Mirosław Jabłoński w pierwszych dwóch startach w Rzeszowie spisał się całkiem nieźle, jednak w trzecim biegu zanotował groźnie wyglądający upadek. - Rzeczywiście, do momentu mojego upadku było nie najgorzej. Zmieniłem trochę ustawienia, zrobiłem mocniejszy motocykl. W trzecim starcie podniosło mnie na jedno koło, mocno wyrzuciło z drugiego łuku, nie zdołałem opanować motocykla i na linii toru mojej jazdy stanęła niestety banda. Nie udało się wykierować obok; mocno przekoziołkowałem wraz z motocyklem. Skasowałem w tym biegu cały pierwszy motocykl. W ostatnim swoim staracie użyłem drugiego motocykla, a on nie był już tak szybki jak poprzedni, aczkolwiek trzy punkty to z pewnością nie jest najlepszy rezultat, ale też się z tego cieszę, bo pokazałem, że potrafię jechać i wygrywać z zawodnikami z Rzeszowa. Szkoda, że polegliśmy, ale pokazaliśmy lwi pazur i nie złożyliśmy łatwo broni - mówił po meczu młodszy z braci Jabłońskich. - Z moim zdrowiem jest w miarę dobrze. Naprawdę zdrowo walnąłem o tor, bo wszystko mnie boli. Czuję każdą część ciała. Skutki będą jednak widoczne dopiero nieco później, gdy adrenalina i emocje opadną. Zobaczę, czy może odpuszczę sobie czwartkowe zawody w Szwecji, bo nie wiem jak się będę czuł - dodał.
Co zatem było główną przyczyną kolejnej ligowej porażki Dospelu Włókniarz Częstochowa? - Perfekcyjnie spisywali się Grisza (Grigorij Łaguta dop. red.) i Daniel (Nermark dop.red.). Później oklapł trochę Kenneth Bjerre, a ja z "Zengim" (Grzegorz Zengota dop. red.) nie pojechaliśmy zbyt dobrze. Niestety to my nie zapunktowaliśmy, czyli po prostu zabrakło punktów drugiej linii. Nie ma co mieć zastrzeżeń do juniorów. To jest powód naszej porażki, nie ma co szukać innych wytłumaczeń. Trzeba też docenić dobrą jazdę gospodarzy, którzy byli bardzo dobrze spasowani z torem. Nam niestety po 10 biegu zaczęło iść pod górkę - stwierdził Mirosław Jabłoński w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Rzeszowianie przed meczem rewanżowym zyskali jedenaście punktów zaliczki. Czy wystarczy na obronę punktu bonusowego? - Myślę, że kwestia punktu bonusowego nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Skoro dzisiaj rzeszowianie wygrali taką różnicą, to czemu my nie mielibyśmy wygrać w Częstochowie punktem więcej?! - kończy.