"Bomber" wraz z Lee Richardsonem miał okazję bronić barw narodowej reprezentacji Wielkiej Brytanii w Drużynowym Pucharze Świata. W zeszłym sezonie razem startowali również w PGE Marmie Rzeszów. Richardson w pamięci Harrisa zapadnie przede wszystkim ze względu na niezwykle przyjazne usposobienie i uśmiech, który nie znikał z jego twarzy. - To na pewno smutny okres dla całego żużlowego środowiska. Zapamiętam go przede wszystkim, jako zawsze uśmiechniętą osobę. Bardzo dobrze spisywał się również na torze. To na pewno wielka, niepowetowana strata dla całego świata speedway’a. To jednak przede wszystkim wielki cios dla jego rodziny. Dogadywaliśmy się razem bardzo dobrze. Tamten sezon był bardzo udany. To, co się stało jest straszne i mam nadzieję, że nie będziemy mieli już do czynienia z takimi przykrymi rzeczami. Współczuję jego rodzinie, której życzę wszystkiego dobrego - mówi Chris Harris.
Po tragicznej informacji o śmierci Anglika ponownie rozgorzała dyskusja na temat bezpieczeństwa na żużlowych torach. Zdaniem Chrisa Harrisa, takie rzeczy się zdarzają i niestety są wkalkulowane w tak niebezpieczny sport, jakim jest żużel. - Nie zwalałbym winy na tor i jego złe przygotowanie i zabezpieczenie. Każdy jest inny. Takie sytuacje zdarzają się w życiu i mogą przytrafić się każdemu. Niestety, padło na Lee Richardsona. Teraz nic już tak naprawdę nie zmienimy. W przyszłości można zdecydowanie lepiej postąpić z niektórymi rzeczami - kończy Chris Harris.