Odwrót kibiców żużla z dużych miast

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Patrząc na tegoroczną frekwencję podczas meczów żużlowych, rzuca się w oczy niepodważalny fakt, że w największych miastach przychodzi najmniejsza liczba kibiców. Inaczej jest w przypadku piłki nożnej.

Jeśli spojrzy się na klasyfikację frekwencji piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy w sezonie 2011/12, to na pierwszym miejscu jest Legia Warszawa, na której mecze średnio chodziło ponad 20 tysięcy osób. Kolejne miejsca zajmują Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław, Wisła Kraków i Lech Poznań - na wszystkie przychodziło średnio ponad 15 tysięcy ludzi na mecz. Szósta jest Cracovia.

W I lidze sytuacja wygląda podobnie. Na pierwszych czterech miejscach znalazły się Zawisza Bydgoszcz, Piast Gliwice, Arka Gdynia i Pogoń Szczecin. Co łączy te kluby? Są z największych polskich miast. Jedynie w Łodzi, gdzie są dwa rywalizujące ze sobą kluby i infrastruktura sportowa pozostawia wiele do życzenia, nie przychodziło tak wiele osób.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w żużlu. Jeśli spojrzy się na dwadzieścia największych miast w Polsce, to obecnie sekcję żużlową ma osiem z nich (Kraków (2. miejsce pod względem liczby ludności), Łódź (3. miejsce), Wrocław (4. miejsce), Gdańsk (6. miejsce), Bydgoszcz (8. miejsce), Lublin (9. miejsce), Częstochowa (13. miejsce) oraz Toruń (16. miejsce). W tych największych ośrodkach są jednak spore problemy z frekwencją. Na pierwszych miejscach pod względem frekwencji (obok Częstochowy) są natomiast takie miasta jak Tarnów (35. miejsce), Gorzów (31. miejsce) i Zielona Góra (33. miejsce), czyli ośrodki mające nieco ponad 100 tysięcy mieszkańców.

Na meczu zespołów z Wrocławia i z Gdańska, trybuny świeciły pustkami
Na meczu zespołów z Wrocławia i z Gdańska, trybuny świeciły pustkami

Trzy ostatnie miejsca pod względem frekwencji żużlowej w ENEA Ekstralidze zajmują Lotos Wybrzeże Gdańsk, Polonia Bydgoszcz i Betard Sparta Wrocław, gdzie na sześć spotkań przyszło łącznie 20 tysięcy osób. Również problemy są w Łodzi - na mecze Orła przychodzi zdecydowanie najmniej osób, spośród wszystkich ośrodków pierwszoligowych. Trochę lepiej na tle drugiej ligi wygląda sytuacja w Krakowie, jednak 2 200 osób przychodzących na jeden mecz Speedway Wandy, to również zdecydowanie poniżej potencjału drugiego z największych miast w Polsce. Nie mówiąc już o tym, że takie miasto jak Kraków, ma klub w najniższej klasie rozgrywkowej. Według trenera Betardu Sparty, Piotra Barona duży wpływ na marną frekwencję we Wrocławiu mają wyniki osiągane przez jego zespół. - Na kibiców trzeba sobie zasłużyć i zapracować. Robimy wszystko, aby przychodzili oni na nasze spotkania i z meczu na mecz widzimy coraz więcej osób na Stadionie Olimpijskim. Wierzę, że na pojedynek z Polonią też przyjdą. Mam świadomość, że to wakacyjny okres i cześć mieszkańców Wrocławia i okolic mogących przyjść na mecz wyjechała na wczasy, ale staramy się jako drużyna, żeby jak najwięcej ludzi zasiadło na trybunach - powiedział Baron.

- Nie powiedziałbym, że Wrocław nie żyje żużlem. Jest tu po prostu tak wiele pokus, że ludzie mają wiele różnych rozrywek do wyboru i trudno ich zachęcić do tego, żeby poszli na stadion. Wrocław jest jednak według mnie miastem z perspektywami. Myślę, że jak drużyna będzie tak waleczna jak teraz, to na mecze będzie chodziło coraz więcej osób - stwierdził. [nextpage]

Zapełnione w malym stopniu trybuny widać też na meczach w Gdańsku
Zapełnione w malym stopniu trybuny widać też na meczach w Gdańsku

