dowiesz się o:

Wertując niedawno stare egzemplarze międzywojennej prasy, natknąłem się na interesującą relację z niebanalnej imprezy sportowej z połowy lat 20-tych. Otóż w Warszawie doszło do wyścigu dwóch motocyklistów na zamkniętym owalu toru! Rzecz działa się jednak na torze kolarskim, słynnych wówczas Dynasów, trudno zatem twierdzić, że był to początek sportu żużlowego w naszym kraju. Ot, taka ciekawostka. Dla ówczesnych pasjonatów sportów motorowych nie lada ciekawostką musiałaby być natomiast korespondencja wysłannika sportowego dziennika do Londynu - Witolda Hulanickiego. Otóż latem 1929 roku trafił on na słynny stadion Wembley na zawody w dirt tracku i swoje wrażenia postanowił zawrzeć w artykule, który "wysmarował" do redakcji. Całość, z której obficie skorzystał kilkadziesiąt lat później Andrzej Martynkin pisząc swój "Czarny Sport", jest barwnym opisem zupełnie nowego dla obserwatora znad Wisły zjawiska, któremu zdaje się dziwić niepomiernie. Zresztą, oddajmy mu głos „Trzy czynniki: krótki, grząski i płaski tor wytworzyły specyficzne wzruszenia dla widza, specjalny typ wyścigowca i maszyny, na której wykonuje on swoje karkołomne popisy (…) Fabryki motocykli wystylizowały specjalnego potwora - motocykl, który tylko z daleka przypomina zwyczajną maszynę. Motorek musi być wieloobrotowy. W maszynie nie ma biegów, startera, siedzenie jest przesadnie niskie, brak tłumika, cała lewa strona zakryta blachą i nie posiada podnóżka, bardzo mały rezerwuar na benzynę, to są charakterystyczne cechy konstrukcji wyścigowej maszyny. Pięć takich potworków potrafi zagłuszyć pięćdziesięciotysięczny tłum (…) Człowiek dosiadający tego dziwnego pegaza powinien mieć nogę uzbrojoną w żelazny but, ciągle na ziemi. W ciekawych momentach na krzywiźnie, cały ciężar maszyny spoczywa na tej ryjącej żużel nodze i musi ona być z dobrej gliny zbudowana, aby wyjść cało z tej diabelskiej opresji. Specjalne hełmy chronią oczy i głowę od strug żużlu wyrywanych z szaloną siłą spod tylnego koła przeciwnika.

Dziennikarz pisze też oczywiście o torze, zwracając uwagę, że mieści się on wewnątrz toru do wyścigów psów: - Aby widzowie mogli oglądać całość wyścigów motocyklowych ze wszystkimi jego emocjami, zmniejszono tor do 390 jardów długości - zakręty są płaskie, cały tor pokryty jest grubą warstwą żużlu”. Jest wreszcie passus o samych zawodnikach "Sława kierowcy zależy od umiejętności brania krzywych. Bo rzeczywiście, proszę sobie wyobrazić, wjeżdża taki pan w tempie 60-70- kilometrów na godzinę w piach, przy czym widzi tuż przed sobą płot. Musi więc zakręcić w piachu nie straciwszy równowagi. Różne są style jazdy. Jedni na prostej trzymają się zewnętrznej strony i ostro ścinają zakręt, inni walą środkiem i potem ich wynosi na same krańce, gdzie sypią potężną strugą żużlu prosto w twarze widzów”.

Dalej dziennikarz wymienia nazwiska, które specjalnie wpadły mu w oko: ”Nazwiska Frogley, Jackson, Watson, Parker znaczą tu to samo, co u nas Petkiewicz, Kostrzewski, Cejzik". Redaktor Hulanicki porównał więc ówczesnych rycerzy toru na Wembley do wybitnych wówczas gwiazd polskiego sportu, co miało uzasadnić wielką popularność nowego szaleństwa na Wyspach Brytyjskich. Autor wspomina, że wyścigi na żużlu odbywają się na tym wielkim stadionie raz w tygodniu, natomiast trzy razy w tygodniu na tym samym obiekcie organizowane są wyścigi psów. To zresztą taka angielska tradycja. Kto bywał na Wyspach na żużlowych stadionach z pewnością zauważył, że wiele z nich jest wyposażonych właśnie w tor do wyścigów psów, jednej z niezrozumiałych u nas namiętności wyspiarzy. Autor tej interesującej z perspektywy czasu korespondencji pomimo zapierającego dech w piersiach niemal literackiego opisu najwyraźniej nie był jednak zwolennikiem dirt tracku,skoro w konkluzji swojego artykuły zaznaczył: "Cała ta zabawa jest tylko dalekim echem tego, cośmy się przyzwyczaili nazywać sportem". Tak więc trochę dziwił się, że takie harce potrafi oglądać regularnie kilkadziesiąt tysięcy widzów. No cóż, jak to mówią, każdy ma prawo do swojej opinii. Ale zapewne dzielny polski dziennikarz, który zapewne przypadkowo trafił na zawody żużlowe nie przewidział zapewne ,co stanie się już niebawem. My to już doskonale wiemy. Popularność motocyklowych wyścigów torowych na żużlu ruszy z siłą górskiej lawiny. Przecież już siedem lat po wizycie Hulanickiego w Londynie na Wembley rozegrany zostanie pierwszy finał Indywidualnych Mistrzostw Świata. Tym samym żużel pewnym krokiem wedrze się do rodziny bardzo popularnych sportów bynajmniej nie tylko na Wyspach Brytyjskich. Bo przecież w momencie kiedy legendarny Australijczyk Lionel van Praag zostawał historycznym, pierwszym mistrzem świata także w Polsce nowe szaleństwo było już znane i popularne. W Mysłowicach wybudowano bodaj pierwszy w kraju żużlowy owal, współcześnie można by na nim urządzić zawody na długim torze, miał bowiem, jak pisze wspomniany wyżej Martynkin 800 metrów długości. Rok po wspomnianej londyńskiej korespondencji następuje jego inauguracja i tak oto w dziejach polskiego sportu otwiera się nowy, jakże bogaty w sukcesy i wydarzenia rozdział. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.

Robert Noga

Komentarze (4)
czefan
3.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brawo i dziękuję 
kapitan bomba
3.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Noga jest spoko, fajnie się go czyta :) 
avatar
Wzzzwz
3.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Oby więcej takich ludzi na tym serwisie.
PS
http://www.sportowefakty.pl/kibice/25089/blog/1318/spekulacje-transferowe-czas-zaczac 
Arizona
3.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dziękuję Panu, - Panie Robercie za ten i wiele poprzednich opowiastek! Zawsze z ciekawością czytam wszystkie Pana: "Żużlowe podróże w czasie"! Pozdrawiam z Arizony!