- Porażka. Celowaliśmy w finał, ale nie udało się. Nie lubię za bardzo ścigać się na tym owalu, ale na każdym torze trzeba jechać. Pierwszy bieg ze startu wygrałem, ale po kółku przeszedł mi Bartek Zmarzlik i tak zaczęły się zmiany. Niepotrzebnie po tym pierwszym biegu namieszałem sobie w głowie z ustawieniami. Na ostatni bieg wszystko pozmieniałem i już było trochę lepiej. Start wygrałem, ale jechałem za wąsko. Tor już się trochę rozsypał i nie rady jechać szerzej. Trzeba jechać dalej i walczyć do końca - powiedział po czwartkowym półfinale Srebrnego Kasku w Łodzi Wojciech Lisiecki, zawodnik Lechmy Start Gniezno.
Jak podkreśla junior gnieźnieńskiego klubu, to właśnie złe ustawienia były powodem jego słabego wyniku. Nie może on także odżałować swojego pierwszego biegu, w którym musiał uznać wyższość Bartosza Zmarzlika. - Mój słaby wynik, to wina tych niepotrzebnych zmian. Szkoda mojego pierwszego biegu, gdzie przez pewien czas prowadziłem, ale Bartosz Zmarzlik jechał dobrze i był dobrze spasowany. Jest on bardzo szybki. Startuje w ENEA Ekstralidze, brał udział w Grand Prix, więc nie jechałem z byle kim - mówił. - Niepotrzebne było to zmienianie ustawień, bo przez to szliśmy w złą stronę. Człowiek uczy się na błędach. Trochę tych błędów popełniamy w tym sezonie, ale powoli dochodzimy do wszystkiego - dodał.
Po zakończeniu łódzkiego półfinału Srebrnego Kasku, spora część zawodników była zadowolona z tego, że łódzki tor wygląda coraz lepiej i jest mniej dziurawych. Ale nie brakło także negatywnych opinii wśród zawodników. Jak na torze Orła czuł się Lisiecki? - Zawsze było tutaj dziurawo, jakieś upadki się zdarzają i tym razem było tak samo - przyznał.
W zawodach rozgrywanych na torze łódzkiego Orła wystąpiło sporo zawodników, którzy są związani ze Startem Gniezno. Stanowili oni ponad 1/3 uczestników. Poza Wojtkiem Lisieckim startowali tutaj Oskar Fajfer i Maciej Fajfer, oraz dwójka gnieźnian, która jest wypożyczona ze Startu. Mowa tu o Kacprze Gomólskim (Azoty Tauron Tarnów) oraz Marcinie Wawrzyniaku (Orzeł Łódź). - Szkoda, że w pięciu nie awansowaliśmy do finału. Jeszcze trzech dokooptować i połowa finałowej stawki to byliby gnieźnianie. Chłopaki weszli, a ja nie. Trudno, taki jest sport - zakończył.