Na tym samym wózku co Wrocław, jedzie Gdańsk. Również tutaj konkurują ze sobą o kibiców klub piłkarski i klub żużlowy, w obu miastach powstały nowoczesne stadiony na Euro 2012, a do tego w stolicach Dolnego Śląska i Pomorza jest wiele rozrywek nie związanych ze sportem. - Problem spadającej frekwencji na pewno istnieje i to w odniesieniu nie tylko do dużych miast, ale także tych mniejszych, choć trzeba się zgodzić z tym, że w takich ośrodkach jak Gdańsk czy Wrocław zjawisko to widać bardziej - przyznał Grzegorz Rogalski, rzecznik prasowy Lotosu Wybrzeże. Z czym ma to związek? - Trudno jednoznacznie oceniać. Na pewno wpływ na taki obrót spraw ma sytuacja materialna Polaków, nie bez znaczenia był pewnie także fakt, że oba wymienione miasta były gospodarzami Euro 2012, choć oczywiście problemy z liczbą kibiców odwiedzających stadiony nie zaczęły się wraz ze startem piłkarskich zmagań, tylko już wcześniej. Trzeba sobie powiedzieć, że także żużlowa infrastruktura w Gdańsku i Wrocławiu wymaga inwestycji, bo jest to element, który w dzisiejszych czasach odgrywa niebagatelne znaczenie. Ludzie oczekują komfortu. Wydaje się jednak, że to głównie wynik sportowy mógłby przyczynić się do zapełnienia gdańskiego stadionu. Emocje i walka o wysokie cele to właśnie to, co przyciąga kibiców na trybuny - zauważył Rogalski.

W Łodzi na na mecze chodzi średnio nieco ponad 2 tysiące osób
W Łodzi na na mecze chodzi średnio nieco ponad 2 tysiące osób

W Łodzi patrząc na sytuację w mieście, sympatie kibicowskie rozdzielają się przede wszystkim na Widzew i ŁKS. Trochę z boku stoi natomiast łódzki Orzeł. Nikłe zainteresowanie żużlem w jednym z największych miast w Polsce nie jest spowodowane tym, że łodzianie nie wiedzą o istnieniu tej dyscypliny. - W Łodzi są trzy gazety i praktycznie codziennie w którejś z nich coś się pisze o żużlu. Do tego wynajęliśmy w tramwajach i w autobusach reklamy. Ciągle jednak przychodzi określona liczba osób. Podobnie jest teraz we Wrocławiu, czy w Gdańsku. W ośrodkach, w których jest piłka na wysokim poziomie, lub inne sporty, ciężej o kibiców - stwierdził sponsor Orła, Witold Skrzydlewski. - Każdy zastanawia się na co iść. Podobnie wygląda sprawa ze sponsorami. Żużel to wyjątkowo drogi sport, a już za 100 tysięcy złotych w ekstraligowej koszykówce można zostać sponsorem tytularnym - dodał. Jak więc widać kluby żużlowe z największych miast w Polsce nie rywalizują tylko i wyłącznie o kibiców, a przecież w tych trzech miastach (lub też aglomeracjach, bo mówiąc o Gdańsku, nie można zapominać o Sopocie i Gdyni) są praktycznie do wyboru wszystkie dyscypliny sportowe i każdy może pójść na to, na co mu się podoba. Trzeba też pamiętać, że w każdym z tych ośrodków jest kilkadziesiąt sal kinowych, mnóstwo restauracji, galerii handlowych, wydarzeń kulturalnych, festiwali i innych atrakcji.

Problemy z frekwencją są również w Bydgoszczy
Problemy z frekwencją są również w Bydgoszczy

Obecnie do wyboru jest dużo więcej opcji i infrastruktura w miastach wyraźnie poszła w górę, czego nie można powiedzieć o "reanimowanych trupach", jakimi są obiekty żużlowe w największych miastach w Polsce. Ludzie polubili komfort i po wydaniu pieniędzy w innych miejscach, mecz żużlowy nie jest już dla nich tak atrakcyjny. Pomóc tu mogą jedynie wyniki sportowe oraz poprawa infrastruktury. Każdy ma świadomość, że bez żużla na wysokim poziomie w większych miastach, nie będzie on traktowany poważnie przez media i opinię publiczną. Aby ten sport się rozwijał, trzeba wyjść z nim do potencjalnych odbiorców, bo w tym momencie wielu z nich nie miało okazji poczuć jego piękna.

Źródło artykułu: