Jarosław Handke: Co możesz powiedzieć na temat meczu w Rybniku?
Ronnie Jamroży: - Jeśli chodzi o to spotkanie w moim wykonaniu, to wydaje mi się, że było bardzo dobre. Zdobyłem z bonusem dwanaście punktów, jest to całkiem przyzwoity rezultat. Tor był dziurawy, ale równy dla wszystkich. W swoich pierwszych dwóch biegach musiałem trochę poszukać czegoś w ustawieniach. Potem już to coś znalazłem, wygrałem dwa biegi. W wyścigu piętnastym mogłem pojechać lepiej, ale ustawiłem się za szeroko, Grzesiek Knapp "wyskakiwał" z krawężnika, na pewno nie wiedział, że to ja jadę za nim i dojechał do płotu. Wtedy minął mnie "Świder", dostałem w oczy tak pylistą szprycą, że po prostu nic nie widziałem. Jechałem tylko po to, żeby ukończyć ten bieg na punktowanej pozycji, bo nie było już mowy o walce o lepsze miejsce niż trzecie. Szkoda, że nie było żadnej rezerwy taktycznej czy jokera.
W Rybniku często wygrywaliście starty, ale dobre pozycje traciliście często na dojeździe do pierwszego łuku, bądź też na wyjściu z niego. Co było tego przyczyną?
- Jeśli chodzi o mnie, to spory wpływ miały na to źle dobrane przełożenia. W dwóch moich pierwszych wyścigach, jak już mówiłem, miałem je nie najlepiej dobrane - wychodziłem bardzo dobrze ze startu, ale na trasie było już gorzej. Po wprowadzonych zmianach było już bardzo dobrze, zwłaszcza w biegu kiedy wygraliśmy z Marcelem 5:1. Ustawiliśmy się parą i przeciwnicy nie mogli nas wyprzedzić. W kolejnym biegu, w którym jechałem wraz z Marcelem, również prowadziliśmy podwójnie, ale wiedziałem, że za naszymi plecami jedzie "Świder" i można było przewidzieć, że minie nas obu. Zdecydowałem więc, że nie będę czekał za kolegą z pary i będę uciekał do przodu. Wygraliśmy w tym biegu 4:2.
Sposób przygotowania rybnickiego toru, jak widać po wynikach, pasował zarówno Grzegorzowi Knappowi, jak i tobie. Czy myślisz, że gdyby podobnie przygotować rawicki owal do najbliższych zawodów, czulibyście się na nim tak samo dobrze?
- Nie jesteśmy w stanie przygotować w Rawiczu toru w podobny sposób. U nas jest zupełnie inna geometria. Mamy ten tor, jaki mamy i trzeba go przygotować w jak najlepszy możliwy sposób. Wygrywać na nim będziemy na pewno wtedy, kiedy będzie pasował nam, a nie przeciwnikom. Tor musi być naszym atutem od początku zawodów, a nie może być sytuacji, że podobnie jak rywale, w trakcie meczu szukamy dopiero przełożeń.
Rzadko w tym sezonie na wyjazdach zdobywacie tyle punktów co w Rybniku, czyli 35. Czy myślisz, że na torze w Rawiczu, gdyby dodać do czwórki seniorów jednego niezłego obcokrajowca, jesteście w stanie powalczyć o pierwsze zwycięstwo?
- Spokojnie w takim przypadku jesteśmy w stanie powalczyć o zwycięstwo. Jeśli chodzi o jakiegoś obcokrajowca, to myślę, że mógłby być nim Antonio Lindbaeck, który był "do wzięcia" przed trzema miesiącami. Gdybyśmy mieli w składzie Antonio, to myślę, że mielibyśmy na koncie już kilka punktów. Było widać, że "Toninho" w pierwszych meczach w Polsce nie błyszczał, ale teraz jest w świetnej formie i Rybnik może być z niego zadowolony. Dodam jeszcze zdanie o naszym meczu w Rybniku. Uważam, że stosując jokera i zmiany taktyczne, mogliśmy wywieźć stąd 40 punktów. O to dlaczego takich roszad nie było, trzeba spytać trenera.
Rybniczanie wywalczyli podczas meczu w Rawiczu więcej punktów niż w potyczce z Kolejarzem na własnym torze. Pokazaliście, że tacy zawodnicy jak Świderski czy szczególnie Kuciapa, są do objechania. Dlaczego mieliście z nimi tyle problemów przed własną publicznością?
- Jeżeli chodzi o mnie, to byłem podczas meczu w Rawiczu dobrze dysponowany, może poza tymi upadkami, które miały spory wpływ na mój końcowy wynik tego dnia. Ciężko mi stwierdzić, dlaczego tak było, że na wyjeździe lepiej radziliśmy sobie z tymi zawodnikami i potrafiliśmy z nimi wygrywać. Musimy przygotować sobie tor na treningu, usiąść, porozmawiać, jaki on ma być. Wtedy może coś z tego wyjdzie. Jak do tej pory, to sposoby przygotowania toru na wszystkie dotychczasowe mecze nie przynosiły skutków. W kilku meczach pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać choćby poszczególne biegi. Było sporo meczów na styku, ale zawsze czegoś brakowało. Chciałbym wygrać choćby jeden mecz z Kolejarzem w tym roku, choćby dla samej satysfakcji, żeby udowodnić wszystkim, że nie jesteśmy tacy słabi, za jakich wielu nas uważa.
Do zakończenia krótkiej przygody Kolejarza z I ligą pozostały w tym roku jeszcze trzy mecze przed własną publicznością. Który z nich uważasz za najbardziej realny do wygrania? Wydaje się, że ten najbliższy z GTŻ Grudziądz wcale nie będzie arcytrudny...
- Ciągle wszyscy mówią o tym samym, że każdy mecz jest do wygrania. I to jest racja, bo możemy wygrać w każdym meczu, ale zróbmy coś, aby tak się stało. Trzeba pojechać jako drużyna, zrobić tor, z którym nie mielibyśmy problemów. Jeżeli każdy pojedzie na miarę swoich możliwości, to jesteśmy w stanie wygrać w każdym z meczów u siebie, które nam pozostały do końca sezonu.
Czy można powiedzieć, że w tej chwili jeździsz już dla siebie, aby pokazać się działaczom innych klubów w kontekście przyszłego sezonu?
- Nie podchodzę do tego w ten sposób. W każdych zawodach chcę pojechać jak najlepiej. W meczu z Rybnikiem pokazałem, że myślę o drużynie, kiedy minąłem Marcela i ustawiliśmy się parą, blokując rywali. Na pewno leży mi na sercu dobro drużyny, niemniej jednak muszę patrzyć także na swoje wyniki. Jeśli ja pojadę słabo, to automatycznie spada ilość punktów zdobytych przez drużynę, więc zawsze staram się jechać jak najlepiej, bo przez to dobry wynik może osiągnąć drużyna.